Spis treści
W ocenie Ministerstwa Energii Polska znacznie wyprzedza plany rozwoju energetyki odnawialnej. Problem w tym, ze ministerstwo szacuje to w oparciu o… przestarzałe dane, nie śledzi dynamiki zmian i patrzy tylko na jeden z trzech sektorów. Jak daleko jesteśmy od celu na 2020 rok?
Minister energii Krzysztof Tchórzewski przekonywał niedawno z Sejmowej mównicy, że Polska znacznie przekracza potrzebny nam udział „zielonej” energii przez co tracą odbiorcy. Niedawno pisaliśmy o micie obciążania kosztami „zielonej” energii polskiego przemysłu, pokazując wręcz, że największe energochłonne firmy płacą dzięki OZE dużo mniejsze rachunki za prąd. Ich koszt energii liczony razem z subsydiami do energetyki odnawialnej spadł w ciągu ostatnich pięciu lat o ok. 24%.
Postanowiliśmy zająć się także drugą tezą – o znacznym przekraczaniu udziału OZE. Tym bardziej, że także w ocenie wiceministra energii Andrzeja Piotrowskiego Polska znacznie wyprzedza plany produkcji „zielonej” energii i nie ma powodów do zmartwień co do osiągnięcia celu udziału 15% energii z OZE w 2020 roku. Jak przekonuje, departament odpowiedzialny za energetykę odnawialną mógłby niemal iść na urlop na dwa lata, a i tak osiągnęlibyśmy zakładany cel, czego jednak na pewno nie zamierza robić. W Sejmie jest już bowiem nowelizacja ustawy o OZE, która ma zmienić system wsparcia dla technologii produkujących „zielony” prąd.
Teza ministerstwa o wyprzedzaniu planów rozwoju OZE jest niestety daleka od rzeczywistości. W 2014 roku (ministerstwo nie ma jeszcze lub nie ujawnia dziennikarzom danych za 2015 rok) udział energii ze źródeł odnawialnych wyniósł 11,45% – czyli dokładnie tyle, ile zakładał rządowy plan. Rok wcześniej – z udziałem 11,35% byliśmy jednak zauważalnie powyżej założeń. Gdyby tendencja z poprzednich pięciu lat się utrzymała, Polska nie spełni celu.
Minister energii nie mylił się jednak mówiąc, że przekraczamy cel – chodziło jednak o cel minimum, poniżej którego Polska narażałaby się na postępowanie o naruszenie unijnych zobowiązań. Ten cel dla Polski wynosił w 2014 roku 9,54%. Poniżej progu minimum w całej Unii Europejskiej jest tylko jeden kraj – Holandia. Wszystkie pozostałe państwa członkowskie bardzo znacznie go przekraczają. Co trzeci kraj Unii Europejskiej przekroczył już nawet swój ostateczny cel na 2020 rok. Wśród nich zdecydowana większość to kraje z Europy Środkowo-Wschodniej – Czechy, Bułgaria, Rumunia, Litwa, Estonia i Chorwacja.
Skąd zatem teza o wyprzedzaniu celu o dwa lata? Chodzi jedynie o jeden sektor – energii elektrycznej. W sektorze ciepła sytuacja jest nieznacznie lepsza, ale może się pogorszyć w zależności od… wyników ankiety (o czym będzie niżej). Natomiast w sektorze transportu jest bardzo zła i jesteśmy tam znacznie poniżej celu. Ministerstwo Energii w swoich wypowiedziach i ostatnich działaniach legislacyjnych skupia się przede wszystkim na sektorze energii elektrycznej, chociaż dwa pozostałe sektory mają odpowiadać za dwie trzecie łącznego celu OZE Polski na 2020 rok w wysokości 15%.
2014: Nieznacznie powyżej celu
W swoich analizach resort pomija kilka bardzo istotnych czynników. Po pierwsze prognoza produkcji „zielonej” energii elektrycznej, na której opiera się ministerstwo, zawiera dawno nieaktualne dane. Została sporządzona w oparciu o prognozę zużycia energii z Polityki energetycznej Polski do 2030 roku (PEP 2030). Ta ścieżka, zaakceptowana przez rząd w 2009 roku, jest jednak bardzo niedoszacowania. Zgodnie z PEP 2030 zużycie energii elektrycznej w 2015 roku miało wynieść 152,8 TWh, podczas gdy w rzeczywistości wyniosło aż 161,4 TWh (według danych Polskich Sieci Elektroenergetycznych) lub 164,4 TWh (wg danych Agencji Rynku Energii). Aby spełnić cel w obszarze energii elektrycznej Polska będzie zatem potrzebować znacznie więcej „zielonej” energii, niż wynika to z rządowego planu (tzw. KPD). Widać to zresztą w statystykach Komisji Europejskiej – w 2014 roku zamiast znacznie wyprzedzać cel (w wysokości 12,2%) ledwo go przekroczyliśmy (osiągając 12,4%).
2015: Znacznie powyżej celu
Z danych Agencji Rynku Energii wynika, że udział OZE w zużyciu energii elektrycznej w 2015 roku (13,7%) także był wyższy od celu (13%). Stało się tak dzięki… znacznie szybszemu rozwojowi energetyki wiatrowej i wyjątkowo dobrej wietrzności.
2016: Nieznacznie poniżej celu
W tym roku sytuacja będzie jednak gorsza. Ze względu na zbyt niskie wsparcie, elektrownie węglowe ograniczyły współspalanie biomasy. Dodatkowo ze względu na trwającą suszę, ten rok może być trzecim z rzędu ze spadkiem produkcji w hydroelektrowniach. Istotny wzrost produkcji (przy gorszej wietrzności) odnotowały tylko elektrownie wiatrowe. W najlepszym wypadku produkcja „zielonego” prądu w 2016 roku pozostanie na poziomie z poprzedniego. Tymczasem zużycie energii istotnie rośnie – w ciągu pierwszych czterech miesięcy o 2,18%. Rośnie także cel – w tym roku wyniesie 13,85%. Najprawdopodobniej nie uda się go osiągnąć.
2017-2018: Znacznie poniżej celu
Tymczasem jeszcze gorzej zapowiada się 2017 rok. Wejście w życie nowego systemu wsparcia wyhamuje rozwój OZE. Powstawać będą tylko te instalacje, które uzyskają wsparcie w aukcjach. Jedna lub dwie pierwsze aukcje mają co prawda zostać zrealizowane w tym roku, jednak będą obejmować niewielkie wolumeny energii (z naszych informacji wynika, że mogą to być aukcje w których największe szanse mają biogazownie i fotowoltaika). Większe aukcje mają zostać przeprowadzone dopiero w przyszłym roku, a preferowane powinny być instalacje biomasowe i biogazowe lub hybrydowe – ich budowa i rozruch zajmują do dwóch lat. Więc jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, powstaną dopiero w 2019 roku. Tymczasem cel udziału „zielonej” energii na lata 2017 i 2018 nadal rośnie – odpowiednio do 14,68% i 15,64%.
2019: Luka 7 TWh do pokrycia w aukcji
W 2019 roku, w którym zaczną działać instalacje z pierwszych dużych aukcji OZE, cel będzie wynosić już 16,78%, a produkcja „zielonej” energii nadal będzie jeszcze oscylować wokół tej z lat 2015-2016. Jednak uwzględniając 2% wzrost zużycia energii rocznie, w 2019 roku udział OZE w sektorze elektroenergetycznym spadnie do 12,6%. Luka produkcji „zielonego” prądu wyniesie 7 TWh – taki roczny wolumen produkcji powinien zakontraktować na przyszłorocznych aukcjach rząd. Dla porównania ubiegłoroczna produkcja wszystkich biogazowni w Polsce wyniosła 0,8 TWh, wszystkich elektrowni wodnych 1,8 TWh, a wszystkich elektrowni na biomasę 4,5 TWh. Drugie tyle wygenerowało współspalanie biomasy, a 10,8 TWh farmy wiatrowe.
Ciepło z OZE to loteria
Nie lepiej wygląda perspektywa spełnienia celu OZE w sektorze ciepłą i chłodu. W 2014 roku osiągnęliśmy tam 13,95% udziału „zielonego” ciepła w stosunku do zakładanych 13,29%. Problem w tym, że zdecydowana większość tego sektora to czysta statystyka. Rząd, dolicza bowiem do celu OZE każdą biomasę spalaną w polskich domach, choćby było to drewno do kominka. Ponieważ oczywiście nie jest wstanie tego monitorować, wyliczenia opierają się na ankiecie przeprowadzanej co trzy lata przez GUS. Ostatnią urząd przeprowadził w styczniu 2016 roku. Jej wyniki będą znane pod koniec roku. W zależności od tego jak odpowiedziało ok. 5 tys. respondentów (na blisko 13,6 mln gospodarstw domowych w Polsce), produkcja „zielonego” ciepła w Polsce może się znacznie zmienić. Różnice są niebagatelne, bo ten rodzaj energetyki odnawialnej odpowiada za ponad 60% całego polskiego celu.
Biopaliwa do poprawki
Spory niedobór energii odnawialnej notujemy w sektorze transportowym. Zgodnie z przewidywaniami rządu istotne spada nam udział „zielonych” kilometrów wypracowywanych przez kolei. Luki nie zastępują jednak biopaliwa. W efekcie zamiast planowanych na 2014 rok 7,48%, osiągnęliśmy jedynie 5,67%, a kierunek zmian jest ujemny. Polska nie wdrożyła przepisów pozwalających na wzrost krajowej produkcji biopaliw II generacji (z odpadów), a bez tego dalszy wzrost w segmencie nie będzie możliwy, bo zgodnie z nową dyrektywą w 2020 roku udział biopaliw w celu transportowym nie może przekraczać 7 punktów procentowych z 10% celu. Przyjęcie odpowiedniej ustawy odłożono w wykazie prac legislacyjnych na ostatni kwartał tego roku.
Tymczasem w opinii naszego rozmówcy zajmującego się rynkiem biopaliw w Polsce bez bardzo szybkich i zdecydowanych działań ministerstwa Polska nie osiągnie celu 10% udziału „zielonej” energii w transporcie, który jest obligatoryjny dla każdego państwa członkowskiego. Na niekorzyść działa także – zastosowany przez Polskę – okres przejściowy. Zgodnie z nim do 2020 roku sprzedaż benzyn z dodatkiem do 10% etanolu wymaga udostępniania klientom także paliwa z dodatkiem do 5%. Tymczasem stacje paliw i hurtownie nie mają osobnych zbiorników na kolejny rodzaj paliwa. Ponadto logistyka dystrybucji i sprzedaży dwóch rodzajów benzyn (a wliczając w to benzyny premium to właściwie trzech) jest zbyt kosztowna. W efekcie właściwie wszyscy sprzedawcy w kraju oferują klientom jedynie benzynę z dodatkiem do 5% etanolu.
W Polsce nie ma także odpowiedniego nadzoru nad rynkiem biopaliw, a europejscy producenci poskarżyli się na nas Komisji Europejskiej, bo w ich ocenie z Polski wypływają ogromne ilości biopaliw, które prawdopodobnie zostały zaliczone u nas do realizacji „zielonego” celu na poziomie hurtowym, a później nie zostały już sprzedane klientom. Z punktu widzenia spełnienia celu problematyczne może być także – bardzo ważne dla rządu i budżetu państwa – uszczelnienie zachodniej i południowej granicy przed napływem paliw z szarej strefy. Gdy ich sprzedaż zostanie uwzględniona w bilansie zużycia, Polska będzie potrzebowała znacznie więcej biopaliw aby spełnić cel na 2020 rok.
Kosztowne braki
Zgodnie z unijną dyrektywą państwo członkowskie, które samo nie spełni wymogu udziału „zielonej” energii na 2020 rok, powinno zapewnić sobie taki udział poprzez transfery statystyczne z innych krajów. Na korzyść dla Polski może działać fakt, że wiele krajów powinno przekroczyć swoje cele, a cała Unia prawdopodobnie będzie dysponować nadwyżką eko-energii, którą będzie można handlować. To powinno trzymać ceny transferów w ryzach, jednak i tak ich łączna kwota – w zależności od ostatecznej luki w 2020 roku – może być szacowana na miliony lub nawet miliardy złotych.
Rząd powinien zrobić poważny przegląd dotychczasowych efektów polityki wsparcia OZE, jej efektów, i przedstawić realne możliwości realizacji celów w rozbiciu na poszczególne sektory. Tym bardziej, że cała wspólnota umówiła się już na kolejny cel – 27% udziału „zielonej” energii do 2030 roku, a po nim – jak wszystko wskazuje – przyjdą kolejne. Fakt wyprzedzającego rozwoju OZE u większości naszych sąsiadów sprawia, że w sporze o ewentualne spowalnianie transformacji energetycznej, czy abolicji po nieosiągnięciu celów na 2020 rok, możemy nie znaleźć zbyt wielu sojuszników.