Spis treści
Sejm zbliża się do końca prac nad ustawą ograniczającą budowę nowych turbin wiatorwych. Do dzisiaj posłowie i rząd nie przygotowali jednak rzetelnej oceny skutków tych regulacji. Postaraliśmy się to zrobić za nich – pokazując pozytywne i negatywne efekty ustawy, która ma znaczenie dla blisko połowy gmin w Polsce i tysięcy Polaków.
{loadmodule mod_email}
Dobre strony ustawy
Objęcie całych turbin wiatrowych kontrolą Urzędu Dozoru Technicznego
Bez wątpienia turbiny wiatrowe, które przez ostatnie 20 lat „urosły” od niewielkich, lokalnych generatorów prądu, do ogromnych fabryk „zielonej” energii, powinny być w całości kontrolowane przez państwowy urząd lub przynajmniej akredytowane przez niego jednostki. Dzisiaj kontroli UDT podlega jedynie winda jeżdżąca wewnątrz masztu, ale już pozostałe – kluczowe dla bezpieczeństwa elementy – nie.
Większy wpływ lokalnej społeczności na lokalizację
Dzisiaj farmy wiatrowe powstają zarówno w oparciu o miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego (czyli uchwały rad gmin, które wymagają bardzo szerokich konsultacji), jak też w oparciu o decyzje o warunkach zabudowy. Te ostatnie, wydawane przez wójtów, bez potrzeby konsultacji społecznych, są często krytykowaną metodą. Zdaniem Najwyższej Izby Kontroli taki mniej transparentny mechanizm może rodzić ryzyko nadużyć.
Ochrona mieszkańców i krajobrazu
Ustawa chronić będzie mieszkańców także przed zbyt bliską lokalizacją turbin wiatrowych. Chociaż inwestycje realizowane z naruszeniem interesów właścicieli sąsiednich działek było raczej wyjątkiem, to przepisy mają wyeliminować potencjalne zagrożenia.
Po wejściu w życie ustawy w Polsce rozwijać będą się już mogły nieduże farmy wiatrowe lub większe, ale z niskimi turbinami starego typu, co ograniczy ich wpływ na krajobraz, o czym już wielokrotnie dyskutowano w Sejmie, m.in. w poprzedniej kadencji w trakcie prac nad tzw. ustawą krajobrazową. Przy okazji ustawa może jednak wywołać efekt uboczny – powstawać będą mniejsze turbiny, ale ich gęstość będzie znacznie większa.
Większe wpływy podatkowe gmin, w których turbiny już stoją
Zwiększeniu przychodów budżetowych gmin teoretycznie miałaby służyć zmiana definicji budowli. Intencją przynajmniej części polityków jest, aby właściciele wiatraków płacili podatek od nieruchomości od wartości całego urządzenia, wliczając w to nie tylko fundamenty i masz, jak obecnie, ale także – stanowiące 2/3 wartości – gondolę wraz z urządzeniami i wirnik z łopatami. Przychody gmin, które dzisiaj same określają stawkę podatku od budowli (jedynym ograniczeniem jest, że nie może przekraczać 2%), mogłyby dzięki temu wzrosnąć kilkukrotnie. Posłowie nie zadali sobie jednak trudu policzenia tego wpływu. Z naszych szacunków wynika, że podatek ten wzrósłby z ok. 100 do ponad 400 mln zł.
Jednak w ocenie Obserwatora Legislacji Energetycznej proponowana zmiana nie powinna wpłynąć na wzrost opodatkowania, ponieważ nadal spod opodatkowania wyłączone będą części techniczne wiatraków. Powstanie jednak spór, który na podstawie aktualnych przepisów rozstrzygnął już kilka lat temu na korzyść inwestorów Trybunał Konstytucyjny w sporze z gminą Darłowo. Posłowie pozostawiając po sobie nieprecyzyjne przepisy narażają w największym stopniu nie inwestorów, ale same gminy, spośród których część z pewnością będzie się wdawała w wieloletnie spory, które – w przypadku przegranej – skutkować będą koniecznością zwrotu nadpłaconego podatku wraz z wysokimi odsetkami.
Słabe strony ustawy
Ograniczenie rozwoju gmin
Jednym z najważniejszych skutków ubocznych ustawy może być zablokowanie rozwoju wielu gmin i swoiste wywłaszczenie z części praw właścicieli nieruchomości. Projekt ustawy zabrania bowiem nie tylko budowy wiatraków w pobliżu domów (odległości mniejszej, niż dziesięciokrotna wysokość całego urządzenia), ale także domów mieszkalnych w pobliżu wiatraków. Posłowie i pracownicy Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa, którzy pracowali nad projektem, nie zadali sobie jednak trudu wyliczenia tego wpływu.
Z analizy przygotowanej przez Obserwator Legislacji Energetycznej wynika, że zakaz dotknie – bagatela – 4% terytorium Polski, a wartość samych działek budowlanych z zakazem budowy domów może przekraczać 7 mld zł.
Ograniczenie rozwoju energetyki wiatrowej
Wejście w życie ustawy w obecnym brzmieniu będzie oznaczać zakaz budowy turbin wiatrowych na większości terytorium Polski. Ponownie jednak posłowie i rząd nie zadał sobie trudu policzenia na jakim. Jest jasne, że przy bardzo rozproszonej zabudowie na polskiej wsi (tzw. siedliskowej) znalezienie miejsca oddalonego od jakiegokolwiek budynku o kilka kilometrów – a tyle terenu potrzebne byłoby do wybudowania niedużej farmy wiatrowej – jest niezwykle trudne. A znalezienie takiego miejsca w którym w dodatku są odpowiednie warunki wiatrowe i możliwości przyłączenia do sieci graniczy już z cudem. Pojawiające się w mediach informacje o zakazie budowy obejmującym ponad 90% terytorium Polski wydają się być bliskie rzeczywistości.
Tymczasem energetyka wiatrowa jest w tej chwili – obok często krytykowanego współspalania biomasy – najtańszą technologią produkcji „zielonej” energii. W ocenie Polskich Sieci Elektroenergetycznych bez większych problemów w ciągu najbliższych 4 lat do sieci moglibyśmy przyłączyć jeszcze ok. 3 GW, czyli jeszcze połowę tego, co zostało wybudowane w Polsce w ciągu ostatniej dekady. To inwestycje, które są także przewidziane w rządowym planie, który ma nam umożliwić dywersyfikację źródeł zasilania, ograniczenie emisji zanieczyszczeń i realizację unijnych zobowiązań. Wpływu ustawy na te cele także jej autorzy nie podali, na co bez rezultatu zwracały im do tej pory uwagę Biuro Analiz Sejmowych, Sąd Najwyższy oraz Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
Tworzenie skansenu technologicznego
Konsekwencją projektowanej ustawy będzie przede wszystkim wzrost kosztów inwestycji – tam, gdzie miały powstać większe farmy wiatrowe z dużymi, cichszymi i wydajniejszymi turbinami – będzie powstawać mniej turbin, co w przeliczeniu na produkowaną energię podniesie koszty przyłączenia do sieci.
Drugim wyjściem dla inwestorów będzie budowa niższych turbin. Jednak polskie ograniczenia prawne będą wyjątkowe w skali globalnej i żaden z producentów nie będzie pracował nad nowoczesnymi technologiami dedykowanymi na nasz rynek, tym bardzie, że na świecie od wielu lat kierunek rozwoju jest jasny – coraz mniej, ale coraz większych wiatraków. W efekcie do Polski będą trafiać turbiny starej generacji, głośniejszych, z gorszą automatyką, co nie ułatwi zarządzania sieciami operatorom i o niższej sprawności, a więc także mniejszej produkcji energii.
Co gorsza, Polska ponownie może stać się podstawowym rynkiem zbytu dla wycofywanych z Niemiec starych turbin, które jednak będą pozwalały spełniać wymogi ustawy. Przypomnijmy, że w efekcie odroczenia wejścia w życie nowego systemu wsparcia OZE, Polska nie ma narzędzi, którymi mogłaby skutecznie przeciwstawiać się sprowadzaniu do nas wiatrakowego szrotu.
Nadszarpnięte zaufanie
Swoistym paradoksem jest, że w czasie, gdy w Sejmie procedowana jest kolejna ustawa istotnie ograniczająca możliwości inwestycji w naszym kraju, wicepremier Morawiecki jeździ po świecie zachęcając do inwestycji zagranicznych w Polsce.
Proponowane przepisy, a może nawet w większym stopniu proces ich przyjmowania (pośpieszny, z ukrywaniem prawdziwych autorów projektu, bez konsultacji, bez możliwości udziału strony społecznej w pracach nad przepisami), to jeden z najskuteczniejszych sposobów na odstraszenie inwestorów i to zarówno zagranicznych, jak i polskich. To jednocześnie świetny sposób na znaczne podwyższenie kosztów inwestycji. Brak stabilności prawa zwiększa ryzyko inwestycyjne, a to wprost przekłada się na oczekiwaną stopę zwrotu, czyli m.in. oprocentowanie kredytu.
Te elementy autorzy projektu jednak uwzględnili, pisząc w uzasadnieniu, że projekt ustawy „podniesie stopień zaufania obywateli do państwa” oraz „przyczyni się do zwiększenia bezpieczeństwa inwestycyjnego w Polsce”…
Ryzyko procesów
Wprowadzenie nieracjonalnie ostrych wymogów w zakresie inwestycji, a co jeszcze istotniejsze – pozbawienie inwestorów części praw nabytych – może prowadzić do procesów. Jak na ironię to narzędzie skuteczniej będą mogli stosować inwestorzy zagraniczni, angażując swoje rządy w spory na podstawie umów o ochronie wzajemnych inwestycji – niż polscy, którym pozostanie zaskarżenie przepisów, jednak bez większych szans na odszkodowanie.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych zwróciło posłom także uwagę, że sprawę przeciwko Polsce może wytoczyć także Komisja Europejska, ponieważ proponowane przepisy są dyskryminujące dla branży.
Kolejne roszczenia o odszkodowanie do Skarbu Państwa mogą wpłynąć od właścicieli nieruchomości, którym zabraniać będzie się budowy nowych domów.
Przepisy rodzą też pole do sporów między gminami i inwestorami o wysokość podatków, czego konsekwencje ponownie ponieść mogą podatnicy.
Długa lista niedociągnięć
Lista zastrzeżeń do przygotowywanej naprędce ustawy jest znacznie dłuższa. Przy okazji dobrej zmiany prawa – objęcia turbin kontrolą UDT – wprowadza się kuriozalnie wysokie stawki za przeglądy techniczne (sięgające nawet 100 tys. zł za pojedynczą turbinę, podczas gdy w innych instalacjach przemysłowych stawki wahają się od kilkuset do kilku tysięcy zł).
Przepisy przewidują też drakońską karę za uruchomienie turbiny bez wymaganego pozwolenia – do 2 lat więzienia. Dla porównania prowadzenie na drodze publicznej samochodu bez prawa jazdy zagrożone jest karą grzywny. Chociaż resort budownictwa tłumaczył, ze ludzi nie skazuje się na więzienie za niedochowanie wymogów formalnych, posłowie uznali, że przepisy trzeba zostawić – będą dobrym straszakiem na inwestorów.
Co dalej z projektem?
Na dzisiaj planowane było drugie czytanie projektu ustawy. Ostatecznie nie znalazło się jednak w harmonogramie obrad. Decyzję o zmianie może jeszcze teoretycznie podjąć konwent seniorów. Możliwe jednak, ze posłowie pracując nad projektem będą chcieli dokonać zmian w projekcie jeszcze raz wracając do pierwszego czytania. Przepisy budzą też coraz większe kontrowersje w samej PiS, a także coraz głośniejszy sprzeciw branży i zwolenników energetyki odnawialnej. Na czwartek zaplanowano nawet pod Sejmem manifestację przeciwko przyjęciu niedopracowanym przepisom.
Reprezentujący projektodawców poseł PiS Bogdan Rzońca deklarował jednak w rozmowie z portalem WysokieNapiecie.pl, że jest otwarty na kolejne zmiany w ustawie. O tym co jego zdaniem powinno się jeszcze zmienić w projekcie piszemy w analizie Obserwatora Legislacji Energetycznej.
{loadmodule mod_email}