Kojarzą się raczej z ciepłymi kaloryferami w zimie. Mało kto wie, że mogą również produkować przyjemny chłodek.
– Chłód jest także ciepłem – mówi Piotr Górnik, dyrektor ds. produkcji w polskiej spółce fińskiego koncernu energetycznego Fortum, do którego należą m.in. nowoczesna elektrociepłownia w Częstochowie i sieć ciepłownicza we Wrocławiu.
To paradoksalne dla zwykłego „zjadacza energii” stwierdzenie, dla fizyka jest oczywiste.
Fala upałów, która przechodzi przez nasz kraj, od kilku tygodni sprawia, że coraz popularniejsze są domowe klimatyzatory. Nie każdy ma szczęście pracować w klimatyzowanym biurowcu lub urzędzie, a nawet jeśli, to po miłej pracy w chłodku powrót do domu okazuje się bolesny. – Mały klimatyzator do firmy kosztował mnie 2 tys. zł – powiedział nam właściciel sklepu z winami. – Ale jego działanie widać niestety w rachunku za prąd – śmieje się.
A gdyby tak wykorzystać do produkcji chłodu ciepło? W dużym uproszczeniu działa to tak:
Podgrzana do 70 stopni C woda z elektrociepłowni płynie rurami ciepłowniczymi do miejsca, gdzie znajduje się urządzenie adsorpcyjne. Tam jest przerabiana jest na wodę lodową. Ona z kolei ochładza wdmuchiwane do instalacji klimatyzacyjnej powietrze. Woda lodowa ociepla się, wraca do obiegu urządzenia adsorpcyjnego i znowu jest ochładzana.
Polska spółka Fortum eksperymentuje z takimi urządzeniami. – Na razie prowadzimy badania, czy ten system da się wykorzystać komercyjnie i czy będzie on w stanie konkurować z elektrycznymi klimatyzatorami – wyjaśnia Górnik.
– Takie urządzenia działają już w Singapurze – opowiada Małgorzata Szyc, naukowiec z Politechniki Częstochowskiej, która wspólnie z fińską firmą prowadzi program badawczy nad chłodem sieciowym. – Tam wykorzystują kolektory słoneczne.
Podobna instalacja działa też w jednym z brytyjskich sklepów Tesco.
Dla elektrociepłowni zalety chłodu sieciowego są oczywiste. Latem wciąż produkują prąd, ale sprzedają tylko ciepło potrzebne do podgrzania wody, to zaledwie 10-15 proc. jego produkcji. Para idzie w przysłowiowy gwizdek. Gdyby udało się ją zamienić na chłód, miałyby dodatkowe źródło przychodów. Udało by się też zaoszczędzić sporo prądu i wyemitować mniej dwutlenku węgla.
Fala upałów i coraz popularniejsze klimatyzacja sprawia, że rośnie zapotrzebowanie na prąd. zużycie prądu bije letnie rekordy. 21 czerwca zapotrzebowanie na moc wyniosło 21601 MW – o 426 MW pobity został letni krajowy rekord z lipca zeszłego roku. Teraz temperatura jest wyższa niż w czerwcu, ale rekordy nie padają, bo – jak wyjaśnia Beata Jarosz, rzeczniczka Polskich Sieci Elektroenergetycznych – upały przypadają na okres urlopowy i zapotrzebowanie maksymalne osiąga poziom ok. 21 tys. MW.
Ale wysoka temperatura powietrza powoduje problemy z chłodzeniem elektrowni ze względu na niski poziom wody w rzekach, albo jej zbyt wysoką temperaturę. PSE dostają już takie sygnały od niektórych wytwórców.
Ciepło wykorzystywane do klimatyzacji pozwoliłoby więc uniknąć problemów z ewentualnym brakiem mocy.
Niestety, wykorzystanie chłodu sieciowego wymaga istnienia już instalacji klimatyzacyjnej. Szanse na to, że chłód sieciowy trafi więc do naszych domów, tak jak ciepło z kaloryferów, są więc na razie niewielkie. Fortum nie ukrywa, że jeśli eksperymenty z chłodem sieciowym wypalą, to oferta instalacji takich urządzeń trafi rzede wszystkim do zarządców biurowców, szpitali, urzędów i dużych sklepów.
Podobne badania prowadzi drugi potentat ciepłowniczy na naszym rynku – francuska Dalkia, do której należą sieci m.in. w Poznaniu, Łodzi, Warszawie. Na razie układ pracuje dla potrzeb elektrociepłowni Karolin w Poznaniu. Ale Michał Machlejd, prezes Dalkii Warszawa, mówił pod koniec lipca, że oferta w razie powodzenia badań także będzie skierowana przede wszystkim do firm.