Chociaż energetyka przypadła w rządzie koalicyjnemu PSL, a w Sejmie opozycyjnemu PiS, to Platforma na kilku frontach przejmuje decydujący wpływ.
Sejm
Zaraz po sejmowych wakacjach izba niższa parlamentu zajmie się wnioskiem o powołanie komisji nadzwyczajnej do spraw energetyki. Po co nowa komisja w Sejmie, skoro działa komisja gospodarki, podkomisja stała ds. energetyki i aż pięć zespołów parlamentarnych zajmujących się tymi sprawami, a do większości ustaw powołuje się podkomisje nadzwyczajne?
Największy wpływ na ustawy dotyczące energetyki oraz parlamentarną kontrolę działania rządu w tej branży ma komisja gospodarki. To tzw. duża komisja, licząca 42 posłów. Platforma ma w niej największą liczbę przedstawicieli, ale wspólnie z PSL nie ma większości. Nie ma także swojego przewodniczącego, bo komisją, zgodnie z sejmowymi zasadami, kieruje poseł PiS – Wojciech Jasiński.
Tymczasem powołanie komisji nadzwyczajnej ds. energetyki pozwoli PO na obsadzenie fotela przewodniczącego swoim posłem, bo do takich komisji nie stosuje się zasad o podziale stanowisk między klubami. Co więcej, koalicja może mieć tam większość.
W sytuacji, gdy Sejm będzie się wkrótce zajmował ustawami węglowodorowymi i pakietem ustaw energetycznych (tzw. trójpakiem), taka komisja daje PO większy wpływ na kształtowanie sektora. Nie do przecenienia są także kompetencje kontrolne. W czerwcu kierowana przez posła Jasińskiego komisja zorganizowała posiedzenie, na którym z przerwania inwestycji w Elektrowni Opole tłumaczyć musieli się wiceminister skarbu i prezes PGE. Na spotkanie zaproszeni zostali także związkowcy i lokalne stowarzyszenia, które skutecznie wywierały presję na resort i spółkę. Taka kontrola opozycji w sytuacji, gdy rząd potyka się o politykę energetyczną, jest dla niego kłopotliwa.
Rząd
Platforma stara się przejąć władzę nie tylko z rąk opozycji, ale i koalicjanta. Teoretycznie za kształtowanie polityki energetycznej odpowiada Ministerstwo Gospodarki, obsadzane przez kolejnych szefów PSL. W praktyce ośrodek decyzyjny mocno przesunął się jednak w stronę twardego trzonu Platformy. Wyraźnie widać, że Platforma musiała dojrzeć do tej decyzji, bo przez dwa lata (od końca 2009 do końca 2011 roku) nie obsadzała nawet wakatu wiceministra gospodarki, który zgodnie z umową koalicyjną należy się PO. Gdy to już zrobiła, nie zdecydowała się na sprawy deregulacyjne, którymi przed dymisją zajmował się Adam Szejnfeld, ale właśnie na energetykę. Śląski poseł PO Tomasz Tomczykiewicz przejął kierownictwo nad departamentami odpowiedzialnymi za węgiel, ropę i gaz oraz energetykę konwencjonalną. Większe wpływy w samym resorcie gospodarki były jednak dopiero początkiem.
Teraz kluczowe dla energetyki decyzje nie zapadają już na warszawskim pl. Trzech Krzyży, przy którym mieści się resort gospodarki, a w Alejach Ujazdowskich. Można odnieść wrażenie, że decydujący głos mają teraz główny doradca ekonomiczny premiera Jan Krzysztof Bielecki (który chcąc nie chcąc musiał się ostatnio zainteresować tą branżą) razem z Jackiem Cichockim, szefem kancelarii premiera, i jego zastępcą Adamem Jasserem. Coraz większą siłę przebicia mają także urzędnicy resortu finansów. Po awansowaniu Jacka Rostowskiego na wicepremiera stał się on formalnie równorzędnym partnerem dla Janusza Piechocińskiego – widać to także w decyzjach rządu.
Spółki
Mniej aktywnie, niż robili to polityczni konkurenci, PO obsadza stanowiska w spółkach energetycznych. Jednak i tutaj premier Donald Tusk lubi trzymać rękę na pulsie. Prezesem największej państwowej spółki, która ma realizować najdroższą inwestycję w historii powojennej Polski – elektrownię jądrową – został Krzysztof Kilian, bliski przyjaciel Donalda Tuska z Gdańska. Z kolei szefem spółki bezpośrednio odpowiedzialnej za inwestycję został Aleksander Grad, wcześniej minister skarbu i poseł PO.
Rozszerzanie wpływów Platformy w energetyce to pokłosie wzrostu znaczenia tego sektora w oczach premiera. Jego uwagę przykuły wyraźnie politycznie oddziałujące zjawiska takie jak wycofywanie się spółek energetycznych z inwestycji, rozbudzone oczekiwania wobec wydobycia gazu łupkowego, czy gasnący do niedawna w oczach „cywilizacyjny skok” w postaci obiecanej w referendum elektrowni jądrowej.