Spis treści
Załamanie popytu, olbrzymia nadpodaż, spadek cen, znikające zyski i topniejące przychody firm górniczych – to krajobraz sektora górnictwa węgla kamiennego w Chinach na początku 2016 roku. A to zaledwie po dwóch latach spadku zużycia węgla – zjawiska niemal nieznanego w najnowszej historii tego państwa.
Oczywiście Chiny nadal pozostają największym konsumentem węgla na świecie, spalając go niemal 4 mld ton rocznie. Siłą rzeczy są też największym emitentem zanieczyszczeń i gazów cieplarnianych. Ale od 2013 r. coś się zmieniło. W 2015 r. wydobycie węgla spadło drugi rok z rzędu, tym razem o 3,5 proc. do 3,68 mld ton. Do załamania wydobycia jeszcze daleko, ale za to można o nim mówić w obszarze cen, bo te spadły o jedną trzecią, wpędzając w kłopoty górnicze firmy. Przedsiębiorstwa te akurat publikują wyniki za zeszły rok i jest to jedna wielka litania strat i spadków.
Górnicza filia przemysłowego giganta Shenhua: spadek zysków o 60 proc. przy 30 proc. spadku przychodów. Sprzedaż węgla mniejsza o 20 proc. Kolejny gigant – Datong oczekuje 260 mln dol. strat, podczas gdy w 2014 r. notował jeszcze niewielki zysk. Największy prywatny producent węgla w północnych Chinach Yitai spodziewa się spadku zysków o 97 proc. przy 20 proc. spadku sprzedaży – do poziomu 40 mln ton. A Yitai to jak na Chiny bardzo nowoczesna firma, ma 12 w dużym stopniu zmechanizowanych kopalń, mogących wydobywać rocznie 50 mln ton węgla. I tak dalej…
Przyczyny podawane przez firmy górnicze są takie same. Na pierwszym miejscu jest potężna nadwyżka zdolności wydobywczych. Na koniec zeszłego roku na hałdach w całych Chinach było 400 milionów ton węgla, w tym 100 mln ton niesprzedanego. Po drugie faktem jest załamanie cen. Typowe dla całej branży raporty Shenhua czy Yitai wyraźnie na to wskazują – spadek dochodów jest wielokrotnie większy od spadku sprzedaży.
{norelated}Sytuacja w górnictwie okazała się na tyle poważna, że władze centralne musiały zareagować. Liczba chińskich kopalń przekracza 10 tys., choć w większości są to zakłady bardzo małe albo przestarzałe i nieefektywne. Już w 2015 r. zamknięto tysiąc. Plan na rok 2016 r. zakłada likwidację kolejnego tysiąca o rocznych zdolności wydobywczych rzędu 60 mln ton, a dalej sięgające plany to zamknięcie ogółem 4,3 tys. kopalń z rocznym wydobyciem 700 mln ton. Ich likwidacja ma kosztować przez następne trzy lata 4,5 mld dol. a towarzyszyć temu ma „relokacja” miliona pracowników. Czyli co szóstego chińskiego górnika.
Chiny stawiają na atom, OZE i efektywność
Przynajmniej do pewnego momentu władze Chin stawiały na modernizację sektora, w końcu w ciągu ostatnich 10 lat inwestycje w sektor węglowy wyniosły około 500 mld dol. W grudniu zapadła jednak najbardziej radykalna z dotychczasowych decyzji – trzyletni całkowity zakaz budowy nowych kopalń węgla. Jak oświadczył szef narodowego urzędu ds. energii (NEA) Nur Bekri, powodem jest konieczność eliminacji nadwyżki węgla oraz zwiększenia produkcji i zużycia energii z innych źródeł. W związku z oczekiwaną nadprodukcją energii preferowana będzie ta zielona i niskoemisyjna – dodał. Potwierdzając tym samym utrzymanie w mocy lansowanego od jakiegoś czasu w Chinach hasła „wszystko, tylko nie węgiel”.
Aktualne podejście w ramach tego sloganu jest więc takie: jeszcze więcej elektrowni jądrowych na uprzemysłowionym wybrzeżu (za pięć lat będzie ich 58 GW i kolejne 30 GW w budowie), do 2020 r. dodatkowe 20 GW w wiatrakach oraz 15 GW nowej mocy w panelach fotowoltaicznych (PV). Oprócz tego rozbudowa sieci, bo dziś wiele OZE w ogóle nie jest do niej podłączonych ze względu na ograniczenia techniczne. Jest co poprawiać, bo Chiny mają wiatraki o mocy 120 GW i 43 GW w PV. Razem z hydroenergetyką daje to 480 GW. Elektrownie węglowe mają spełniać wyśrubowane standardy emisyjności i efektywności. Po serii regionalnych projektów w życie ma wejść krajowy system handlu emisjami.
Zobacz też: Chiński atom w natarciu
Po zawarciu porozumienia w amerykańskiej prasie ukazały się złośliwe komentarze, że cele, które przyjęły Chiny, Kongres USA z pewnością by odrzucił.
Jednym z efektów głośnego klimatycznego porozumienia Chin z USA z 2014 r. było przyjęcie przez władze w Pekinie planu działań, zakładającego wiążące cele – wzrost udziału OZE w końcowym zużyciu energii z 10 proc. w 2013 do 15 proc. w 2020 i 20 proc. w 2030 r. Innym celem jest spadek udziału węgla w 2020 r. poniżej 62 proc. Plan przewiduje też koncentrację spalania węgla w instalacjach zawodowych – do poziomu 60 proc. zużycia w 2020 r. Po zawarciu porozumienia w amerykańskiej prasie ukazały się złośliwe komentarze, że cele, które przyjęły Chiny, Kongres USA z pewnością by odrzucił.
Tymczasem może się okazać, że Chiny znacznie wyprzedzą swój harmonogram. Nur Bekri oświadczył bowiem, że w wyniku ostatnich pociągnięć w sektorze węglowym, udział węgla w końcowym zużyciu energii spadnie w 2016 r. do 62,4 proc, czyli niemalże osiągnięty zostanie cel na 2020 r.
Pod znakiem zapytania stoi też kontynuacja eksperymentu z decentralizacją zarządzania sektorem energii. Na początku 2015 r. władze krajowe zrzekły się prawa weta wobec planów władz prowincji w kwestii źródeł energii. Lokalne władze zinterpretowały to jako zielone światło dla elektrowni na węgiel i zaplanowały w sumie uruchomienie 155 siłowni o mocy 123 GW. W tym także ponowne odpalenie części starych elektrowni, wyłączonych ze względu na zbyt wysoką emisję zanieczyszczeń. Bardzo szybko opublikowane zostały liczne eksperckie analizy, podważające sensowność tych planów, co w Chinach znaczy tyle, że rząd w Pekinie raczej nie dopuści do realizacji tych projektów.
MAE: to mógł być już szczyt zużycia węgla w Chinach
Za wielki sukces układu klimatycznego z USA uznano zapewnienie ze strony Chin, że ich emisje w końcu zaczną maleć i że nastąpi to do ok. 2030 roku. Tymczasem Międzynarodowa Agencja Energii na poważnie zastanawia się, czy przypadkiem szczyt emisji, w dużej mierze tożsamy ze szczytem popytu na węgiel nie nastąpił już w roku 2013. IEA coraz bardziej serio traktuje jeden ze swoich scenariuszy, przewidujący, że w 2020 r. popyt na węgiel w Chinach będzie o 10 proc. niższy niż w 2013 r. Nowe elektrownie wodne i atomowe oraz OZE skutecznie ograniczają produkcję energii z węgla – stwierdził ostatnio dyrektor wykonawczy Agencji Fatih Birol. W jego ocenie, Chiny definitywnie weszły w erę, w której do wytworzenia jednostki PKB potrzeba coraz mniej energii. Przyjmując, że oficjalne dane o chińskim PKB są rzetelne, to liczby ocenę Birola potwierdzają. Według chińskiego urzędu statystycznego, w pierwszej połowie 2015 r. PKB rósł w tempie ok. 7 proc., a wzrost zużycia energii był poniżej 1 proc.
Oczywiście wszystkie te dane nie wskazują na zmierzch węgla, jako fundamentu chińskiej energetyki. Ale należy się chyba spodziewać ostrej restrukturyzacji sektora, z której wyjdzie on mniejszy i nowocześniejszy. Jednocześnie bez błogosławieństwa Komitetu Centralnego KPCh będzie mu w przyszłości znacznie trudniej.