Zaledwie rok Australijczycy stosowali podatek od emisji dwutlenku węgla, o którym co chwilę odżywa dyskusja w UE. Nowy australijski rząd połączy system z europejskim rozwiązaniem. Dzięki temu każdy odbiorca energii zaoszczędzi rocznie równowartość ponad 1 tys. zł.
Niedawna zmiana premiera Australii spowodowała nie tylko roszady personalne ale i ważne przesunięcia natury ekonomicznej. Nowy-stary, wywodzący się z Australijskiej Partii Pracy szef rządu Kevin Rudd zapowiedział szybsze wycofanie się z dotychczasowego instrumentu redukcji emisji w Australii – podatku węglowego.
To bardzo niepopularne obciążenie finansowe zostanie zastąpione przez systemu handlu uprawnieniami do emisji rok wcześniej niż planowano. Podatek węglowy, który obejmuje zakłady przemysłowe, jak również producentów energii ze źródeł węglowych, wszedł w życie w lipcu 2012 r. i miał obowiązywać do 2015 r. Już wcześniej przewidywano, że zastąpi go wspomniany system handlu uprawnieniami do emisji, w którym koszt emitowanej tony CO2 byłby ustalany przez kupujących i sprzedających.
Rudd chce by system handlu uprawnieniami do emisji zaczął działać od 1 lipca 2014 r. System ma opierać się na rynkowych cenach uprawnień i ma być połączony z systemem europejskim EU-ETS. Zmiana ma spowodować obniżenie kosztów tony CO2 z przewidywanych 25,4 dolarów australijskich (AUD) za tonę w lipcu przyszłego roku do około 6 AUD za tonę (chociaż jeszcze w poniedziałek minister skarbu Australii Chris Bowen wskazywał na przedział od 6 do 10 AUD za tonę). Obecnie podatek ten wynosi 24,15 AUD za tonę CO2. W ocenie premiera 370 największych narodowych emitentów wciąż będzie płacić za emisję ale zredukowane koszty będą mniej uciążliwymi dla konsumentów. W rezultacie australijscy odbiorcy indywidualni mają zaoszczędzić rocznie średnio 380 AUD (ok. 1140 zł) z tytułu niższych rachunków za energię.
Obowiązujący podatek węglowy został wprowadzony przez rząd poprzedniej premier Australii, Julii Gillard (odsuniętej od władzy w czerwcu wyniku wewnętrznych decyzji Partii Pracy przez Rudda – sam Kevin Rudd znalazł się w identycznej sytuacji trzy lata temu, gdy pozbawiono go funkcji premiera na rzecz Gillard). Gillard przeforsowała podatek węglowy by uzyskać potrzebne dla uzyskania większości w Parlamencie wsparcie niewielkiej partii Zielonych, chociaż w kampanii obiecywała tego nie robić.
W tym kontekście należy nadmienić, że Australia jest jednym z największych emitentów gazów cieplarnianych na mieszkańca na świecie, wytwarza przy tym ok. 1,5 proc. globalnej emisji. Wynika to z ogromnych zasobów węgla, zarówno eksportowanych jak i wykorzystywanych do produkcji energii elektrycznej w Australii (37 proc. australijskich emisji pochodzi z sektora elektroenergetycznego).
Podatek węglowy miał również duże znaczenie dla budżetu państwa. Miał on przynieść dochody w wysokości 8,14 mld AUD w latach 2013-2014 i 8,6 mld AUD w 2014-2015. Proponowana przez premiera zmiana spowoduje jednak deficyt w budżecie federalnym Australii w wysokości 3,8 miliarda AUD. Rząd planuje ją zrekompensować cięciami wydatków, w tym skorygowaniem skali finansowania niektórych programów środowiskowych, m.in. zamrożenie środków na wychwyt i składowanie dwutlenku węgla, cięcia w programie czystych technologii, cięcia w funduszu bioróżnorodności.
W ocenie Agnieszki Kandzi z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach budżet Australii wyraźnie straci na proponowanych zmianach, ale korzystający najwięcej na tym zamieszaniu konsumenci mogą w dłuższej perspektywie przysłużyć się australijskiej gospodarce. – Australijczycy nie należą do najbardziej oszczędnych narodów świata. Bez wątpienia pieniądze realnie zyskane na zmianach podatkowych trafią dość szybko z powrotem na rynek. A to już w przeszłości stanowiło solidny zastrzyk dla całej gospodarki – zauważa A. Kandzia. – Pamiętajmy też, że zbliżają się wrześniowe wybory do Parlamentu federalnego Australii, warto więc z punktu widzenia obecnej władzy nieco przyśpieszyć proces, który i tak rozpocząłby się w kolejnych latach. Istnieje bowiem szansa, że opinia publiczna jeszcze przed wrześniowymi wyborami zapomni o niezrealizowanych obietnicach i błędach poprzedniej pani premier i znów zaufa Partii Pracy – podsumowuje ekspertka.
Realizacja pomysłu Rudda wymagać będzie zgody Parlamentu. A z tym może nie być łatwo. Zieloni zdecydowanie skrytykowali pomysł rządu. Ich lider, senator Christine Milne, która negocjowała system podatku węglowego z byłą premier Julią Gillarda sprzeciwia się cięciom programów ochrony środowiska. Zapowiedź rządu została skrytykowana także przez lidera konserwatywnej opozycji Tonny’ego Abbotta. Stwierdził on, iż jest to jedynie przyspieszenie decyzji, a nie realna zmiana. Co więcej, w jego ocenie rząd nie proponuje zniesienia podatku, ale jedynie zmienia jego nazwę…a sam Rudd jest „łgarzem”. Z drugiej strony konserwatyści mogą wesprzeć rządowe propozycje godząc się na zmniejszenie obciążeń odbiorców indywidualnych. To odejście od silnie krytykowanego w węglowej Australii instrumentu podatkowego (pomimo jego przejścia w inną formułę redukcji emisji – system cap and trade).