Spis treści
Ten rok odrobinę wyjaśni sytuację w górnictwie. Pod koniec stycznia ma być gotowy plan finansowy dla Kompanii Węglowej. Kopalnie będą ciąć koszty i ścigać się ze spadającymi cenami węgla. Ale czy mogą wygrać ten wyścig?
Mija niemal dokładnie rok od przedstawienia przez poprzedni rząd pierwszego planu reformy górnictwa. Zakładał zamknięcie czterech kopalń, żeby zrównoważyć popyt z podażą. To i tak było mniej niż trzeba, ale po kilkunastu dniach okazało się, że premier Ewa Kopacz brakuje woli i determinacji. Skończyło się na dwóch i pół kopalniach skierowanych dla Spółki Restrukturyzacji Kopalń, przy czym SRK niestety wciąż sprzedaje węgiel, zwiększając jego nadpodaż.
Z końcem stycznia ma być gotowy plan finansowy dla nowej Kompanii Węglowej. Najpierw ma zostać skonsultowany z górniczymi związkami. Plan ma zawierać szczegółowe wskaźniki, które muszą wypełnić poszczególne kopalnie na koniec roku. Plan to „być albo nie być” dla nierentownych jednostek, Teoretycznie jego niewykonanie powinno definitywnie skończyć się zamknięciem kopalń, ścian czy pól. Ale czy związki się na to zgodzą? W odpowiedzi na to pytanie nasz rozmówca z branży tylko westchnął.
Rząd PiS chce realizować koncepcję wypracowaną przez poprzedników – Nowa Kompania Węglowa powstanie z 11 kopalń. Inwestorem będzie Węglokoks oraz energetyka, nie wiadomo co z TF Silesia, które pożyczyło KW 700 mln zł.
Stary dowcip powiada, że prognozy są ryzykowne, zwłaszcza gdy dotyczą przyszłości. Ale spróbujmy przybliżyć możliwe scenariusze rozwoju wypadków w tym roku.
Pierwszy scenariusz: wyścig na kroplówce
W kwietniu zgodnie z planem powstaje Nowa Kompania Węglowa. Udziały obejmą Węglokoks oraz spółki energetyczne. Które? Tego nie sposób na razie rozstrzygnąć, wiadomo, że będą wskazane palcem przez rząd. Rząd będzie próbował przekonać banki aby skonwertowały ponad 1 mld długu na udziały w Kompanii. Ale jaki interes mają w tym bankierzy?
Naszym zdaniem szanse, że wejdą w ten interes banki-wierzyciele lub zagraniczni inwestorzy są niewielkie. Być może uda się nakłonić prywatnych polskich wierzycieli czyli firmy dostarczające sprzęt do Kompanii żeby weszły na 1-2 proc. udziałów, co uwiarygodniłoby całą imprezę przed Komisją Europejską. Nowa Kompania Węglowa dostaje więc plus minus miliard zł kapitału w tym roku, co pozwala jej funkcjonować.
Prezes Kompanii Krzysztof Sędzikowski mówi o olbrzymich rezerwach tkwiących w firmie, która była zarządzana archaicznie i której od lat nikt rzetelnie nie restrukturyzował. Zapewne uda mu się dalej zbijać średni koszt wydobycia węgla. Już spadł z 300 zł za tonę do ok. 270 zł. Może spadnie nawet do 240-230 zł, tylko czy to wystarczy? Dziś można kupić na rynku spotowym miały (klasy 19) po 7 zł za GJ. Klasę 20 i 21 kosztują ok. 8 – 8,5 zł za GJ. To wciąż poniżej 230 zł zł za tonę.
Ceny węgla na światowych rynkach wciąż są niskie – nie przekraczają 50 dol. za tonę. – Czy może być jeszcze gorzej? – pyta dramatycznie w firmowej gazetce analityk Węglokoksu. I sam sobie odpowiada, że tak. Sama Wielka Brytania w 2016 zużyje 10 mln ton węgla mniej niż w poprzednim. A u nas? Nic nie zapowiada wzrostu popytu na węgiel.
Ale Kompania Węglowa po dokapitalizowaniu będzie mogła wciąż sprzedawać węgiel poniżej kosztów wydobycia, co pozwoli utrzymać niższe ceny niż konkurencja. Na taki scenariusz – tani węgiel z Kompanii w przyszłym roku – zdają się liczyć prywatne firmy. Francuska spółka EDF Paliwa – największy na naszym rynku niezależny trader węgla – wypowiedział umowy dwóm giełdowym spółkom – Bogdance i JSW. Po co są potrzebne umowy ramowe skoro taniej można kupić surowiec na rynku spotowym od Kompanii?
Ani poprzedni, ani obecny rząd nie opublikował póki co żadnych dokumentów strategicznych, w których moglibyśmy poczytać o szacowanym popycie na węgiel kamienny. Na koniec roku mamy ok. 6 mln ton węgla na zwałach. Dzięki zamknięciu kilku kopalń w tym roku, m.in. Makoszowów, wydobycie uda się zmniejszyć o jakieś 2 mln ton. Zgodnie z pierwotnym planem Spółka Restrukturyzacji Kopalń miała zaprzestać wydobycia i sprzedaży węgla z tych jednostek już w maju, ale jak się dowiedzieliśmy, przesunięto to na koniec roku.
W grudniu 2016 będziemy więc mieli „górką” jakieś 4 mln ton węgla. Prawdopodobnie Kompania poprawi swoje wyniki finansowe za rok, ale to nie znaczy, że problem zniknie. Zostanie tylko odłożony w czasie. Kompania Węglowa obrosła rozmaitymi patologiami, przetargi były w przeszłości ustawiane, co zresztą znalazło finał w sądzie. Te praktyki nie zniknęły. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, prezes KW Krzysztof Sędzikowski już dostaje anonimy grożące mu „urżnięciem głowy”. Groźby wobec menedżerów, którzy próbowali rozbić układ rządzący w tej spółce pojawiały się zresztą już wcześniej.
Konkurentów Kompanii, którzy nie dostają żadnego dofinansowania, czeka w tej sytuacji trudna walka o przeżycie. Bogdanka zapowiada na przyszły rok zwiększenie wydobycia, pytanie tylko czy jest w stanie zarobić na jego sprzedaży, jeśli Kompania nie będzie zmuszona sprzedawać swego surowca z zyskiem?
Drugi scenariusz: Bruksela zabiera zabawki
Oczywiście Komisja Europejska może uznać cały ten program za niedozwoloną pomoc publiczną. W końcu wszystkie spółki, które zaangażują się w nową Kompanię będą państwowe, w dodatku zainwestują pod wyraźną presją skarbu państwa więc teoretycznie Bruksela może to zakwestionować.
Ale naszym zdaniem szanse, że tak się stanie w przyszłym roku nie są wcale duże. Mianowany przez poprzedni rząd pełnomocnik ds. górnictwa Wojciech Kowalczyk ma dobre relacje z Dyrekcją ds. Konkurencji KE, co zaowocowało m.in. nieformalnym ostrzeżeniem, że plan tworzenia nowej Kompanii przy pomocy Polskich Inwestycji Rozwojowych oraz TF Silesia jest zły.
Komisja Europejska zmieniła też interpretację prawa na korzyść polskiego rządu. Według naszych informacji pierwsza opinia była taka, że jeśli jakaś kopalnia dostała pomoc publiczną to musi zostać zamknięta, niezależnie od tego czy pomoc została zwrócona. Dotyczy to kopalni Brzeszcze, którą kupił od SRK Tauron zobowiązując się, że zwróci 90 mln zł pomocy. Obecnie polscy urzędnicy twierdzą, że Bruksela nie robi z Brzeszcz problemu, choć na piśmie nic nie ma.
Pytanie czy ogólne pogorszenie stosunków nowego rządu Brukselą nie spowoduje, że unijni urzędnicy będą dużo mniej skłonni do kompromisu. Wg naszych rozmówców w instytucjach unijnych, jeśli polscy urzędnicy uzyskali obietnicę pozytywnego załatwienia sprawy – nawet nieformalną, „przy kotlecie”- to będzie ona dotrzymana. Ewentualne pogorszenie stosunków Polski z KE raczej nie powinno na to wpłynąć.
Strategia polskiego rządu jest więc prosta – jak najdłużej negocjować górnicze kwestie na „szczeblu roboczym” czyli urzędników z Dyrekcji ds Konkurencji, z dala od gabinetów komisarzy.
Oczywiście nie można wykluczyć, że Komisja jednak zdecyduje się zakwestionować zarówno plan pomocy publicznej dla zamykanych kopalń jak i powstanie samej Nowej Kompanii Węglowej. Może tak uczynić zarówno z powodów politycznych (według „Gazety Wyborczej” 13 stycznia na posiedzeniu KE poświęconym sytuacji politycznej w Polsce naojstrzej wystąpiła duńska komisarz ds. konkurencji Margrethe Vestager).
Sytuację górnictwa w Polsce obserwują też europosłowie, interpelację w kwestii pomocy publicznej dla polskich kopalń złożył w listopadzie czeski eurodeputowany Jan Telička. Jego zdaniem polski dotowany węgiel wypycha z rynku czeski, produkowany przez prywatny koncern NWR (notabene Telička pracował dla tej firmy). Kopalnie NWR na czeskim Śląsku są także w potężnych tarapatach, ale nie korzystają z takiego wsparcia jak Kompania. Komisja jeszcze nie odpowiedziała na pytanie Telički.
Mimo wszystko szanse, że Bruksela zdecyduje się na węglową wojnę z Warszawą są naszym dużo mniejsze. Postawilibyśmy 1: 3.
Gdzie jest strategia?
31 grudnia 2015 r. skończyła się czas obowiązywania rządowej strategii dla górnictwa opracowanej jeszcze przez resort gospodarki Waldemara Pawlaka w 2009 r. Spuśćmy zasłonę miłosierdzia i nie znęcajmy się nad jej autorami, bo nie ma to już sensu. Rząd PO-PSL nie zdołał napisać nowej strategii. Rząd PiS zapewne napisze swoją.
Skoro nie ma opracowań rządowych, sięgnijmy do prywatnych. Kilka miesięcy temy głośno było o raporcie „Polski węgiel- Quo vadis?” Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych (WISE) niezwykle krytycznego wobec rządowej polityki.
„Górnictwo węglowe w Polsce jest branżą schyłkową, mającą już dziś marginalny wpływ na gospodarkę kraju. Wynika to zarówno z wielkości sektora, jak i z jego potencjału rozwojowego. Polska z opóźnieniem powtarza drogę, którą przeszły Niemcy czy Wielka Brytania w latach 1980- 2000: stopniowe wygaszanie wydobycia węgla na skutek ograniczeń geologicznych, wzrostu kosztów pracy oraz konkurencji globalnej.
Problemy ekonomiczne polskiego górnictwa nie wynikają z nadmiernych obciążeń podatkowych, przeciwnie — subsydiowane ubezpieczenia społeczne stanowią istotne, ukryte wsparcie dla branży. Ich źródłem są wysokie płace, przerost zatrudnienia, niedostateczne umaszynowienie i zła organizacja pracy.
Warunkiem odzyskania przez branżę ekonomicznej stabilności jest znaczna poprawa produktywności wydobycia i związana z tym głęboka restrukturyzacja zatrudnienia obejmująca również pracowników dołowych. Jednorazowe cięcia płac mogą zmniejszyć skalę niezbędnych zwolnień, jednak w perspektywie długoterminowej presja na wzrost wynagrodzeń w całej gospodarce wymusi dalszą poprawę produktywności i obniżanie zatrudnienia w górnictwie.
Przykłady zagraniczne i krajowe wskazują, że niektóre polskie kopalnie, mogą znacznie poprawić produktywność wydobycia węgla, w innych bariery geologiczne na to nie pozwolą. Sprawność i szybkość sanacji branży, otwieranie nowych kopalń oraz czynniki geologiczne i ekonomiczne pozostające poza kontrolą krajowego górnictwa mogą wpłynąć na wysokość opłacalnego wydobycia, jednak nie są w stanie odwróci jego schyłku w długim okresie. Polskie górnictwo czeka znaczny spadek wydobycia, bardzo prawdopodobny już przed 2020 r. i nieuchronny w perspektywie roku 2030″.
Kilka miesięcy temu dwóch naukowców – prof. Andrzej Karbownik i dr hab. Krzysztof Wodarski przedstawiło napisało raport opisujący stan górnictwa i koncepcje jego ratowania. Według nich aby zrównoważyć popyt i podaż należy dodatkowo zlikwidować:
- kopalnie „Halemba-Wirek i „Pokój” z Kompanii Węglowej
- całą kopalnię „Wieczorek” z KHW ( rząd chce zamknąć tylko jeden szyb)
- kopalnię Krupiński z JSW.
Zdaniem Karbownika i Wodarskiego likwidacja tych jednostek razem z programem osłonowym dla pracowników będzie kosztować budżet do 2018 r. jeszcze 5 mld zł. Przypomnijmy, że w zgłoszonym do Brukseli planie koszty pomocy dla zamykanych kopalń są już szacowane prawie na 5 mld zł. W sumie gdyby przeprowadzono radykalną restrukturyzację, sięgnęłyby 10 mld zł.
Jeśli rząd nie zamierza zamykać kolejnych kopalń, to za dwa lata może zderzyć się ze ścianą – z końcem 2018 r. wygasa decyzja Rady UE 787, które pozwala na pomoc publiczną dla kopalń. Oczywiście polski rząd może zabiegać o jej przedłużenie, ale jakie będą szanse na to w sytuacji zaostrzenia konfliktu Polski z Brukselą? Poparcie Węgrów to zdecydowanie za mało, potrzeba na to większości państw UE.
Mimo, że rząd PiS nie jest związany porozumieniem zawartym ze związkami przez poprzedników, to na razie jest mu trudno pogodzić się z koniecznością podejmowanianiepopularnych decyzji. Widać to było po stanowczych zaprzeczeniach, jakoby uchwalona w grudniu ustawa miała na celu zamykanie innych kopalń niż te już wcześniej do tego wytypowane. Dodatkowo zlikwidowany zostanie tylko ruch „Anna” ( część kopalni „Rydułtowy-Anna) oraz kilka szybów i pól wytypowanych jeszcze w 2014 r. W sumie jednak oznacza to zmniejszenie produkcji zaledwie o kilkaset tysięcy ton.
Teoretycznie rząd PiS ma potężny atut – dobre kontakty ze związkowcami, którzy ufają mu bardziej niż poprzednikom. Ale ludziom w kopalniach trzeba mówić prawdę. Na razie błąka się ona gdzieś w najgłębszych zakamarkach ministerstw skarbu i energii.