Spis treści
W 2015 roku uruchomiliśmy w Polsce najwięcej farm wiatrowych w historii i rozwijamy OZE szybciej, niż planował rząd, ale eko-inwestorzy są dalecy od optymizmu. Wyjątkowo niskie ceny zielonych certyfikatów, ich coraz większe rozwarstwienie, opóźnienie wejścia w życie ustawy o OZE i duża niepewność regulacyjna nie pozwalają inwestorom spać spokojnie. Podsumowujemy mijający rok w „zielonych” infografikach.
Rekord w wietrze
W ciągu 11 miesięcy tego roku przybyło nam 1036 MW w farmach wiatrowych, czyli tyle, ile wyniesie moc budowanego właśnie przez Eneę największego w Polsce bloku energetycznego opalanego węglem. Z tą jednak różnicą, że te pierwsze będą pracować przez ok. 35% godzin w roku, a drugi będzie wstanie dostarczać energię ponad 90% czasu, chociaż ze względów rynkowych ten współczynnik może w długim okresie spaść do ok. 70%.
{norelated}Według naszych szacunków 2015 rok zamknie się z ok. 100 MW dodatkowych mocy w wiatrakach i ich łączna moc osiągnie blisko 4900 MW. Dla dostawców turbin oznacza to zdecydowanie najlepszy rok w historii. Inaczej patrzą na to właściciele instalacji.
Tak duża liczba nowych wiatraków to efekt obaw inwestorów o wprowadzenie i zasady funkcjonowania nowego systemu wsparcia, w którym o pomoc publiczną rywalizować będą w przetargach (nazywanych aukcjami).
Poprzedni tydzień pokazał, że obawy były słuszne. Parlament w ostatniej chwili opóźnił wejście w życie zmian jeszcze o pół roku. Z jednej strony to szansa dla tych inwestorów, którzy pomimo ogromnego wysiłku nie byli wstanie uruchomić swoich instalacji do dzisiaj, aby załapać się jeszcze na funkcjonujący od 10. lat system zielonych certyfikatów (dzięki ich sprzedaży właściciele OZE otrzymują pomoc publiczną). Z drugiej strony oznacza to jednak kolejne miesiące niepewności prawnej, która odstrasza banki.
Taniejące certyfikaty
Nastroje inwestorów i instytucji finansowych psują także informacje z „zielonego” parkietu Towarowej Giełdy Energii. Ceny zielonych certyfikatów ponownie zbliżają się do historycznego minimum ok. 100 zł/MWh. Na przedostatniej sesji w tym roku kosztowały ok. 107 zł/MWh, podczas gdy w szczycie swoich notowań cztery lata temu indeks transakcji sesyjnych zbliżał się do 300 zł/MWh.
Lekki powiew optymizmu mógłby dawać uruchomiony niedawno rynek transakcji finansowych, na których inwestorzy, zabezpieczając się na przyszłość, robią swoiste zakłady co do przyszłorocznej ceny świadectw pochodzenia energii z OZE. – W mijającym roku ceny certyfikatów z dostawą na 2016 rok były o kilka złotych wyższe, niż w bieżących notowaniach – mówi Artur Sarosiek, prezes firmy doradczej Energy Solution. – Biorąc jednak pod uwagę aktualne zmiany w ustawie OZE rynek raczej nie wykaże tendencji wzrostowych – rozwiewa nadzieje nasz rozmówca.
Podstawowy powód niskich cen certyfikatów to ich ogromna i rosnąca od lat nadpodaż. Na koniec listopada w rejestrze świadectw pochodzenia widniało prawie 25 TWh nieumorzonych zielonych certyfikatów, a przed Prezesem Urzędu Regulacji Energetyki toczą się postępowania o wydanie kolejnych ok. 2 TWh.
Pozytywnym akcentem na koniec roku może być fakt, że – jak wynika z szacunków WysokieNapeicie.pl – 2015 rok po raz pierwszy od dawna zamkniemy większym zapotrzebowaniem na certyfikaty w stosunku do ich produkcji. Podczas gdy zapotrzebowanie wyniesie ok. 17 TWh, produkcja nie powinna przekroczyć 14 TWh (do końca września URE wydało 10 TWh zielonych certyfikatów). W przyszłym roku powinniśmy uruchomić także znacznie mniej nowych instalacji OZE, niż w tym, podczas gdy obowiązek zakupu zielonych certyfikatów wzrośnie o kolejny punkt procentowy (dalszą ok. 1,2 TWh).
Rozwarstwienie na rynku
– Na niskich cenach certyfikatów na giełdzie najbardziej tracą drobni inwestorzy, którzy nie zawarli umów długoterminowych na sprzedaż swoich świadectw pochodzenia – mówi Arkadiusz Sekściński, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. – Więksi inwestorzy zwykle mają kontrakty długoterminowe, część z nich w ramach własnych grup kapitałowych – dodaje.
Tymczasem różnice cen certyfikatów w kontraktach bilateralnych (OTC) w stosunku do notowań rynkowych nie rzadko sięgają nawet 300%. Jednak i na rynku OTC widać wyraźny trend spadkowy, chociaż nie tak dynamiczny, jak na giełdzie. Średnia ważona wolumenem cena sprzedaży zielonych certyfikatów w umowach dwustronnych wyniosła w 2015 roku 171 zł/MWh (spadła o 17% r/r), podczas gdy analogiczna cena z transakcji giełdowych wyniosła niespełna 129 zł/MWh (spadła aż o 31% r/r).
Zdaniem Arkadiusza Sekścińskiego bez kontraktów długoterminowych na sprzedaż certyfikatów pozostają przede wszystkim właściciele biogazowni rolniczych, pojedynczych turbin wiatrowych i małych elektrowni wodnych.
OZE nam nie brakuje
Mimo złej sytuacji inwestorów, Polska nie ma jednak problemu z wypełnieniem swojego obowiązku udziału ekologicznej energii w końcowym zużyciu. Dzieje się tak głównie za sprawą statystycznego ujmowania „zielonego” ciepła pochodzącego m.in. ze spalania biomasy w domowych piecach.
Znacznie wyprzedamy także rządowe plany w zakresie rozwoju farm wiatrowych. Na koniec tego roku przekroczymy już moc zainstalowaną farm wiatrowych zaplanowaną przez rząd na 2017 rok. Znacznie szybciej, niż zakładano, rozwija się także energetyka słoneczna. Gorzej jest natomiast z rozwojem biogazowni i elektrowni na biomasę. Przy rozchwianych cenach zielonych certyfikatów trudno im podpisać długoterminowe umowy na sprzedaż świadectw pochodzenia, a to rodzi ogromne ryzyko nieopłacalności produkcji w przypadku wzrostu cen biomasy.
Jakie perspektywy?
Chociaż odroczenie wejścia w życie nowego systemu wsparcia wzmaga niepewność inwestycyjną, to paradoksalnie może też pomóc inwestorom. Minister Energii Krzysztof Tchórzewski zadeklarował bowiem, że robi to, aby wesprzeć m.in. biogazownie rolnicze (produkują energię relatywnie drogo). W tej sytuacji można oczekiwać, że będzie się starał poradzić sobie z problemem nadpodaży świadectw pochodzenia. Jednym z rozważanych scenariuszy jest wydzielenie osobnego rynku tylko dla certyfikatów pochodzących z biogazowni rolniczych (niebieskich certyfikatów), a drugim zwiększenie obowiązku umarzania świadectw pochodzenia, a więc zwiększenie popytu na certyfikaty.
Pomoże także rezygnacja z wydawania świadectw pochodzenia dla dużych, zamortyzowanych elektrowni wodnych oraz zmniejszenie o połowę liczby certyfikatów przysługujących większości elektrowni współspalających biomasę z węglem. Obie zmiany wchodzą w życie już jutro.
W ocenie Artura Sarosieka z Energy Solution inwestorom pomogą także wprowadzone niedawno kontrakty futures (zawierane z wyprzedzeniem na kolejny rok) na zielone certyfikaty. – To poprawi płynność rynku, co w dalszej perspektywie – przy stabilizacji prawa (i jego większej przewidywalności) – wpłynie na wzrost zainteresowanie rynkiem nie tylko od strony wytwórców OZE i sprzedawców energii, ale także podmiotów pośredniczących w handlu i instytucji finansowych – tłumaczy.
Bez wypracowania ostatecznego kształtu nowego systemu wsparcia OZE trudno jednak oczekiwać, aby rynek ponownie pobił tegoroczny rekord liczby oddanych do użytku „zielonych” elektrowni.