Przestańmy ogniskować problemy elektroenergetyki na europejskiej polityce klimatycznej. Najważniejszym projektem dyskutowanym w europejskich stolicach jest nowy model rynku energii, a w tej kwestii nie mamy niestety wiele do powiedzenia.
Po ostatnich wystąpieniach ministra energetyki Krzysztofa Tchórzewskiego, który ma posprzątać rynki paliwowo- energetyczne i wreszcie „ogarnąć” polską energetykę w sposób strategiczny, przychodzi mi do głowy niepokojąca wizja. Przez bezdroża sunie błyszcząca lokomotywa parowa. Gwiżdżąc i sapiąc ciągnie za sobą szereg wagonów. W wagonach, zupełnie inaczej niż u Brzechwy, siedzi kwiat polskich energetyków którzy z niepokojem ale jednak trochę z własnej woli stali się zakładnikami jazdy w nieznane, wehikułem napędzanym paliwem, dla którego, jak twierdzi kierownik pociągu, w tej sytuacji alternatywy nie ma.
Kiedy w Europie i na świecie rynki energii elektrycznej zmieniają się w tempie oszałamiającym, technologie alternatywnych źródeł energii i te poprawiające efektywność energetyczną, a nawet magazynowania wchodzą w bólach w okres dojrzewania, my zajmujemy się wycinkiem sektora paliwowego, który jest dziś dominującym dostawcą energetyki, ale jutro już nim być nie musi.
Kiedy największe firmy europejskie łamią głowy i portfele na opracowywaniu alternatywnych modeli biznesowych, aby nauczyć się zarabiać w inny sposób, my drenujemy finanse energetyki i to wyłącznie na kosmetyczne zmiany w wycinku sektora paliwowego, który był, jest i będzie niezwykle kapitałochłonny. Kiedy inni głowią się jaki model jest lepszy, czy energetyka powinna pełnić rolę służebną wobec przemysłu i usług, czy może powinna sama w sobie, poprzez innowacje, być kołem zamachowym dla gospodarki, my idziemy trzecią drogą stawiając energetykę i przemysł w hierarchii za górnictwem, które ma pociągnąć resztę.
Nie pociągnie, a jeśli, to tylko w dół. Nowa miotła w Ministerstwie Energetyki powinna jak najszybciej przyjąć do wiadomości, że zadaniem resortu jest zbudowanie mocnego sektora elektroenergetyki. Jeśli wbrew nazwie będzie to Ministerstwo Węgla, stracimy ostatnią szansę na odbudowę polskiej energetyki, a w ekstremalnej wersji staniemy się importerem prądu od sąsiadów, bo nasz będzie po prostu za drogi.
Po pierwsze, górnictwo. To ważny sektor, który zapewnia ciągłość dostaw węgla do elektrowni które w zeszłym roku wytworzyły z tego paliwa nieco ponad 80 proc. prądu w Polsce. Trzeba je jak najszybciej gruntownie zreformować. Od polityków słyszymy, że węgiel „musi” być wydobywany w Polsce. Wcale nie „musi”. Będzie wydobywany wtedy, gdy okaże się to opłacalne.
Handel tym paliwem odbywa się na świecie bez ograniczeń, a jego ceny są ustalane na rynku światowym bez nacisku karteli, jak w przypadku ropy. Wszytko wskazuje na to, że te ceny nie zaczną rosnąć w tym, a może i w przyszłym dziesięcioleciu, co ustawia nasze drogie górnictwo w arcytrudnej sytuacji. Logistycznie rzecz biorąc, węgiel może docierać do Polski z różnych kierunków, łatwiej niż gaz ograniczany przepustowością rur i terminali LNG. Krótko mówiąc, nawet węgiel importowany, do pewnego stopnia, może utrzymywać poziom bezpieczeństwa dostaw na rozsądnym poziomie. Jeżeli zatem chcemy sprawić, by zakup polskiego węgla był w przyszłości decyzją komercyjną, moce produkcyjne powinny być ograniczone, o minimum 30 proc., a po głębokiej restrukturyzacji sektor powinien zostać sprywatyzowany. Jest na to czas właśnie teraz, kiedy gospodarka rośnie i odchodzący górnicy mogą znaleźć zatrudnienie gdzie indziej.
Po drugie, przywróćmy właściwą hierarchię w sektorze paliwowo-energetycznym. To energetyka i jej przyszłość jest najważniejsza. Nie węgiel, nie OZE, i nie gaz, ale ENERGETYKA jako sektor. Na jego rozwój musimy mieć pomysł inny niż zachowanie status quo, bo to się nie uda.
Potrzebujemy wizji sektora, który uwzględnia to, co dzieje się dookoła. Nie jesteśmy wyspą, a nasi energetycy nie będą z nożyczkami w postaci przesuwników fazowych odcinać nas od sąsiadów.
Otoczenie błyskawicznie się zmienia. Dojrzewają niektóre technologie OZE i już w perspektywie 10 lat mogą uniemożliwić inwestycje w duże bloki wytwórcze, bo z racji wyrównywania się cen, te ostatnie nigdy nie zwrócą nam kosztów kapitałowych. Na rynek mocy jest szansa, ale mglista i podszyta niepewnością podsycaną przez Komisję Europejską, która pracuje nad integracją, a nie dezintegracją rynków. Będzie ona konsekwentnie preferować połączenia międzysystemowe kosztem krajowych systemów wsparcia.
Najważniejszym obecnie projektem dyskutowanym w europejskich stolicach jest nowy model rynku nad którym pracuje Komisja. Ma on zmieniać zasady handlu energią elektryczną i może być kopernikańską rewolucją elektroenergetyki wymuszającą zmiany w modelach biznesowych i dalej przenoszącą środek ciężkości rynku w stronę żródeł odnawialnych i rozproszonych. Nie mamy polskiego pomysłu w tej kwestii, a powinniśmy.
Po trzecie wreszcie, przestańmy ogniskować problemy elektroenergetyki na europejskiej polityce klimatycznej. Koncentrujemy wszystkie siły i dyplomatyczną amunicję na bitwach, których wynik nie będzie miał najmniejszego znaczenia przy zaostrzających się normach jakości powietrza i wody, przy postępującej integracji rynków z zalewającą nas tanią i już wkrótce niedotowaną energią z OZE i przy zmianie modelu rynku, który utrudni życie dużej energetyce.
Polityka klimatyczna stała się symbolem wszystkich zagrożeń, które czekają polską energetykę, a po prostu tak nie jest. Wbrew temu co się w Polsce mówi i pisze unijne cele redukcji emisji nie są przerażająco ambitne, a ograniczanie emisji przez naszych „zieleńszych” kolegów z UE zostawia nam dużą swobodę i trzyma cenę uprawnień do CO2 emisji poniżej 10 euro za tonę.
Dyskusja o polityce klimatycznej stała się tematem zastępczym, przesłaniającym prawdziwe problemy energetyki. Czas z tym skończyć. W negocjacjach nad rewizją systemu handlu emisjami warto wrócić do pomysłu korytarza cenowego. Na pewno znajdziemy sojuszników, a sektor woli zagrożenia zdefiniowane, niż te, które mogą przybrać rozmiar tsunami.
W Polsce zaprzestaliśmy produkcji parowozów w latach 50 ubiegłego stulecia. Obecna retoryka na temat energetyki sprawia, że właśnie parowozy mogą przychodzić do głowy. Aby uratować górnictwo, możemy je przywrócić na tory. Zwiększy nam się popyt na węgiel, ale czy o to chodzi?
Budujmy nowoczesną energetykę. Energetykę opartą mocno na węglu, ale pochodzącego ze zdrowego, maksymalnie jak to możliwie sprywatyzowanego sektora, który nie jest finansową kulą u nogi. Budujmy energetykę, która będzie potrafiła obronić się na coraz bardziej konkurencyjnym europejskim rynku, nie snujmy nierzeczywistych snów o autarkii. Budujmy energetykę, która wytrzyma test możliwych zmian legislacyjnych, które już wiemy – utrudnią funkcjonowanie dużym, zwłaszcza węglowym blokom.
Powstało właśnie Ministerstwo Energetyki. To dobry start, ale roboty mnóstwo. Para buch…
*Krzysztof Bolesta. 39 lat, ekonomista. W latach 2012-2015 główny doradca Marcina Korolca, ministra środowiska, potem pełnomocnika ds. polityki klimatycznej. W latach 2004-2012 urzędnik Komisji Europejskiej (Dyrekcja Generalna ds. Energii oraz Dyrekcja Generalna ds. Konkurencji, w której oceniał programy pomocy publicznej w zakresie energii i ochrony środowiska). Karierę zaczynał w 2000 r. jako specjalista ds. rynków energii w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej. Autor publikacji dotyczących głównie kwestii pomocy publicznej dla sektora węglowego.