Greenpeace twierdzi, że elektrownie węglowe zabijają rocznie 5700 Polaków. Lekarze mają mieszane odczucia.
Patrzymy na kilkuletnią dziewczynkę o smutnych oczach. Obok dymią kominy elektrowni Bełchatów. „Twoja elektrownia ma nowy filtr. Nazywa się Zosia” – czytamy.
To zdjęcie z nowej antywęglowej kampanii organizacji Greenpeace. Działacze tradycyjnie wdrapali się także na komin jednej z polskich elektrowni, tym razem w Turowie. W Bełchatowie postawili 12 czerwca 1000 krzyży, które miały symbolizować śmiertelne ofiary największej polskiej elektrowni.
Medialna akcja Greenpeace jest dodatkiem do raportu o zdrowotnych kosztach spalania węgla w elektrowniach, który opublikowano także na początku czerwca.
Raport pod tytułem „Węgiel zabija. Analiza kosztów zdrowotnych polskiego sektora elektroenergetycznego” przygotowali działacze Greenpeace. Nie pisali go lekarze, jedynym naukowcem, który brał udział w jego pisaniu jest chemik, dr hab. Leszek Pazderski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
„Szacowanie kosztów zdrowotnych oparto na modelu EcoSense, który został opracowany w ramach programu badawczego finansowanego przez Unię Europejską i wynikach innych europejskich projektów badawczych. Większość analiz przeprowadził zespół badawczy z Instytutu Ekonomii Energetyki i Racjonalnego Wykorzystania Energii (IER), działającego na Uniwersytecie w Stuttgarcie. Jako skutki zdrowotne analizowano liczbę przypadków przedwczesnych zgonów oraz utraconych lat życia (YOLL), a także utracone dni pracy i częstość napadów astmy. Wybór wskaźników uwzględnia zarówno aspekt zdrowotny, jak i ekonomiczny. Wyniki analiz wykazały, że w 2010 roku emisje pochodzące z polskich zakładów energetycznych odpowiadają za skrócenie życia o około 57 000 lat, co odpowiada około 5 400 przedwczesnym zgonom. Dla porównania: w 2010 roku w wypadkach drogowych zginęły łącznie 3 902 osoby. Planowane zakłady energetyczne, jak wykazuje raport, spowodują rocznie utratę około 11 500 lat życia, co odpowiada około 1 100 przedwczesnym zgonom” – tak brzmi najważniejszy chyba fragment raportu.
Ale kto to zbada?
Czy rzeczywiście węgiel zabija? I czy skutki zdrowotne zanieczyszczeń emitowanych przez elektrownie da się w ogóle zmierzyć? Postanowiliśmy zweryfikować tezy raportu Greenpeace. Okazało się to bardzo trudne, po prostu dlatego, że nikt do tej pory nie prowadził w Polsce takich badań. Raport Greenpeace, jak sama organizacja przyznaje, opiera się na modelu, a nie szczegółowych badaniach lekarskich mieszkańców Polski.
Elektrownie spalając węgiel emitują niebezpieczne dla zdrowia pyły, a także tlenki siarki (SOx) oraz azotu (NOx)a to może przyczynić się do chorób układu oddechowego. Ale na ile wpływ siłowni węglowych na zdrowie da się, mówiąc uczenie, skwantyfikować?
Pytani przez nas lekarze są w opiniach podzieleni. Dr hab n. med. Renata Złotkowska, kierownik Zakładu Zdrowia Środowiskowego z Wydziału Zdrowia Publicznego ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, autorka wstępu do raportu Greenpeace podkreśla, że do jego metodologii nie można mieć zastrzeżeń. – Jest zgodna z zasadami opracowanymi przez Uniwersytet w Stuttgarcie i oparta na założeniach, wypracowanych w ramach inicjatyw badawczych, finansowanych przez Komisję Europejską – tłumaczy nam dr Złotkowska. – Rzeczywiście nie było żadnych szczegółowych badań, w których sprawdzono by wpływ zanieczyszczeń powietrza na zdrowie kompleksowo w całej Polsce, a nie tylko w wybranych regionach. Takie badania są bardzo potrzebne. Ale fakt, że zanieczyszczenia mają wpływ na zdrowie nie ulega wątpliwości.
Ale prof. dr med. Cezary Pałczyński, kierownik Kliniki Alergologii i Zdrowia Środowiskowego Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi powątpiewa w wiarygodność raportu, zwłaszcza sens oddzielania wpływu elektrowni od wpływu inne czynników mogących pogorszyć stan naszych dróg oddechowych. – Trudno tu cokolwiek komentować bez przeprowadzenia szczegółowych badań. Chętnie takie zrobimy, jeśli będzie zamówienie – mówi dr Bożena Krogulska z Instytutu Zdrowia Publicznego w Warszawie.
Dr hab. Michał Krzyżanowski, epidemiolog współpracujący z Światową Organizacją Zdrowia, uważa, że metodologia badań Greenpeace jest poprawna. – Najczęstszą przyczyną zgonów spowodowanych przez choroby układu oddechowego jest palenie tytoniu – to aż 80 proc. Ale przyjmuje się, że ok. 5 proc. zgonów spowodowanych chorobami układu oddechowego spowodowana jest zanieczyszczeniami powietrza, wśród nich są te emitowane przez elektrownie. Oczywiście one są jednym z czynników, bardzo groźne są także zanieczyszczenia z tzw. niskiej emisji czyli z tego co ludzie, zwłaszcza na wsi, spalają w piecach. Spalają np. plastik, co jest bardzo niebezpieczne. Elektrownie mają filtry, poza tym dzięki ogromnym kominom zanieczyszczenia rozpraszają się na dużo większym obszarze, więc ich stężenie jest mniejsze – dodaje dr Krzyżanowski.
Polska trucicielem Europy?
W emisjach zanieczyszczeń Polska mieści się w średniej europejskiej, z wyjątkiem niebezpiecznego pyłu PM 10. Za największą część emisji pyłów i wielu innych niebezpiecznych związków chemicznych odpowiedzialne są gospodarstwa domowe (patrz grafy).
– Na mapie Europy są trzy czerwone plamy miejsca gdzie widać ogromne stężenia pyłów. To niestety Śląsk, północne Włochy oraz północno-zachodnie Niemcy czyli dawne Zagłębie Ruhry wraz Belgią i Holandią. Na tym ostatnim obszarze za zanieczyszczenia odpowiadają głównie samochody – wyjaśnia dr Krzyżanowski.
Na Śląsku za zanieczyszczenia odpowiadają oczywiście także elektrownie, ale również huty i inne zakłady przemysłowe. W innych regionach gdzie są elektrownie węglowe – okolice Bełchatowa (woj. łódzkie), Konina (wielkopolskie), Połańca (świętokrzyskie) i Kozienic (mazowieckie) nie widać ani zwiększonej w porównaniu ze średnią ogólnopolską śmiertelności, ani zachorowalności na choroby układu oddechowego. – Trudno o taką korelację, bo przecież substancje z kominów mogą być rozpraszane w promieniu nawet 1000 km – wyjaśnia dr Krzyżanowski.
Węgiel truje. Ale nie tylko on…
Greenpeace zwalczając węgiel proponuje zastępowanie go odnawialnymi źródłami energii czyli wiatrem oraz panelami słonecznymi. Tyle, że produkcja turbin wiatrowych wymaga pracy hut stali i cementowni, które również emitują zanieczyszczenia.
Żeby zastąpić 1000 MW elektrowni węglowymi potrzeba 3000 MW elektrowni wiatrowych czyli ok. 1500 wiatraków o mocy 2 MW każdy lub 600 o mocy 5 MW (elektrownie wiatrowe pracują średnio 1/3 czasu, potrzeba więc ich trzy razy więcej żeby wyprodukowały podobną ilość energii jak elektrownia konwencjonalna). Do jednego wiatraka o mocy 2 MW np. na farmie wiatrowej na Wolinie potrzeba 800 ton betonu i 265 ton stali. Do 1500 wiatraków musimy więc wyprodukować prawie 1,6 mln ton betonu i stali. Lobby węglowe mogłoby więc policzyć, ile zostanie przy tym wyemitowanych zanieczyszczeń i sporządzić raport pt. „Wiatraki zabijają”.
A co z odpowiedzą na tytułowe pytanie „czy węgiel zabija”? – To jest sformułowanie użyte na potrzeby kampanii Greenpeace, zawiera duży ładunek emocjonalny – mówi dyplomatycznie dr Złotkowska.
Zaś energetycy mogą z wysokości swoich kominów i farm wiatrowych zacytować aforyzm Stanisława Leca: „Żyć jest bardzo niezdrowo. Kto żyje, ten umiera”.