Na ile konkretne może być ewentualne globalne porozumienie klimatyczne, jakie ma zostać zawarte w grudniu na COP21 w Paryżu? Czy będzie zawierać zobowiązania, czy tylko powinności? Znajdą się w nim konkretne terminy i wielkości redukcji emisji gazów cieplarnianych czy tylko ogólne zalecenia?
Od końca października gotowy jest już dokument, zawierający większość możliwych opcji. A uczestnicy COP mają zdecydować, co z nich wybrać.
Ogólny sens porozumienia jest jasny. Ma utrzymać wzrost średniej globalnej temperatury poprzez zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych, wskazywanej jako przyczyna niekorzystnych zmian klimatycznych. Jeżeli paryskie porozumienie ma być skuteczne, to powinniśmy poruszać się w zielonym obszarze diagramu obok.
I tu zaczyna się miejsce na decyzje, bo szkic porozumienia zawiera uzgodnione już opcje, spośród których trzeba będzie uzgodnić jakiś wybór. Dla maksymalnej przejrzystości poszczególne warianty pokażemy oddzielone ukośnikami w konwencji „niepotrzebne skreślić” (*)
W zasadzie już jedno z pierwszych zdań decyduje o wiążącym bądź nie charakterze ewentualnego porozumienia. Stwierdza bowiem, że strony powinny/zgadzają się* podjąć niezwłoczne działania na rzecz zahamowania wzrostu średniej globalnej temperatury.
Jakiego? Poniżej 1,5 st./znacznie poniżej 2 st./poniżej 2 lub 1,5 st./tak poniżej 2 st. jak to możliwe* do końca wieku. w stosunku do średniej z ery przed-przemysłowej poprzez obniżenie emisji/emisji netto* gazów cieplarnianych. Co więcej, dopuszcza się jakiś alternatywny tekst, którego na razie nie ma.
Dalej mowa o wkładach poszczególnych stron, przy czym za każdym razem, gdy pada to słowo pojawia się propozycja, aby uzupełnić je o sformułowanie „zamierzone”. I tu również zostawiono furtkę dla innej opcji, choć na razie bez żadnej treści.
Wreszcie mamy trzy opcje dla określenia bardziej szczegółowego, długoterminowego celu porozumienia. W pierwszym wariancie konieczne jest poddanie pod dyskusję, jak określić projektowaną transformację. Ma być „niskoemisyjna” czy „neutralna dla klimatu”? Dalej w tej opcji mamy już bardziej konkretne działania. Po pierwsze wyznaczenie terminu szczytowej emisji – do wyboru rok 2030/20XX/tak szybko jak to możliwe*. Po drugie skala redukcji emisji – między 40 (lub inna liczba) a 70 (lub inna liczba) proc. do 2050 r. Punkt odniesienia też jest do negocjacji: 2010 r./w zgodzie z globalnym limitem, rozdzielonym według sprawiedliwości klimatycznej* w celu spadku/likwidacji* emisji w ciągu XXI w./ do 2050/ do 2100 r.* Jak widać, w niektórych konfiguracjach to już dość konkretne zapisy.
Opcja numer trzy również mogłaby wskazywać dość konkretny zarys ścieżki, do jakiej strony miałyby dążyć. Zakłada ona wyznaczenie pewnego roku (bądź przyjęcie określenia „najszybciej jak to możliwe”) szczytowej emisji, po którym nastąpi szybki spadek do poziomu o 40-70 /70-95 proc.* niższego w stosunku do roku 2010, tak by osiągnąć zerową emisję netto między 2060 a 2080 r. Problem w tym, że praktycznie każdy z fragmentów powyższego zdania nie jest ostateczny i zakłada się jego negocjacje. Podobnie jak i sposób ograniczenia emisji poprzez transformację niskoemisyjną/niskowęglową/ dekarbonizację/w ramach globalnego limitu emisji*.
Natomiast opcja numer dwa jest najmniej konkretna, głosi bowiem, że strony dążą do długoterminowej, niskoemisyjnej transformacji przy założeniu zrównoważonego rozwoju. Plus ewentualne uzupełnienia. Oczywiście zarys całego projektu zawiera znacznie więcej zapisów, ale z punktu widzenia wielkości i harmonogramu ograniczania emisji te są najważniejsze.
Jak widać, da się ułożyć w zasadzie wszystko. Zarówno dość radykalne, wiążące prawnie porozumienie, które umieściłoby nas w zielonej części diagramu, jak i układ odkładający problem ad calendas graecas, zostawiający świat w obszarze czerwieni na diagramie. A i pole manewru pomiędzy tymi skrajnymi przypadkami jest dość spore.
Najbardziej zielony obszar odpowiada mniej więcej „scenariuszowi 450” Międzynarodowej Agencji Energii. Dla sektora wytwarzania energii zakłada on m.in. wprowadzenie do 2020 r. opłat za emisje dla krajów OECD i największych emitentów spoza tej organizacji, likwidację subsydiów dla paliw kopalnych i szerokie wsparcie dla OZE oraz innych niskoemisyjnych technologii, jak atom czy CCS na skalę globalną. Tylko, że „scenariusz 450” daje jedynie 50 proc. szans na ograniczenie wzrostu temperatury do 2 stopni.
Jak już pisaliśmy, zdaniem polskiego uczestnika dotychczasowych negocjacji, w Paryżu nie ma szans na konkretne cele redukcyjne dla poszczególnych sygnatariuszy. Możliwe wydaje się natomiast osiągnięcie porozumienia, wyznaczającego maksymalnego wzrost temperatury na poziomie 1,5-2 stopni. Strony natomiast zobowiązywałby się wspierać ten cel w ramach własnych możliwości – tak przez redukcję emisji, jak i m.in. przez odwrócenie trendów deforestacji i dodatkowe zalesianie.