Prawie 5 mld zł pomocy publicznej dla zamykanych kopalń do 2018 r. Taka suma znalazła się w wysłanym do Brukseli wiosną przez poprzedni rząd wniosku notyfikacyjnym.
Resort skarbu nie chciał nam pokazać wniosku, tłumacząc się tajemnicą handlową, jak również tym, że jego ujawnienie mogłoby zaszkodzić negocjacjom z Brukselą.
Dokładnie 4,955 mld zł to kwota, która ma trafić do Spółki Restrukturyzacji Kopalń. Jak już pisaliśmy, w budżecie na 2016 r. znalazła się suma 900 mln zł, Nie wiadomo ile kopalń znalazło się we wniosku, bo tego resort skarbu także nie ujawnia, tłumacząc, że wniosek będzie jeszcze zmieniany.
Na pewno są tam -”Kazimierz-Juliusz”, „Centrum”, „Makoszowy” oraz część kopalni „Brzeszcze”. Ale następne w kolejce miały być dwie i „pół” kopalni z Katowickiego Holdingu Węglowego i one także powinny we wniosku zostać wymienione.
Politycy zwycięskiego PiS operują na razie ogólnikami, choć trochę treści można z ich wypowiedzi wycisnąć. Nowy minister energetyki Krzysztof Tchórzewski wypowiada tezy z którymi nie sposób się nie zgodzić i takie, które świadczą o lekkim oderwaniu od rzeczywistości.
Tchórzewski w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” przyznał, że istnienie części kopalń nie ma sensu i powinny zostać definitywnie zamknięte. Punkt dla ministra.
Ale jednocześnie żeby nie drażnić związkowców Tchórzewski zapowiedział, że w miejsce każdej zamkniętej kopalni powinna powstać nowa. Dlaczego? Bo będzie rosło zapotrzebowanie na energię, a co za tym idzie – na węgiel.
To jest nieporozumienie. Od wielu tygodni piszemy, że podstawowy problem górnictwa to strukturalne niedopasowanie malejącego popytu do podaży. Inaczej mówiąc miałów energetycznych spalanych w elektrowniach jest po prostu za dużo. Za mało jest węgla grubego, który musimy importować, ale z kolei polskie kopalnie mają ograniczone możliwości jego wydobycia.
Węgiel pozostanie najważniejszym paliwem polskiej energetyki jeszcze przez wiele lat, ale jego zużycie będzie spadać. Po to budujemy nowoczesne, znacznie bardziej sprawne bloki w Opolu, Jaworznie, Kozienicach, aby spalały go mniej produkując tę samą ilość prądu. Zmniejszenie zapotrzebowania na węgiel zakładają też prognozy przyjmowane do Polityki Energetycznej Polski 2050. Jest rzeczą co dziwną, że nowy minister ich nie zna.
Niepokojące jest też to, że politycy PiS utożsamiają ilość wydobytego węgla z liczbą kopalń. To kompletne nieporozumienie. Kiedy zamkniemy te najgorsze, zwolnią się środki na inwestycje w najlepsze i będzie można w nich fedrować więcej węgla – patrz Wielka zagadka polskiego węgla.
Przy tym minister Tchórzewski bierze z sufitu część liczb, którymi operuje. Stwierdził np. że górnictwo miało w ostatnich latach 14 mld zł zysku i szkoda, że te pieniądze nie zostały zainwestowane.
W rzeczywistości jedynymi spółkami, które miały przyzwoite, tzn. odpowiednie do przychodów zyski była Jastrzębska Spółka Węglowa ( w latach 2011 – 2013 w sumie ponad 3 mld zł) oraz Bogdanka, ( jej łączny zysk za ostatnie kilka lat to ok. miliard zł). Do 14 mld więc daleko. Kompania Węglowa tylko raz – w 2011 r. miała 500 mln zł zysku, a wcześniej ledwo sięgał on kilkudziesięciu mln zł, a i to nie zawsze.
Typowany na wiceministra odpowiedzialnego za górnictwo poseł Grzegorz Tobiszowski zdaje się mieć znacznie większą wiedzę. W wywiadzie dla PAP zapowiedział m.in. analizę stanu każdej kopalni tak aby zastanowić się nad sensem jej wykorzystania. Użył też sformułowania „zdjęcie części węgla z rynku”.
Na plus posłowi trzeba też zapisać rezerwę wobec pomysłów pchania górnictwa w objęcia energetyki. „Bierzemy pod uwagę pewne powiązania górnictwa z energetyką, nawet kapitałowe. Nie chcielibyśmy jednak po prostu „dosypywać” środków do kopalń, bo nie można wyhamowywać energetyki. Jeśli miałyby być zaangażowane środki z polskiej energetyki, to na inwestycje i stworzenie rynku dla polskich kopalń. Prawdopodobnie będziemy chcieli konstruować Nową Kompanię Węglową, z udziałem Węglokoksu, skoro tam już wszedł z kwotą 500 mln zł, oraz z udziałem tych spółek, które się zadeklarowały, czyli PGE, Energi i PGNiG Termika – powiedział Tobiszowski.
Sęk w tym, że wymienione spółki wcale się nie zadeklarowały i robiły wszystko żeby inwestycji w nową Kompanię uniknąć. Tobiszowski sam sobie przeczy.
Pytanie jak bez energetyki zapewnić pieniądze na Barbórkę w grudniu i na wypłaty w kolejnych miesiącach? Banki-wierzyciele czekają na inwestorów nowej Kompanii Węglowej i nie zamierzają konwertować długu na kapitał Kompanii do czego zachęcał je poprzedni rząd. Do objęcia udziałów w nowej KW nie kwapią się także inni prywatni wierzyciele czyli dostawcy maszyn górniczych, których poseł PiS również zachęca do wejścia w nową KW.
Takie rozmowy były już wcześniej, ale nic z tego nie wyszło. Według naszych informacji jedna ze spółek okołogórniczych przedstawiła na tyle wygórowane warunki, że spotkanie w resorcie skarbu zakończyło się po kilku minutach.
Rząd dysponuje tylko jednym środkiem nacisku na wierzycieli – upadłością Kompanii. I chyba nieprzypadkowo Tobiszowski o tym wspomniał, choć bardzo ostrożnie. – Prezes KW Krzysztof Sędzikowski mówił o możliwości przeprowadzenia upadłości kontrolowanej Kompanii Węglowej, może to nie jest zły pomysł od strony prawnej, trzeba się zastanowić.
Kontrolowaną upadłość (taką jak w przypadku stoczni) jako najlepszy wariant sugerowali już na początku 2015 r. urzędnicy z merytorycznych departamentów resortu skarbu. Wtedy PO odrzuciła to z powodów politycznych. Może czas wrócić do tej koncepcji?