Spis treści
Dziesiątki tysięcy Polaków, w tym niżej podpisany, mają ogrzewanie na prąd i dodatkowo termy grzejące wodę. Pomimo utrzymywania zamrożonych cen prądu, w obecnych warunkach przejście z węgla czy gazu na pompę ciepła lub inną formę ogrzewania elektrycznego jest generalnie mało atrakcyjne.
Autor tego tekstu, mając dom o powierzchni 70 m2, oddany w 2022 r., korzysta z taryfy PGE. Przez ostatnie 7 miesięcy prąd kosztował 4850 zł i 67 gr.
Wstyd przyznać, ale gdybym zamontował sobie piec na ekogroszek, palił węglem i obficie obdarzał ojczyste powietrze wyziewami z komina, to wyszłoby kilkaset zł taniej.
W podobnej sytuacji jest duża grupa Polaków, którzy nie załapali się na stary system wsparcia fotowoltaiki.
Jak unijny model działa nad Wisłą
Co można zrobić? Spróbować skorzystać z unijnego modelu rynku energii. Polega on na tzw. cenach dynamicznych. W uproszczeniu ceny są niskie gdy świeci słońce, wieje wiatr więc wysoka jest produkcja z OZE, a wysokie np.w szczycie wieczornym gdy produkcji z PV nie ma zapotrzebowanie na energię wzrasta.
Kombinowałem tak: nie potrzebuję własnej instalacji PV bo szkoda mi pieniędzy, tanią energię z PV mam w sieci. Wystarczy zainwestować we własny magazyn a następnie korzystać, jak rasowy spekulant, z codziennych okazji cenowych. Oczywiście nie będę tego robił sam, bo nie mam czasu. Na szczęście systemy automatyki domowej, czy wbudowana automatyka do zarządzania poszczególnymi urządzeniami, jak choćby magazynem energii w naszym mieszkaniu-laboratorium #WNLAB, coraz częściej są w stanie „widzieć” już ceny energii i reagować na nie.

Ja z kolei potrzebuję aplikacji, która będzie automatycznie sterowała panelami grzewczymi, bojlerem i domowym magazynem. Gdy ceny są niskie – ogrzewanie działa sobie normalnie, a magazyn się ładuje. Gdy rosną – aplikacja zarządza zerowy pobór z sieci, a prąd idzie z magazynu. To nie „rocket science” – tego typu urządzenia są bardzo popularne w Skandynawii i Wielkiej Brytanii.
Unijnym prawodawcom tak zależało na upowszechnieniu tego modelu, że przepisy UE zmuszają tzw. zasiedziałych sprzedawców do zaoferowania taryf dynamicznych. Jak to w praktyce wygląda w Polsce, opisaliśmy tu:
Ceny dynamiczne energii: Jak na nich zyskać, jak stracić?
Niestety, rachunek za dystrybucję energii (czyli mniej więcej połowa) pozostanie ten sam, bo unijni prawodawcy nie zmusili jednocześnie dystrybutorów do zaoferowania taryf dynamicznych. Choć w Polsce takie taryfy ma już Tauron i pracuje nad nimi Enea.
Chcieliśmy sprawdzić na własnej skórze jak wygląda unijny model rynku energii, aby móc to opisać. Bez magazynu energii wydaje mi się to ryzykowne – przy dłuższych okresach „prądowej drożyzny” mogę skończyć rzeczywiście jak spekulant siedzący na „shortach”, gdy ceny rosną. Potrzebny jest „hedging” czyli magazyn.
Rządowych dopłat do samych przydomowych magazynów wprawdzie na razie nie ma (są tylko z fotowoltaiką), ale ich potrzeba jest tak oczywista, ze NFOŚiGW poinformował nas iż analizuje „optymalny program wsparcia prosumenckich magazynów energii”.
Smart metering czy dumb metering
Zadzwoniłem do przedstawiciela firmy, która chce instalować takie urządzenia (na razie w wersji testowej) wraz z magazynami energii. – Żeby określić jaki magazyn będzie Panu potrzebny, potrzebujemy 15 minutowych odczytów z inteligentnego licznika za kilka ostatnich miesięcy – usłyszałem.
Inteligentny licznik mam, napisałem więc do PGE Dystrybucja jako klient, z prośbą o przesłanie tych danych.
Odpowiedź z PGE Dystrybucja dostałem już = następnego dnia, ale okazało się, że to nie jest byle jaka prośba, którą można sobie napisać mailem albo na internetowym formularzu.
Sprawa jest bardzo poważna, dlatego wymagany jest specjalny papierowy wniosek, który należy osobiście złożyć w odpowiednim oddziale PGE Dystrybucja. Można też przez internet, ale uwaga – tylko z uwierzytelnionym podpisem elektronicznym.
Taki papierowy dokument będzie zapewne opatrzony odpowiednimi pieczęciami, adnotacjami, podpisami, dlatego musi odpowiednio kosztować. Opłata za 15 minutowe odczyty wynosi w PGE Dystrybucja ni mniej, ni więcej tylko 560 zł 80 gr. Opłatę tę zatwierdził zarząd PGE Dystrybucja, aczkolwiek nie udało nam się dowiedzieć kiedy.
Przy czym opłata ta jest pobierana osobno za energię czynną oddaną, pobraną, energię bierną pojemnościową oraz indukcyjną. Gdybyśmy zatem chcieli uzyskać wszystkie możliwe odczyty, to zapłacilibyśmy ponad 2 tys. zł!
Zapytaliśmy PGE, już oficjalnie jako dziennikarze, skąd się ta opłata wzięła. Niestety PGE Dystrybucja nie wyjaśniła jak ją skalkulowano, za to dowiedzieliśmy się jeszcze, że:
„dostęp odbiorcy do danych rejestrowanych przez liczniki zdalnego odczytu możliwy jest z wykorzystaniem specjalnie przygotowanego interfejsu komunikacyjnego licznika, zgodnie z wymaganiami określonymi w rozporządzeniu Ministra Klimatu i Środowiska z dnia 22 marca 2022 r. w sprawie systemu pomiarowego (Dz.U. z 2022 poz. 788). Dostęp do tej funkcji licznika jest bezpłatny, jednak by z niej skorzystać, należy posiadać specjalny odbiornik danych z licznika, który odbiorca powinien nabyć u niezależnych sprzedawców”.
Konsument płaci więc za smart metering – koszt licznika jest wrzucany w taryfę dystrybucyjną, ale „smart” jest tylko dystrybutor – klient wciąż ma raczej „dumb metering” i żadnych korzyści. Chyba, że sam kupi sobie nakładkę, którą PGE Dystrybucja mu zainstaluje, zapewne za dodatkową opłatą.
URE się nie interesuje
560 zł i 80 gr za wiedzę o naszym szczegółowym zużyciu energii, którą wystarczy tylko upakować do excela i przesłać mailem, wydało nam się kwotą dość słoną. Zapytaliśmy więc co na to Urząd Regulacji Energetyki, który stoi na straży interesów konsumentów.
Niestety, nie w tym przypadku – otrzymaliśmy odpowiedź, że opłaty pozataryfowe nie są zatwierdzane przez URE. Generalnie – pozostają poza obszarem zainteresowania regulatora.
Zapytaliśmy więc regulatora, czy oznacza to, że dystrybutorzy mogą te opłaty ustalać sobie zupełnie dowolnie. URE jeszcze raz odpowiedziało nam, że „wskazane stawki wynikają z wewnętrznego cennika PGE Dystrybucja. Cenniki wewnętrzne nie są przedmiotem postępowań taryfowych przed Prezesem URE”.
W tej sytuacji naprawdę odczuliśmy ulgę, że opłata wynosi tylko 560 zł 80 gr a nie np. 5600 zł i 80 gr.

A jak jest u innych dystrybutorów? Rozmaicie. Najgorzej w Enei – tamtejszy operator w ogóle nie udostępnia szczegółowych danych o zużyciu. Funkcja ma być uruchomiona w drugiej połowie 2025 r. „Klienci z taryfami G na razie nie mają jeszcze możliwości otrzymania danych w profilach 15-minutowych. Wszyscy Klienci Enei Operator posiadający liczniki zdalnego odczytu otrzymają taką możliwość w najbliższych miesiącach, wraz z uruchomieniem przez nas Portalu Odbiorcy”. Nie wiadomo czy usługa będzie płatna, pozostaje mieć nadzieję, że nie.
Za to w Enerdze wszyscy klienci z inteligentnym licznikiem mogą dostać te dane za darmo. Ci bez licznika muszą zapłacić, ale nie ma ich dużo – tylko 20 proc. a jak obiecuje spółka, do końca tego roku w smart metering będą wyposażeni wszyscy.
W Tauronie informacje też udostępniane są za darmo. Jak zapewnia nas spółka, są dostępne w aplikacji E-licznik, a na życzenie klienta pakowane do excela i wysyłane mailem. Biuro prasowe warszawskiego Stoenu poinformowało nas, że „dane godzinowe lub 15 minutowe mogą być udostępniane odbiorcom energii na podstawie odrębnego porozumienia, jako dodatkowa usługa płatna. Jako Stoen Operator wykonujemy taką usługę na życzenie klienta posiadającego LZO lub jego pełnomocnika. Cena za usługę określana jest indywidualnie według cennika, w zależności od okresu i ilości punktów pomiarowych”. W biurze obsługi klienta powiedziano nam, że trzeba napisać maila, a usługa kosztuje 520 zł.
Unia swoje, czort swoje
Unijni prawodawcy okazali się na tyle przewidujący, że domyślili się iż dystrybutorzy będą chcieli trochę zarobić na udostępnianiu danych. Dlatego w Dyrektywie o rynku energii znalazł się następujący przepis, umieszczony w art. 20 punkt a: Inteligentne systemy opomiarowania muszą dokładnie mierzyć rzeczywiste zużycie energii elektrycznej i być w stanie dostarczyć odbiorcom końcowym informacje o rzeczywistym czasie zużycia; dostęp do zatwierdzonych danych dotyczących zużycia w przeszłości musi być łatwy i bezpieczny, a na żądanie odbiorców końcowych dane te powinny być im wyświetlane bez dodatkowych kosztów; dostęp odbiorców końcowych do niezatwierdzonych danych dotyczących zużycia w czasie zbliżonym do rzeczywistego, przez znormalizowany interfejs lub przez zdalny dostęp, także musi być łatwy i bezpieczny, bez dodatkowych kosztów, w celu wsparcia zautomatyzowanych programów efektywności energetycznej, odpowiedzi odbioru i innych usług;
Zapytaliśmy więc jeszcze raz PGE Dystrybucja i Urząd Regulacji Energetyki jak te nieszczęsne 560 zł 80 gr ma się do unijnej dyrektywy. Czekamy na odpowiedź, o której nie omieszkamy poinformować.