Spis treści
Odyseja modyfikacji ustawy o wiatrakach na lądzie trwa, choć czytelnicy wydają się już nieco zmęczeni kolejnymi odcinkami – zwroty akcji są bowiem dość przewidywalne. Tym razem nowa zmiana oznacza, że projekt jednak nie zostanie „uśpiony” do wyborów prezydenckich, lecz trafi na posiedzenie KPRM, a następnie (być może) pod głosowanie.
Dla przypomnienia – w Odysei Odyseusz przez dziesięć lat wraca spod Troi do rodzinnej Itaki. Choć był już blisko celu, kolejne perturbacje znów rzucały go na morze, doprowadzając do śmierci całej załogi, a po drodze czekały na niego m.in. jednooki cyklop i siedmioletni pobyt u nimfy Kalypso.
Odyseja wiatrakowa może i jest mniej dynamiczna, ale zobaczymy, czy dorówna literackiemu pierwowzorowi pod względem długości.
Polski nowy reaktor jądrowy – i to w ekspresowym tempie!
Plan wręcz sensacyjny – już za trzy lata ma powstać finalny projekt (a może nawet rozpocząć się budowa) nowego polskiego reaktora jądrowego HTGR-POLA. Tylko polska myśl techniczna i polska inwestycja. Skrót wskazuje, że będzie to reaktor wysokotemperaturowy, a więc znacznie bardziej skomplikowany i wyrafinowany technicznie niż dominujące obecnie reaktory PWR. Co więcej, ma rozwiązać problem ciepłownictwa systemowego, co oznacza, że być może już około 2030 roku ciepła woda w kranie będzie pochodzić z reaktora. Najpierw jednak trzeba zdobyć finansowanie i opracować projekt.
Przypominamy, że już w 2026 roku odbędą się mistrzostwa świata w piłce nożnej – tym razem w Kanadzie, USA i Meksyku (oczywiście, o ile Trump ostatecznie nie pokłóci się z sąsiadami). Polska rozpocznie eliminacje już w marcu, ale biorąc pod uwagę dość nisko notowanych rywali w rankingu, awans wydaje się niemal pewny. A skoro awans, to w 2026 roku Polska niemal na pewno zostanie Mistrzem Świata, a POLA (jak pieszczotliwie możemy nazywać reprezentację) strzeli gola w każdym meczu.
Prawdopodobieństwo? Podobne jak w przypadku reaktora – ale najpierw trzeba jeszcze awansować.
Zełenski ma oddać 50% ukraińskich złóż metali rzadkich?
Według nieoficjalnych informacji pojawił się dokument (umowa?), na którym USA miały domagać się podpisu prezydenta Ukrainy. Złoża metali rzadkich miałyby zostać przekazane Amerykanom. Świat od dawna przypomina film – i to w różnych gatunkach: od kina gangsterskiego i wojennego, przez absurdalną komedię, aż po thriller, który nie pozwala zasnąć.
Nie sposób nie skojarzyć tego z fabułą jednego z filmów o Jamesie Bondzie – 007 Quantum of Solace. W tej części nowy kandydat na prezydenta Boliwii, generał planujący zamach stanu, otrzymuje od wspierającej go tajnej organizacji kontrakt gwarantujący jej monopol na dostawy wody w kraju (wcześniej ta sama organizacja doprowadziła do kryzysu wodnego). Generał podpisał. A Zełenski nie.
Czy to oznacza, że wkrótce czeka nas kolejny zamach stanu?
Klasyczne samochody wygrywają… choć głównie z importu, a nawet złomu
W porównaniu do samochodów elektrycznych (75 tys. w pełni elektrycznych zarejestrowanych, a łącznie z hybrydami dwa razy tyle), klasyczny napęd wciąż trzyma się mocno. Ponad pół miliona nowych pojazdów i około miliona importowanych używanych to wynik, który trudno zignorować. Zwycięstwo przeciwników nowych technologii jest jednak nieco gorzkie – eksperci szacują, że większość sprowadzanych aut to pojazdy powypadkowe lub zezłomowane w Europie Zachodniej. W Polsce przechodzą samochodową reinkarnację, otrzymując… drugie życie zombie.
Przypomina się kultowy cykl programów „Zrób to Sam” prowadzony przez niezapomnianego Adama Słodowego. Dziś takich programów już nie ma, ale kiedyś miliony dzieci z zapartym tchem śledziły, jak w ciągu 30 minut pan Adam własnoręcznie buduje karmnik dla ptaków, model rakiety kosmicznej czy domowy projektor filmów.
Czasem doprowadzał też swoich adeptów (w tym mnie) do rozpaczy – zwłaszcza gdy nagle spod stołu wyciągał gotowy, latający model dwupłatowego samolotu z działającym światełkiem, podczas gdy my dopiero co wbiliśmy krzywo pierwszy gwóźdź w deseczkę. To dzięki niemu cały naród nad Wisłą pokochał majsterkowanie.
I dziś pan Czesio z warsztatu, mając do dyspozycji dwa rozbite Mercedesy i jednego Forda, bez problemu „wyklepie” Golfa diesla, SUV-a Subaru oraz dwa motocykle – a jeszcze zostanie mu zapasowa przekładnia do hydroforu. Dziękujemy, Panie Adamie.
5 mln dolarów czy 5 miliardów złotych – wielka inwestycja technologiczna korporacji
Podczas transmisji spotkania gigantycznej korporacji technologicznej z polskim rządem wszyscy z zapartym tchem czekali na kluczowe liczby. Początkowo ogłoszono, że inwestycja wyniesie 5 milionów dolarów w ciągu pięciu lat, ale później w newsach pojawiły się korekty – jednak kilka miliardów złotych.
Nie sposób nie przypomnieć sobie kultowego filmu „Chłopaki nie płaczą”. Tam również wszystko zaczęło się od problemu ze zrozumieniem, w jakiej walucie należy zapłacić za usługi, a potem akcja nabrała tempa: strzelaniny, zbliżenia, porwania, pościgi – ale koniec końców wszystko dobrze się skończyło. W filmie niezapomnianą rolę odegrał Laska, który na pytanie: „Co lubisz w życiu robić?” odpowiedział nieśmiertelnym: „Palić blanty”. Patrząc na kolejne konferencje polityków z amerykańskimi przedstawicielami, można odnieść wrażenie, że jedyną osobą, która niczego nie paliła, był… kamerzysta.
Biometan powoli… ale może się rozpędzi
Optymistyczna wiadomość z rynku transformacji energetycznej – uruchomiono pierwszy obiekt produkujący biometan i generujący energię. Na razie to 0,5 MW mocy i 650 tys. m³ biometanu rocznie.
Optymizm jednak nieco przygasa, gdy porówna się te liczby do produkcji w Niemczech, gdzie rocznie wytwarza się 1 miliard m³ biometanu (i nie ma tu pomyłki w zerach, jak przy niektórych innych inwestycjach). Francja zresztą osiąga podobne wyniki. Literatura zna takie przypadki. W pochodzącym z VI wieku zbiorze bajek legendarnego Ezopa znajdziemy przypowieść o Żółwiu i Zającu, którą od pokoleń czyta się dzieciom. Jak wiadomo, żółw prześcignął zająca dzięki uporowi i systematyczności – i to jest morał, jaki zawdzięczamy greckiemu bajkopisarzowi. Szukając w jego zbiorze powiastki Ślimak i Zając, niestety takiej nie znalazłem.
Polska transformacja na Eurowizję
Doskonała polska piosenkarka, Justyna, wygrała prekwalifikacje i będzie reprezentować Polskę na tegorocznym konkursie Eurowizji w Szwajcarii. Nie byłoby w tym nic szczególnie zaskakującego, gdyby nie fakt, że już raz śpiewała dla Polski na tej scenie – w 1995 roku w Dublinie (czyli 30 lat temu!). Wówczas, z mistycznym utworem Sama, zajęła 18. miejsce.
Teraz na ekranach zobaczyliśmy jej nową propozycję – „Gaja”, utwór, który najwyraźniej nawiązuje do ekologii. Trudno jednak było dokładnie zrozumieć jego polsko-angielski tekst, ponieważ Justyna albo latała nad sceną, albo tańczyła w czarnym lateksowym stroju, otoczona grupą tancerzy, wśród których szczególną uwagę przyciągali panowie w skórzanych spódnicach i nabijanych ćwiekami kamizelkach. Większość ekspertów docenia utwór, ale raczej nie wróży mu sukcesu – typując okolice 18.-19. miejsca.
Ale nie ma co przejmować się ekspertami. Nawet jeśli tym razem się nie uda, można przypomnieć sobie staropolskie przysłowie „do trzech razy sztuka”. Już teraz oczami wyobraźni widzimy Eurowizję 2055 w Tiranie – polskie flagi powiewające na wielkich telebimach, a na scenie Justyna w (zielonym) lateksie, ponownie latająca nad publicznością w spektakularnym performansie mistyczno-ekologicznej piosenki „Polska Transformacja Energetyczna”.