Rząd na odchodnym próbuje jeszcze zapewnić ostatni zastrzyk gotówki dla Kompanii Węglowej. Towarzystwo Finansowe Silesia może sprzedać lub zastawić akcje państwowych spółek, które dostało. Pieniądze z tej transakcji pożyczy Kompanii.
Mimo, że obecnemu gabinetowi zostało jakieś dwa tygodnie działalności, to wg naszych informacji próbuje jeszcze coś zrobić z górnictwem. Resort skarbu chce uniknąć zarzutów, że zostawił nowy rząd z pustką w kasie Kompanii.
Kompania Węglowa zachowa płynność na pewno do grudnia. Przypomnijmy, że próba konstrukcji nowej KW z nowymi właścicielami (PIR i TF Silesia) skończyła się fiaskiem. Teoretyczne rząd zdecydował wnieść akcje KW do innej spółki skarbu państwa – Towarzystwo Finansowe Silesia. Ale był to ruch czysto polityczny – w praktyce nic w tej sprawie nie zostało zrobione, nie ogłoszono nawet przetargu na przeprowadzenie wyceny akcji Kompanii.
Realne jest to, że TF Silesia dostało warte kilkaset mln zł akcje PGNiG, PGE i PZU. I może ich jeszcze użyć. Według naszych informacji w resorcie skarbu trwają prace nad transakcją w wyniku której Towarzystwo sprzedałoby bądź zastawiło akcje, które dostało. Dzięki temu mogłoby pożyczyć Kompanii ok. 700 mln zł, które pozwoliłoby spółce przetrwać do marca. Ma się to odbyć na warunkach rynkowych, tak aby nie przyczepiła się Bruksela.
Rząd obiecał wcześniej, że akcje trzech giełdowych spółek nie będą sprzedawane na rynku, żeby nie zbijać ich ceny. Dlatego nabywcą bądź pożyczkodawcą dla TF Silesia będzie jakaś kolejna spółka skarbu państwa. Trwają przymiarki kto by to mógł być.
Jeśli TF Silesia pożyczy pieniądze Kompanii, to może będzie to jedna z ostatnich dużych umów, którą podpisze odchodzący prezes Kompanii Krzysztof Sędzikowski. Tydzień temu w wywiadzie dla „Rz” zapowiedział, że zostanie tylko do końca roku. Znalezienie następcy może nie być proste.
Tymczasem w czekającym na przejęcie władzy PiS powoli dojrzewa „oczywista oczywistość”, że zamykania kopalń nie da się uniknąć. O ich „wygaszaniu”, z założeniem, że będą czekać na lepsze czasy, mówił kilka dni temu śląski poseł PiS Grzegorz Tobiszowski. Na szczegóły przyjdzie jednak poczekać.
Niestety należy się obawiać, że będziemy mieli festiwal zrzucania odpowiedzialności i prób „umoczenia” poprzedników przy pomocy prokuratury. Świeżo upieczony poseł partii Kukiza, adwokat Grzegorz Długi złożył miesiąc temu zawiadomienie w imieniu czterech osób, m.in. samego Pawła Kukiza. Zarzucają wiceministrowi skarbu Wojciechowi Kowalczykowi i samej premier Ewie Kopacz, że podpisując porozumienie ze związkowcami nie dopełnił obowiązków, bo powinien zdawać sobie sprawę, że utworzenie nowej Kompanii zostanie zakwestionowane przez KE.
Zawiadomienie jest kuriozalne, bo ostrzeżenie Komisji wynikało z takiej a nie innej struktury transakcji, która objawiła się w wiele miesięcy po porozumieniu z 17 stycznia. Gdyby była inna, np. pojawił się inwestor prywatny, to reakcja KE byłaby także odmienna.
Porozumienia z 17 stycznia było beznadziejne nie dlatego, że rząd nie przewidział co zrobi KE, tylko dlatego, że nie odniosło się na największego problemu – nadpodaży węgla na rynku. De facto rząd nie zlikwidował żadnej kopalni, z wyjątkiem „Centrum”, ale tam już dawno nie wydobywano węgla.
Główną odpowiedzialność za kształt porozumienia z 17 stycznia ponoszą związkowcy na czele ze związanym z Kukizem Dominikiem Kolorzem. To on był tam rozgrywającym tzw. strony społecznej, jak lubią o sobie mówić związkowcy.
To związkowcy praktycznie podyktowali treść porozumienia, a premier Ewie Kopacz zabrakło determinacji i odwagi, żeby wymusić realizację pierwotnego planu rządu, który zakładał realną, a nie udawaną likwidację czterech kopalń. Czyżby Dominik Kolorz teraz chciał wcielić się w rolę pierwszej naiwnej?
Na podstawie tak absurdalnego zawiadomienia dwa dni po wyborach prokuratura zdecydowała się wszcząć postępowanie. Bardzo źle to wróży.
Chętnie zobaczyłbym inne postępowanie. Takie, które ujawniłoby listę zaniechań w nadzorze nad górnictwem przez ostatnie 10 lat. Jak to było możliwe, że spółki węglowe funkcjonowały w oderwaniu od realiów rynkowych, że dopłacano do nierentownych kopalń, że płace górników były kompletnie oderwane od wyników ekonomicznych. Kto do tego dopuścił?
Ale takiego postępowania nie będzie. Na ławie oskarżonych musiałyby się znaleźć wszystkie kolejne rządy, poczynając od SLD-PSL, poprzez PiS i wreszcie PO-PSL.