Spis treści
Zwykli górnicy mają tutaj najmniej do powiedzenia, choć oczywiście są beneficjentami części środków z tych dotacji.
Archaiczna księgowość w kopalniach pozwala ukrywać prawdziwe koszty i ich strukturę. Obecne straty w danym roku to w rzeczywistości w znacznej mierze są pieniądze wydawane w celu udostępnienia za kilka lat jakiegoś nowego pokładu czy ściany wydobywczej.
Część strat to nadmierne zatrudnienie, niekoniecznie w całej kopalni. Polega to po prostu na utrzymywaniu puli górników pozorujących pracę w miejscach, gdzie w zasadzie nie są potrzebni.
Obecne koszty to także skutki szkód górniczych, czyli wydobycia jakie miało miejsce na danym terenie sześć czy nawet 20 lat temu na danym terenie.
Znaczna część kosztów to skutki wejścia w pokłady bardzo ryzykowne ze względu na metan czy zagrożenie wodne. Wydobycie tam musi być wolniejsze, z wieloma dodatkowymi zabezpieczeniami, bo bez sensu zdecydowano się na eksploatację zbyt głębokich pokładów.
Kolejna grupa kosztów powstaje wskutek oszczędzania na badaniach poprzedzających eksploatację danego regionu. Aż trudno uwierzyć jak mało badań poprzedza wejście na dany obszar. Wskutek tego już parę razy zazbrojone kombajny weszły w kamienie, bo nie zauważono uskoku, który przemieścił węgiel do dołu poza zasięg tego pokładu.
Jeszcze inna pozycja nadmiernych kosztów to zlecenia dla firm zewnętrznych – konsultacje, ekspertyzy i kolejne wersje dokumentów przygotowywane za spore pieniądze tylko przez osoby mające odpowiednie uprawnienia.
Najmniej znana, ale ważna pula kosztów to utrzymywanie już gotowej do wydobycia ściany przez jakiś okres np. zimowy, aby w razie potrzeby zastąpić wstrzymanie wydobycia w innej podobnej kopalni.
To wszystko można, o ile ktoś to zrobi uczciwie, rozksięgować na odpowiednie konta pozabilansowe.
Prawo mówi: kasa jest albo nie ma, a fedrować ciągle trzeba
„Szybsze wyłączenie” części kopalń musiałoby się zacząć od zmiany wszystkich projektów zagospodarowania złoża. Projekt zagospodarowania złoża to na podstawie art. 26 ust. 3 ustawy Prawo geologiczne i górnicze („PGG”) to dokument określający wymagania w zakresie racjonalnej gospodarki złożem kopaliny, w szczególności przez kompleksowe wykorzystanie kopaliny głównej i kopalin towarzyszących. Dokument określa dopuszczoną technologię eksploatacji, a także granice obszaru górniczego.
Plan ruchu zakładu górniczego to dokument przygotowywany m.in. na podstawie projektu zagospodarowania złoża, zatwierdzany jest przez organ nadzoru górniczego. Dokument ten sporządza się na okres 2-6 lat i ustala w nim szczegółowe zasady wykonywania w tym okresie działalności objętej koncesją.
Plan ruchu wymaga opinii właściwego wójta, pomimo negatywnej opinii może zostać zatwierdzony.
Zmiany planów ruchu i PZZ oznaczają walkę z lobby okołogórniczym, które będzie broniło obowiązujących dokumentów. Ludzie w kopalniach z rozbawieniem czytają artykuły o stratach, bo maja obowiązek (pod rygorem odpowiedzialności karnej) realizować to, co jest zapisane w PZZ i planie ruchu zakładu górniczego.
Dokumenty te przewidują obowiązek eksploatacji określonych ilości węgla bez możliwości porzucenia części złoża z przyczyn czysto ekonomicznych. Jeśli kierujący spółkami górniczymi będą przestrzegać tych dokumentów (bez względu na wynik ekonomiczny sektora), to należą im się przywileje zgodne z „umowami społecznymi” i ustawami.
Co więcej, czego nie rozumieją autorzy wielu polemik, jeśli idziemy coraz głębiej w coraz niebezpieczniejsze pokłady, to za ryzyko jakiego się podejmują 4-6 lat trzeba będzie płacić górnikom nie dwu- lub trzykrotność mediany wynagrodzeń, ale czterokrotność. I to bez względu na jakość wydobywanego węgla.
Od czego należałoby więc zacząć zmiany? Potrzebna jest ustawa unieważniająca w ciągu 10-18 miesięcy od jej wejścia w życie obowiązujące obecnie plany zagospodarowania złóż oraz plany ruchu zakładów górniczych. Należy też odpowiednio zmienić treść istniejących koncesji na wydobycie węgla, szczególnie unieważnieniu powinien ulec współczynnik wykorzystania złoża.
Jednocześnie ustawa powinna dawać środki na opracowanie nowych planów zagospodarowania złoża, dzięki którym możliwa będzie szybkie ograniczenie niepotrzebnych inwestycji. Dla wielu kopalń nowe plany powinny przewidywać wygaszenie wydobycia na części terenów. Nowe PZZ, powinny być przygotowane przez firmy niezależne od Skarbu Państwa zwłaszcza spółkami kopalń. Należy też wyeliminować z tego procesu lobby okołogórnicze. Te podmioty dają jakiejkolwiek gwarancji wiarygodności nowych dokumentów.
Oczywiście zmiany PZZ i wpisane tam realne obniżenie wydobycia spowoduje od razu także podstawę do redukcji 20 tys. a może nawet 28. tys. etatów.
Ustawa powinna także zmusić do wprowadzenia w kopalniach zarówno standardowej księgowości międzynarodowej stosowanej w przemyśle wydobywczym, jak i ponownego przeliczenia wszystkich zasobów według międzynarodowych kryteriów.
Z mocy ustawy unieważniona powinna być także opowieść science fiction pod tytułem „Bilans zasobów kopalin”. Wpisano tam na 31 grudnia 2023 r. dla Górnośląskiego Zagłębia Węglowego razem 51,7 mld ton zasobów węgla, w tym zasoby przemysłowe (czyli nadające się do wydobycia) 3,75 mld ton.
Tak radykalna ustawa powinna dotyczyć tylko Górnośląskiego Zagłębia Węglowego – i to bez JSW, które jest znacznie bardziej rynkową firmą.
Wówczas Lubelskie Zagłębie Węglowe utrzyma obecne wydobycie na poziomie 7-9 mln ton. I za cztery lata będziemy mieli w Polsce opłacalne ekonomicznie fedrowanie maksimum 12 mln ton węgla (w większości koksującego) w JSW, 9 mln węgla energetycznego w LZW i może 8-9 mln (w większości energetycznego) w pozostałych kopalniach śląskich.
Koniec świata czy wreszcie normalność
Opisany program to potężne zwolnienia firmach, które teraz spokojnie żyją z górnictwa. Jednak tylko w ten sposób można złamać siłę lobby okołogórniczego.
Dla wielu to będzie koniec ich świata. Niektórzy młodsi wezmą paszporty i pojadą do krajów z normalnym górnictwem, gdzie są liczne możliwości rozwoju. Część przejdzie do Bogdanki albo uzupełnią braki po odchodzących na emeryturę w JSW.
- Zlikwidowana zostanie groza wisząca nad tysiącami hektarów terenów teraz ciągle zagrożonych przyszłym wydobyciem,. Odblokowane tereny powinny od razu z mocy ustawy przeznaczone na strefy przemysłowe.
- Szkody górnicze na terenach dawnego wydobycia i wydobycia, nie powinny obciążać „nowych zreformowanych” kopalń ale niestety powinien płacić to sobie Skarb Państwa;
- Skarb Państwa powinien płacić za odwadnianie tych terenów, dla których zaprzestanie wydobycia oznacza powstanie jeziora czy zapadliska – wtedy zobaczymy zresztą prawdziwe koszty z przeszłości, które są ukrywane.
- Ustawa powinna te z wyraźnie stwierdzać, że „nowi” pracownicy zatrudniani w kopalniach po reformie nie podlegają przywilejom emerytalnym. To będzie najtrudniej przeprowadzić. Zmniejszyłoby to jednak ukryte dopłaty z ZUS do całej imprezy wydobywczej.
- Jestem przekonany, że obecna koalicja rządowa, słaba i nie mająca wyraźnej przewagi oraz nowy prezydent RP nie będą mieli ochoty akceptować tak prostego i jasnego rozwiązania.
- Wszystko zostanie po staremu – społeczeństwo będzie nadal dopłacać, lobby okołogórnicze będzie spokojnie zarabiać te same czy nieco mniejsze pieniądze, a dziennikarze będą pisać teksty o tym jak można by te pieniądze przeznaczyć na podwyżki dla nauczycieli.