„Jeśli do 2020 roku nie powstanie elektrownia jądrowa w Polsce odczujemy trwały i stale pogłębiający się deficyt energetyczny” – przekonywał w 2008 roku, w raporcie przygotowanym przez Money.pl prof. Andrzej Strupczewski, ekspert Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Jego przewidywania wspierała Agencja Rynku Energii, przygotowująca prognozy dla rządu. Wynikało z nich, że zużycie energii elektrycznej w Polsce wzrośnie do 2025 roku do 243 TWh i bez energetyki atomowej nie uda się tego zapotrzebowania pokryć już na początku lat 20. (w rzeczywistości 2024 rok zamknęliśmy zużyciem na poziomie ok. 170 TWh).
Efektem tych alarmistycznych prognoz była jedna z pierwszych zapowiedzi nowego premiera, Donalda Tuska: przygotowania programu budowy elektrowni atomowej w Polsce. Kilka miesięcy później, 13 stycznia 2009 roku premier wystąpił przed kamerami mówiąc, że taki program jest już przygotowywany i pierwsza elektrownia atomowa ruszy za 11 lat, czyli w 2020 roku.
W poniedziałek minie 16 rocznica tego symbolicznego rozpoczęcia polskiego programu atomowego. Niejako w odpowiedzi na nią wiceminister przemysłu i rządowy pełnomocnik ds. atomu w trzecim rządzie Tuska zapowiedział 11 grudnia 2024 roku, że pierwsza polska elektrownia atomowa zostanie oddana za 12 lat – w 2036 roku. Program Polskiej Energetyki Jądrowej ma zostać zaktualizowany. Będzie to mniej więcej piąte przesunięcie daty uruchomienia elektrowni jądrowej.
Po 16 latach od zapowiedzi rozwoju energetyki atomowej mamy zatem 16 lat opóźnienia w jej realizacji i zapewnienie, że elektrownia ruszy za 12 lat.
Wiemy już kto ma budować elektrownię − Westinghouse-Bechtel. Nie wiemy jednak… za ile. To dość nietypowa sytuacja, w której państwowa spółka wybiera wykonawcę inwestycji, ale nie wie jeszcze ile ów wykonawca zażyczy sobie za realizację projektu. Co więcej, po 16 latach nie wiemy wciąż jak konkretnie sfinansujemy tę inwestycję.
We wtorek, 7 stycznia, rząd przyjął projekt ustawy na mocy której spółka Polskie Elektrownie Jądrowe dostanie zastrzyk 60 mld zł z budżetu – mniej więcej 30 proc. kapitału potrzebnego do wybudowania elektrowni. Resztę – ale nie wiadomo dokładnie ile – PEJ ma pożyczyć na rynkach finansowych. Spłatę długu będzie gwarantował Skarb Państwa.
Rosną natomiast szacunki kosztów. We wspomnianym raporcie z 2008 roku prof. Strupczewski wyliczał, że „Wybudowanie nowoczesnej siłowni o mocy 1600 MW, to wydatek co najmniej 3 miliardow euro”. Po uwzględnieniu inflacji, oznaczałoby to 4,8 mld euro w dzisiejszej wartości pieniądza, a zatem 62 mld zł za trzy bloki elektrowni atomowej w złotówkach z 2024 roku.
Jak te koszty szacowane są dzisiaj? Jak wyjaśniał niedawno Maciej Bando, ówczesny pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, koszt elektrowni z 3 reaktorami szacowany jest obecnie na 115 mld zł (praktycznie dwukrotnie więcej od szacunków prof. Strupczewskiego), a koszt infrastruktury towarzyszącej to kolejne 35 mld zł.
Koszty te nie zawierają jeszcze kluczowego elementu, czyli kosztu pieniądza w czasie rozłożonego na co najmniej dekadę budowy i prawdopodobnie co najmniej 30-50 lat użytkowania (w zależności od przyjętego modelu finansowego).
Podobnie jak w Polityce Energetycznej Polski z 2009 roku, przygotowywany właśnie Krajowy Plan w dziedzinie Energii i Klimatu, który ma zostać przyjęty do kwietnia 2025 roku, „na sztywno” zakłada, że elektrownia atomowa powstanie. Jej obecność w miksie energetycznym w żadnym z modeli nie wynika z optymalizacji. Atom nie mieści się bowiem w wynikach modelowania ze względów ekonomicznych.
Analizy wykazują, że taniej będzie uzyskać bezpieczeństwo energetyczne w oparciu o szereg innych źródeł. Podobnie sytuacja się ma w przypadku innych prognoz, jak choćby niedawnego modelowania przygotowanego przez Bank Światowy.
Z tego względu, o ile pierwszy rząd Tuska planował, że elektrownia zostanie zbudowana przez podmioty prywatne (czyt. giełdowe spółki energetyczne kontrolowane przez Skarb Państwa), o tyle dziś ma już świadomość, że jedyna szansa na realizację tego projektu w polskich warunkach to budowa elektrowni na niemal wyłączne ryzyko państwa i podatników.
Przy rozłożeniu oczekiwanego zwrotu z kapitału na 60 lat (10 lat budowy i 50 lat użytkowania) oraz przymknięciu oczu na koszt kapitału czy późniejsze pełne koszty budowy wieczystego składowiska odpadów radioaktywnych, ekonomika elektrowni atomowej znacząco się poprawia. Takich parametrów i oczekiwanego okresu zwrotu z inwestycji trudno szukać u podmiotów prywatnych.
Po tych 16 latach Polska nie ma jednak zapowiadanego deficytu energii (w 2022 roku byliśmy nawet eksporterem energii). Nie ma też tak wysokiego zużycia energii, jak zapowiadane. Jak już pisaliśmy, w 2024 roku wyniosło ono ok. 170 TWh brutto, zamiast prognozowanych wówczas przez ARE na 2025 rok 243 TWh lub, znacząco zrewidowanego chwilę później zapotrzebowania, w wysokości 195 TWh. Stało się tak pomimo, że realna wartość PKB naszego kraju wzrosła w tym czasie o blisko 70%.
Patrząc na wszystkie ostatnie europejskie projekty nowych bloków jądrowych, można mieć pewność, że nie jest to ostatnie przesunięcie daty uruchomienia pierwszego polskiego bloku atomowego i polityka państwa powinna przewidywać plan B na wypadek, gdyby został on oddany do użytku kolejne kilka(naście) lat później. Bardzo możliwe, że jeżeli nie rząd, to rozwój alternatywnych technologii produkcji i przechowywania energii, napisze ten plan B za nas.
Czytaj również: Ile zapłacimy za prąd z pierwszej polskiej elektrowni atomowej