Rząd twierdzi, że elektrownia w Opolu powstanie. Na razie nie widać, żeby za obietnicami stała gotowa koncepcja co należy zrobić.
Kiedy kilka dni temu premier Donald Tusk ogłosił, że „rząd znajdzie siły i środki” aby powstały nowe bloki energetyczne w Elektrowni Opole. W mieście zapanowała euforia. „Gazeta Wyborcza”, która wspólnie z lokalnymi elitami zorganizowała akcję poparcia dla inwestycji, niemal natychmiast po wypowiedzi premiera odtrąbiła wielki sukces.
Problem w tym, że z oświadczenia Tuska tak naprawdę niewiele wynika, a informacje jego ministrów niczego nie wyjaśniają.
Opole ma pecha?
Polska Grupa Energetyczna planowała budowę nowych bloków w Opolu od kilku lat. Prace jednak ślimaczyły się – organizacje ekologiczne zaskarżyły ją w sądzie, długo trwał też przetarg, który miał wyłonić wykonawcę. Ostatecznie wszystko było na dobrej drodze – PGE pokonało ekologów w sądzie, a przetarg wygrało konsorcjum Rafako, Polimeksu Mostostalu i Mostostalu Warszawa. Dwa nowe bloki o łącznej mocy 1800 MW (wystarczy, by zasiać całe województwo) miały powstać za 11 mld zł do 2018 r. W tym roku podpisano umowę… po czym PGE poinformowała, że budowa się nie opłaca. Po prostu ceny prądu są za niskie i nic nie zapowiada, żeby w ciągu najbliższych kilku lat miały szybko rosnąć.
Narodowy czempion poszedł tym samym w ślady swoich zagranicznych konkurentów, którzy również zdecydowali, że wstrzymują projekty. Francuski EDF czeka z rozpoczęciem budowy bloku w Rybniku, a fińskie Fortum – elektrociepłowni we Wrocławiu.
Na budowę nowego węglowego bloku o mocy 1000 MW w Kozienicach zdecydowała się za to Enea. Nowa jednostka na gaz o mocy 600 MW powstaje także w Stalowej Woli. Budują ją wspólnie Tauron i PGNiG.
Akcjonariusze nie chcą Opola
Kiedy prezes PGE Krzysztof Kilian wstrzymał budowę Opola, dostał bardzo mocne wsparcie od premiera. Tusk chwalił swego przyjaciela za niezależność, ale jednocześnie dawał do zrozumienia, że sprawa będzie jeszcze rozważana. Nowe bloki w Opolu były jedną ze sztandarowych obietnic inwestycyjnych rządu, częścią planu drugiej elektryfikacji kraju.
Stare, wybudowane jeszcze w PRL, elektrownie niedługo zakończą już swój pracowity żywot. Po 2016 r. trzeba będzie wyłączyć ok. 6000 MW, a następców nie widać.
Decyzją Kiliana oburzony był ówczesny minister skarbu Mikołaj Budzanowski. Wieść gminna niesie, że wypalił mu w gniewie iż „jest pan dowodem na to, że menedżerów powyżej pewnego wieku nie powinno się powoływać”. Budzanowski ma 42 lata, a Kilian 55. Młodość jednak nie pomogła i minister stracił posadę.
Krzysztof Kilian nie wyklucza, że nowe bloki w Opolu powstaną, jeżeli rząd zaoferuje wsparcie. Według naszych informacji PGE wciąż nie wypowiedziała umowy z konsorcjum firm, które mają elektrownię budować. Ale decyzja o zaniechaniu inwestycji została bardzo dobrze przyjęta przez mniejszościowych akcjonariuszy PGE, którzy świetnie zdają sobie sprawę, że mogą na niej stracić, nawet jeżeli nie w długiej perspektywie, to na pewno przy najbliższej dywidendzie. Kurs spółki rośnie lub spada w zależności od tego, co politycy powiedzą o budowie Opola.
Pomożecie? Pomożemy!
Rząd próbuje coś wymyślić, ale jego dotychczasowy dorobek intelektualny wygląda marnie. We wtorek nowy minister skarbu Włodzimierz Karpiński powtórzył w TVN CNBC, iż jest „święcie przekonany, że znajdziemy formułę, by zrealizować ten potrzebny z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego projekt”. Decyzja o rozpoczęciu prac ma zapaść do 15 sierpnia.
„Prezes Kilian stwierdził jakiś czas temu, że przy jego założeniach to nierentowna inwestycja i miał do tego prawo. Ja uważam, że założenia, które pozwoliły np. na realizację Kozienic, mogą być przydatne PGE i uważam, że PGE będzie albo budowało, albo współbudowało tę inwestycję” – podpowiadał Kilianowi minister.
Kłopot w tym, że już w momencie rozpoczęcia budowy w Kozienicach wiadomo było, że analizy nie są korzystne i zarząd Enei miał z tym ogromy zgryz. Ostatecznie podjęto decyzje o budowie, ale w nieoficjalnych rozmowach menedżerowie z Enei nie ukrywali, że działają pod presją resortu skarbu.
Kopalnie pomogą? Tylko z czego?
TVN CNBC pytało, czy w budowę nowych bloków w Opolu zaangażują się spółki węglowe, które potrzebują zbytu dla swojego węgla. Karpiński tego nie wykluczył. „Możemy mówić o kontraktach długoterminowych, które będą rozliczane parytetem paliwa do energii”. Teoretycznie zresztą tak to powinno wyglądać – ceny prądu spadają, to i cena węgla powinna być niższa.
Problem w tym, że spółki węglowe, które mogą dostarczyć paliwo do Opola rękami i nogami bronią się przed kontraktami opartymi o cenę energii. Kompania Węglowa i Katowicki Holding Węglowy tłumaczą, że koszty wydobycia nie spadają, a wręcz przeciwnie rosną, bo trzeba fedrować coraz głębiej. Zawarcie długoterminowego kontraktu na dostawę węgla po niskich cenach niewątpliwie poprawiłoby rentowność Opola, ale pogrążyłoby obie spółki, które i tak mają olbrzymie kłopoty.
Patrz: Recepta rządu dla górnictwa – modlitwa
Bez PIR-a nie podchodź
Pozostaje jeszcze jedna droga – Polskie Inwestycje Rozwojowe – czyli świeżo powołany fundusz inwestycyjny skarbu państwa, który teoretycznie miał współfinansować wielkie inwestycje infrastrukturalne. Minister skarbu stwierdził, że „można mówić o kwestiach związanych z zaangażowaniem tańszego kapitału na realizację tej inwestycji. W tej sprawie m.in. jesteśmy w trakcie podpisywania porozumienia między PGE i PIR. Już można powiedzieć, że są zaangażowane, żeby rozważyć możliwość wsparcia tego projektu, jeśli chodzi o montaż finansowy”.
Kłopot w tym, że zgodnie z przyjętymi założeniami PIR miał się angażować wyłącznie w wysokodochodowe inwestycje, próg rentowności miał wynosić 8 proc. Miało to zablokować polityczne naciski na spółkę. Wysokienapiecie.pl od początku krytykowało tę koncepcję, bo oznaczała, że energetyka i ciepłownictwo po prostu nie załapią się na ten program, choć pieniądz z PIR bardzo by się przydały.
Patrz: Polskie inwestycje rozwojowe nie rozwiną energetyki
Skoro PIR ma wejść w Elektrownię w Opolu, to widać minister Karpiński uznał, że koncepcja tego funduszu powinna zostać zmieniona.
Dlaczego właściwie Opole?
Z całego zamieszania wokół Opola widać, że rząd wciąż nie ma koncepcji co właściwie należałoby zrobić z nieszczęsną energetyką. Trudno bowiem wyjaśnić, dlaczego Opole miałoby dostać jakiekolwiek wsparcie, a Kozienice lub Rybnik już nie. Jeśli rząd wesprze inwestycję PGE, o której sam prezes PGE powiedział, że jest nierentowna, to łatwo narazi się na zarzut nielegalnej pomocy publicznej. Trudno przecież liczyć na to, że prywatni konkurenci PGE nie skorzystają z okazji i nie podniosą tej kwestii w Brukseli.
Najbardziej logicznym, a jednocześnie najtrudniejszym do skonstruowania rozwiązaniem wydaje się stworzenie systemu wsparcia dla wszystkich nowo powstających elektrowni, które będą potrzebne w Krajowym Systemie Energetycznym. Eksperci apelują o powstanie rynku mocy – czyli modelu w którym elektrownie dostają pieniądze nie tylko za sprzedany prąd, ale także za utrzymywanie potrzebnej systemowi rezerwy.
Patrz: Menedżerowie energetyki: konieczne są zmiany
Wymagałoby to jednak zmian ustawowych, zapewne także uzgodnień z Komisją Europejską, choć niektóre kraje np. Francja wprowadzają rynek mocy nie oglądając się na Brukselę. Dyskusja w tej sprawie toczy się także w Niemczech.
Minister gospodarki Janusz Piechociński powiedział jednak dziennikarzom w poniedziałek, że nowe bloki w Opolu powinny powstać na zasadzie komercyjnej. Łatwo uwierzyć, że rząd chce aby nowe elektrownie powstawały. Dużo trudniej dać wiarę, że jest w stanie coś wymyślić aby tak się stało.
Ale w końcu to właśnie na festiwalu w Opolu 26 lat temu Jerzy Stuhr śpiewał: „Jak człowiek wierzy w siebie, wszystko inne to betka, nie ma takiej rury na świecie, której nie można odetkać”.