Spis treści
Sejmowe mrożenie cen głębsze niż rządowe
Ustawa o zamrażaniu cen w 2025 r. przeleciała przez Sejm w sumie w dwa dni. Posłowie jednak zdążyli dorzucić dodatkowy element, którego w rządowym projekcie nie było. Chodzi o utrzymanie maksymalnego poziomu 693 zł za MWh netto dla jednostek samorządu i podmiotów pożytku publicznego do końca marca 2025. To zapewne efekt larum opozycji, że rząd zabiera osłony „szkołom, szpitalom, żłobkom”.
Minister klimatu co prawda usiłowała tłumaczyć, że ceny rynkowe są już niższe od rządowego pułapu, ale po całej debacie widać, że w politycznej narracji rynek zawsze jednak przegra z „pomocną” ręką rządu, rozdającego pieniądze podatników.
Cała interwencja w 2025 r., polegająca na zamrożeniu cen dla gospodarstw domowych do końca września, ma kosztować jakieś 5,5 mld zł, a dodatkowe rozwiązanie – ledwo 150 mln zł, co jest prostym potwierdzeniem, że na rynku można kupić prąd taniej, niż gwarantuje rząd.
Tauron zdążył się pochwalić, że jednemu szpitalowi sprzedał energię po 515 zł za MWh netto, inni sprzedawcy mówią, że ich oferty dla firm (nie objętych już progiem 693 zł) są o o co najmniej kilkanaście procent od niego niższe. I tak po raz kolejny politycy, zamiast pokazywać ludziom korzyści z wolnego rynku, woleli prezentować korzyści z wybierania ich jako „sług narodu”.
Dodatkowym elementem operacji ma być zmuszenie spółek energetycznych do złożenia nowych wniosków o taryfy, z obniżoną ceną. W ten sposób politycy chcą obniżyć koszty całej operacji dla Skarbu Państwa i przerzucić je na spółki energetyczne.
Pod koniec ubiegłego roku prezes URE zatwierdził czterem państwowym spółkom obrotu w grupach energetycznych taryfę do końca 2025 r. żeby umożliwić im zakontraktowanie się na rynku hurtowym i jaką-taką pewność, że nie stracą na sprzedaży prądu do gospodarstw domowych.
Teraz ustawodawca uznał, że taryfa jest zbyt hojna, bo przecież ceny prądu na rynku hurtowym spadły od tamtego czasu. Fakt, że firmy kupiły ten prąd wcześniej na rynku hurtowym po określonej cenie, nie miał dla rządu i dla posłów żadnego znaczenia.
Jak ostrzega w swoim stanowisku Towarzystwo Obrotu Energią, „Uwzględnienie proponowanego we wpisie rozwiązania, spowodowałoby straty na sprzedaży energii elektrycznej odbiorcom w taryfie G”.
Ponieważ te straty nie zagrażają funkcjonowaniu spółek, to politycy niespecjalnie się nimi przejmują.
Gdyby te firmy były prywatne to zapewne zażądałby w sądzie odszkodowania. Ale ponieważ zarządy spółek są mianowane przez tych samych polityków, którzy zamrażają ceny prądu, to szefowie boją się wystąpić przeciw Skarbowi Państwa, bo może skończyć się to ich odwołaniem. Fakt, że są to spółki giełdowe, a zamrażanie bez pokrycia strat odbywa się ze szkodą dla mniejszościowych akcjonariuszy, nie ma dla zarządów ani dla polityków żadnego znaczenia.
Poprzedni rząd PiS ustawą wymusił na spółkach przed wyborami w 2023 r. zupełnie arbitralną obniżkę cen prądu o 125 zł i żadna z państwowych firm nie ośmieliła się zakwestionować w sądzie tej ustawy.
Prawdopodobnie tak będzie i teraz. – Żyjemy w określonych realiach – stwierdził w środę wiceprezes PGE Przemysław Jastrzębski, pytany przez WysokieNapiecie.pl czy spółka wystąpi do sądu.
Od przyszłego roku na rachunkach wraca opłata OZE
W 2025 roku na rachunki odbiorców energii elektrycznej wróci – po dwóch latach przerwy – opłata OZE Prezes URE wyznaczył ją na historycznie rekordowym poziomie 3,50 zł za MWh, ale musiał wziąć pod uwagę inflację w 2022 i w zeszłym roku – odpowiednio 14,4 i 11,4%.
Ale regulator zauważył też potrzeby finansowania kolejnych mocy wytwórczych i prognozę cen indeksu TGeBase, służącego do obliczania salda.
Dobra wiadomość jest taka, że URE przewiduje spadek cen rynkowych. Bo dopiero przy niskich cenach wytwórca ma ujemne saldo. A skoro regulator ocenia, że będzie na to potrzeba sporo pieniędzy, to spodziewa się niskich cen, poniżej tych z aukcji.
NFOŚiGW zawiesił Czyste Powietrze
Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej zawiesił przyjmowanie nowych wniosków o dofinansowanie z programu Czyste Powietrze. Przerwa potrwa przynajmniej do wiosny, według minister klimatu powinna się skończyć najdalej w marcu.
Oficjalnie podanymi powodami są zaległości w rozpatrywaniu już złożonych wniosków oraz konieczność reformy zasad całego programu.
Wstrzymanie przyjmowania wniosków nastąpiło znienacka, w czasie konferencji kierownictwa Funduszu informującej właśnie o tym. Dzień później, po fali krytyki NFOŚiGW zapewnił jedynie, że ci, którzy zrobili już inwestycje, ale nie zdążyli złożyć wniosku, będą mogli to zrobić po wznowieniu naboru w 2025 roku.
Według informacji Funduszu, zaległości w momencie wstrzymania nabory wynosiły 160 tys. wniosków.
A co ma się zmienić w zasadach? NFOŚiGW zapowiedział na przykład uszczelnienie mechanizmu prefinansowania, a maksymalne dotacje mają dostawać tylko i wyłącznie właściciele budynku, posiadający go od 3 lat i tylko i wyłącznie na jeden budynek. Według Funduszu, w tych punktach programu znaleziono najwięcej nadużyć, takich jak firmy-krzaki znikające po wzięciu zaliczki z prefinansowania, czy cudowne rozmnożenia budynków mało zamożnych obywateli.
Kopalnie w tym roku wyfedrowały już ponad 10 mld złotych strat
Straty netto górnictwa węgla kamiennego po 9 miesiącach tego roku wyniosły już 9,2 mld zł, a strata na działalności operacyjnej to już prawie 10,5 mld zł. Najnowsze dane podał katowicki oddział Agencji Rozwoju Przemysłu. Obejmują one wszystkie zakłady i spółki górnicze oprócz prywatnego Siltechu.
Branża miała 31 mld przychodów, w tym 19 mld ze sprzedaży węgla. Koszty były na poziomie 41 mld, w tym działalność operacyjna kosztowała 32 mld.
Wydobycie badanych 17 kopalń wyniosło 32 mln ton węgla, w tym prawie 24 mln ton energetycznego. Zapasy na koniec września wynosiły 5,5 mln ton.
Wydajność wyniosła 150 ton na pracownika na kwartał, czyli ok. 600 ton na pracownika na rok przy zatrudnieniu ponad 71 tys. ludzi. Największa pozycja po stronie wydatków kopalń to płace – niemal 9 mld zł, ponad dwa razy więcej niż inwestycje. A długi ponad 13 mld.
Na razie jednak branża ma przed sobą świetlaną przyszłość. W przyszłym roku rząd planuje przetransferować do kopalń 9 mld zł, w tym 7 mld na ograniczenie wydobycia. Dobry nastrój może co najwyżej nieco popsuć szykowana zmiana ustawy górniczej, przewidująca, że dotacje na ograniczenie wydobycia mają iść rzeczywiście na jego ograniczenie, a nie na finansowanie bieżącej działalności.
Thyssenkrupp ucieka przed drogą energią w zwolnienia
Największy niemiecki producent stali Thyssenkrupp zapowiedział ograniczenie zatrudnienia o 40% i redukcję produkcji z obecnych 11,5 mln ton stali do ok. 9 mln ton do 2030 roku. Koncern planuje zlikwidować ok. 5000 miejsc pracy, a kolejne 6000 zamierza wyprowadzić do zewnętrznych dostawców usług, ewentualnie sprzedać zatrudniające tych pracowników firmy.
Powody tych drastycznych kroków to zewnętrzna konkurencja, głównie z Azji, wysokie ceny energii w Europie i wreszcie coraz słabsza kondycja światowej gospodarki. Niemiecki koncern z pięciu ostatnich lat 4 zakończył na minusie. Prognozy, według firmy nie są najlepsze, bo redukcja produkcji stali o 2,5 mln ton rocznie ma służyć „lepszemu dostosowaniu się do oczekiwań rynku”.