Spis treści
Ponad 700 mln zł straty netto i ujemne przychody na poziomie przeszło 80 mln zł – tak wyglądają wyniki raciborskiej grupy po trzech kwartałach 2024 r., uwzględniając też wpływ potencjalnych kar umownych, rezerw na koszty odpraw pracowniczych oraz innych skutków związanych ze złożeniem wniosku o upadłość pod koniec września.
Kapitał własny zanurkował pod kreskę na prawie 1,2 mld zł, a łączne zobowiązania urosły do ponad 1,4 mld zł. W raporcie spółka podała, że aktualna sytuacja finansowa wskazuje na „brak możliwości dalszego kontynuowania działalności”.
Bezpośrednią przyczyną złożenia wniosku o upadłość były wydarzenia z września, gdy JSW Koks pożegnało się Rafako na kontrakcie na budowę elektrociepłowni na gaz koksowniczy w Radlinie. Inwestycja – według pierwotnych założeń miała zostać ukończona już trzy lata temu kosztem 289 mln zł. Kolejne aneksy kontraktowe zwiększyły tę kwotę o 150 mln zł, a końcowy termin oddania do użytku wciąż nie jest znany.
Tak jak to było w przypadku innego, znacznie większego sporu z udziałem Rafako, czyli blokiem 910 MW w Jaworznie dla Taurona, również w Radlinie obie strony umowy obarczają się winą za problemy. Rafako zarzuca JSW Koks częste zmiany zakresu prac i roboty dodatkowe, za które inwestor nie chciał odpowiednio zapłacić, a zamiast tego na finiszu inwestycji zerwał kontrakt.
Z kolei JSW Koks podkreślało, że firma z Raciborza nie daje podstaw do tego, aby elektrociepłownia miała zostać ukończona w przewidywalnym terminie, a dotychczasowa realizacja prac prowadziła do niekontrolowanego wzrostu kosztów. Dlatego JSW Koks zamierza dokończyć inwestycję już bez Rafako, które z kolei twierdzi, że bez niego potrwa to znacznie dłużej i drożej.
Obie strony wymieniały się w tej sprawie oświadczeniami, można się z nimi zapoznać na stronach obu spółek. Kluczowe dla samej upadłości było też to, że JSW Koks ściągnął łącznie 55 mln zł z kaucji oraz gwarancji kontraktowych Rafako, co przy bardzo słabej od lat kondycji finansowej spółki skutkowało powstaniem przesłanek do upadłości.
Z pozyskania inwestorów nic nie wyszło
Według zarządu Rafako, na którego czele od czerwca po dziewięciomiesięcznej przerwie ponownie zasiada Maciej Stańczuk, problemy w Radlinie ostatecznie przekreśliły plany związane z oddłużeniem Rafako i znalezieniem dla niego inwestora branżowego/strategicznego.
Oczywiście te próby trwały już bezskutecznie od kilku lat i zawsze kończyły się niepowodzeniem, bo utrudniały je bieżące problemy, które spółka miała na poszczególnych kontraktach, a także brak zgodności wśród wszystkich wierzycieli. Dlatego też nie udało się doprowadzić do najbardziej obiecującego scenariusza, który w grze był przez kilka kwartałów, czyli do przejęcia firmy przez Michała Sołowowa.
Cała historia restrukturyzacji Rafako ma już zasadniczo ponad 10 lat i równie dobrze spółka z Raciborza mogła ostatecznie upaść już dekadę temu.
Państwowa pomoc przybierała różne formy – poczynając m.in. od wielopoziomowych układanek, związanych z doprowadzeniem do budowy nowych bloków energetycznych w Jaworznie i Opolu, dokapitalizowaniem przez PFR i odkupieniem projektu elektrycznego autobusu przez ARP, aż po te wszystkie kontrakty dla państwowych inwestorów, gdzie mimo licznych sporów i problemów zawsze udawało się jakoś (czyli w towarzystwie polityczno-medialnej burzy) doprowadzać do kolejnych mediacji, aneksów i ugód. Brakowało natomiast długoterminowej i konsekwentnej wizji dla Rafako.
Dlatego w ostatnich kilku latach – może nie cyklicznie, w równych odstępach co miesiąc, kwartał czy rok, ale to zawsze wracało, czyli kolejna awantura związana z Rafako, które znowu ma jakieś duże problemy. Oczywiście te mniejsze były na co dzień niezmienne od lat, czyli systematycznie topniejący portfel zamówień, coraz mniejsza załoga, a także uciekająca firmie konkurencja, która od dawna zagospodarowuje rynek, na którym Rafako było jednym z głównych graczy.
Politycy tylko podpinali kroplówki
Zasadniczo w ostatnich latach politycy swoją doraźną pomocą konserwowali stan, w którym firma Raciborza zmierzała ku powolnej agonii. Niemal dokładnie rok temu – w grudniu 2023 r. – publikowaliśmy na portalu WysokieNapiecie.pl artykuł pt. Czy polskiej energetyce jest jeszcze potrzebne Rafako?
Pozostaje on tak samo aktualny pod kątem opisywanych tam mglistych perspektyw rynkowych spółki, wokół której wtedy było głośno, gdyż cierpliwość kończyła się gwarantom (PKO BP, BGK, mBank i PZU) kontraktu na budowę bloku 910 MW w Jaworznie, z którego Rafako ostatecznie zeszło w kwietniu 2023 r. dzięki ugodzie z Tauronem. Nie chcieli się oni zgodzić na odroczenie płatności rat objętych układem wierzytelności, a także nie akceptowali planu ratunkowego, przewidującego bezwarunkową konwersję wierzytelności na akcje.
Spór ten udało się jednak zawiesić w próżni, bo Borys Budka, ówczesny minister aktywów państwowych, zaprosił do siebie przedstawicieli gwarantów, a także PFR i ARP, aby porozmawiać o tym jak „umożliwić firmie dalsze funkcjonowanie, ochronę miejsc pracy i rozwój, z jednoczesnym zadbaniem o słuszne interesy akcjonariuszy”.
– Zależy nam na przyszłości Rafako, na tym, by decyzje były podejmowane zarówno w interesie akcjonariuszy i wierzycieli, jak również mając na uwadze dobro publiczne, zabezpieczenie sytuacji pracowników oraz bezpieczeństwo energetyczne naszego kraju – zapewniał Budka.
Jednak kilka miesięcy później śląski lider PO zdobył mandat w Parlamencie Europejskim i w MAP już nie pracuje. Niemniej można było spodziewać się, że rząd „Koalicji 15 października” będzie kontynuował wobec Rafako politykę rządu Zjednoczonej Prawicy, polegającą na doraźnym gaszeniu kryzysów. Zwłaszcza, że do takiego działania zachęcał sam Donald Tusk, który w styczniu 2023 r. – podczas kolejnej fazy konfliktu Rafako z Tauronem – przyjechał nawet do Raciborza.
– Trzeba ratować polskie Rafako. Konieczne natychmiastowe decyzje. Mateusz, wajchę przełóż – grzmiał wtedy Tusk jako lider opozycji szykującej się do kampanii wyborczej.
Nowy rząd jednak jakoś szczególnie tej „wajchy nie przełożył”, a co najwyżej pozwolił Rafako w 2024 r. dalej jechać siłą rozpędu, aż na drodze nie pojawi się kolejna duża przeszkoda. W tym czasie spółka a to podpisała umowę ws. projektu dotyczącego sztucznej inteligencji, a to zawiązała współpracę dotyczącą zwiększenia elastyczności bloków energetycznych na paliwa kopalne. Udało się jej jednak nawet pozyskać też coś bardziej namacalnego, czyli zlecenie na dostawę części ciśnieniowych do serbskiej Elektrowni Nikola Tesla za ponad 6 mln euro.
Jak na wiec wyborczy, to najlepiej do Raciborza
Niemniej latem pustki w portfelu zamówień i na kontach spółki już mocno dawały o sobie znać. Zarząd Rafako na kolejne nawoływania o pomoc w restrukturyzacji i oddłużeniu już odpowiedzi nie otrzymał. Natomiast JSW Koks faktycznie „wajchę przełożył”, wrzucając piąty bieg i wciskając gaz (koksowniczy) do dechy, aby pożegnać się z Rafako i tym samym przyspieszyć pełzającą od dawna upadłość raciborskiej spółki.
Ministerstwo Aktywów Państwowych, któremu jeszcze w grudniu „zależało na przyszłości Rafako”, tym razem wywoływane do tablicy odpowiadało – ustami ministra Jakuba Jaworowskiego, że państwo „pod wieloma rządami robiło wiele wysiłków, by spółkę ratować” i przypomniał choćby 100 mln zł wsparcia od ARP.
Z kolei jego zastępca, Jacek Bartmiński, w odpowiedzi na interpelację poselską, trzymał się tej linii argumentacji, a także podkreślał, że Skarb Państwa ma tylko niewielkie udziały w Rafako poprzez PFR, a „obowiązkiem zarządu JSW KOKS S.A. jest działanie w interesie zarządzanej przez siebie spółki”. Zaznaczał też, że MAP „nie ma uprawnień do wkraczania w zakres spraw będących w gestii Zarządów spółek, jak również do wydawania wiążących poleceń dotyczących prowadzenia spraw spółki”.
Tak więc ogólne zainteresowanie spółką z Raciborza jest już raczej na tyle niewielkie, że rządzący nie mają szczególnej, politycznej motywacji, aby podpinać kolejną kroplówkę Rafako. Oczywiście ze strony niektórych lokalnych parlamentarzystów płyną apele i wyrazy zaniepokojenia, ale to oczywiste, że lokalny polityk musi takie działania podejmować, nawet jeśli nie ma siły sprawczej.
Jednak zawsze najlepiej zatroskanie i wsparcie okazywać wtedy, gdy może ono przełożyć się na polityczne poparcie, a nie musi (przynajmniej w bliskiej perspektywie) wiązać się z realnymi czynami. Dlatego w myśl tej zasady Donald Tusk głośno upominał się o pomoc dla Rafako, gdy był w opozycji.
Teraz Racibórz był jednym z pierwszych miast, do którego po ogłoszeniu swojej kandydatury w przyszłorocznych wyborach prezydenckich, udał się Karol Nawrocki, popierany przez PiS.
– Czy nie obiecano wam, że pracownicy Rafako nie zostaną zwolnieni? Obiecano wam to. Zarówno urząd prezydenta, jak i sprawowanie rządu wymagają ludzi odpowiedzialnych za swoje słowa. Ludzi, którzy gdy coś obiecają, to te obietnice spełniają. Rafako, które wykształciło tylu specjalistów i doskonale się adaptowało (…), teraz zmuszone jest do zwolnienia blisko 700 osób. Jest to jeden z największych pracodawców w waszym regionie. Jako prezydent RP, prezydent obywatelski, muszę was zapewnić, że będę podchodził z głęboką wrażliwością i wielką odpowiedzialnością do składanych obietnic. Umówmy się na „kontrakt Nawrockiego” tutaj w Raciborzu – jeśli coś obiecam, to to zrealizuję, bo mam takie zasady i jestem do nich bardzo przywiązany – relacjonuje wystąpienie Nawrockiego portal naszraciborz.pl.
Tak odpływał kapitał ludzki
Niestety „kontrakty Nawrockiego” pustego portfela zamówień Rafako nie wypełnią, więc od wspomnianej na początku artykułu formalnej decyzji sądu o ogłoszeniu upadłości, a także od działań przyszłego syndyka będzie zależało to, jak uda się zagospodarować pozostały potencjał firmy. Jak na razie sąd wyznaczył tylko pod koniec października tymczasowego nadzorcę sądowego, który ma pilnować majątku spółki.
Rafako jest tylko już cieniem dawnej firmy – w całej grupie zatrudnia obecnie ok. 730 osób, a w ostatnich dniach uruchomiono procedurę zwolnień grupowych. Ich skala nie jest jednak jeszcze znana, bo trwają w tej sprawie konsultacje ze związkami zawodowymi.
W przeszłości Rafako było jednym z największych pracodawców w Raciborzu i okolicach, ale ostatnia dekada to stopniowy spadek zatrudnienia w wyniku kolejnych etapów restrukturyzacji oraz odpływu kadr do innych firm z branży. Dla porównania w 2020 r. grupa wchodziła mając prawie 2 tys. pracowników. W 2015 r. było ich o setkę więcej, a w 2012 r. – czyli jeszcze przed „erą Jaworzna” – załoga liczyła ok. 2,6 tys. pracowników.
Warto zwrócić też uwagę na strukturę wiekową zatrudnienia. Według ostatnich pełnych danych, czyli za pierwsze półrocze 2024 r., niemal połowa załogi miała staż pracy wynoszący więcej niż 30 lat, a prawie 59 proc. pracowników grupy miało więcej niż 50 lat. Rok wcześniej udział tej grupy wiekowej wynosił 52 proc. Trend ten był widoczny od lat – młodsi pracownicy, mniej zżyci długoletnim stażem z Rafako i bardziej mobilni na rynku pracy, opuszczali firmę w poszukiwaniu lepszych perspektyw.
Utrata pracy zawsze jest bolesna, ale w sytuacji, gdy z wielu miejsc w Polsce w ostatnim czasie spływały informacje o zwolnieniach grupowych (samo Beko, producent AGD, planuje zwolnić 1,1 tys. osób), to trudno oczekiwać, aby Rafako mogło liczyć na szczególne traktowanie.
Także dla samego rządu ta spółka jest potencjalnie bardzo mały problemem w woj. śląskim na tle zatrudniającego kilkadziesiąt tysięcy pracowników górnictwa oraz energetyki węglowej. W przeciwieństwie do nich Rafako nie ma tak silnego zaplecza związkowego, przed którym politycy kolejnych rządów niezmiennie idą na ustępstwa. Te dwie branże będą w najbliższych miesiącach przykuwać znacznie większą uwagę rządzących, bo związkowcy już zapowiadają protesty dotyczące m.in. wygaszania najstarszych bloków węglowych w elektrowniach Rybnik i Łaziska.
Zobacz też: Bruksela krytykuje tzw. umowę społeczną rządu z górniczymi związkami
Jednak dla pełnego obrazu sytuacji trzeba też dodać, że bezrobocie nie jest znaczącym problemem w powiecie raciborskim, gdyż stopa bezrobocia wynosi tam 3,3 proc., co jest wynikiem poniżej średniej dla woj. śląskiego (3,6 proc.) i całej Polski (5 proc.).
Restrukturyzacja z gatunku „mission impossible”
Od kilku lat próby ocalenia Rafako wyglądały na coraz większą „mission impossible”, w którą wierzył głównie chyba tylko zarząd spółki (w mocno rotującym składzie). Choć obecny prezes Maciej Stańczuk przed laty miał sukcesy w restrukturyzacji Polimeksu Mostostalu, to tam mimo wszystko bagaż problemów wydawał się być mniejszy od woli politycznej i samych perspektyw na odbudowę tej grupy, mającej szerszy zakres działania niż Rafako – od budownictwa, przez produkcję w segmencie metalowym, po generalne wykonawstwo w chemii, ropie, gazie i energetyce.
W przywoływanym wcześniej naszym artykule z grudnia ubiegłego roku (Czy polskiej energetyce jest jeszcze potrzebne Rafako?), analizowaliśmy to, jak trudny byłby powrót spółki z Raciborza na rynek, gdyby jakoś (czyli przy braku inwestorów najpewniej dzięki kolejnej publicznej kroplówce) udało się ją wzmocnić finansowo.
Władze spółki z Raciborza konsekwentnie od paru lat wskazywały na trzy perspektywiczne źródła przychodów, czyli ciepłownictwo, utrzymanie i zwiększenie elastyczności bloków węglowych, a także sektor jądrowy. Niewiele się zmieniło w stosunku do tego, co pisaliśmy przed rokiem.
W ciepłownictwie konkurencja o zlecenia jest bardzo wysoka, bo chętnych na kontrakty jest wielu. Jeśli chodzi o elektrownie węglowe, to ich uelastycznienie – czy to stylu programu „Bloki 200+”, czy jakimś innym – pozostaje tylko hasłem. Z kolei patrząc na reakcję branży na założenia przedłużonego do 2028 r. rynku mocy dla „dwusetek” trudno spodziewać się znaczącego, modernizacyjnego ożywienia w energetyce węglowej. Natomiast energetyka jądrowa to dla polskich firm wciąż odległa i mglista perspektywa na zarabianie pieniędzy.
Zobacz też: Pomysły rządu na utrzymanie starych elektrowni węglowych nie zachwycają energetyków
Przez miniony rok – jak widać – zmieniło się jednak nastawienie rządzących, dla których Rafako nie jest już politycznie cenne. Z kolei stosunkowo niewielka elektrociepłownia w Radlinie to nie blok 910 MW w Jaworznie, który dla Krajowego Systemu Elektroenergetycznego ma znaczenie.
Można więc podsumować, że zapoczątkowana dekadę temu restrukturyzacja Rafako finalnego sukcesu nie przyniosła i być może ten upadek powinien nadejść szybciej, aby jak najwięcej z potencjału spółki uratować w postępowaniu upadłościowym. Oczywiście zawsze kwestią sporną pozostaje to, która droga pozwoli odzyskać więcej pieniędzy wierzycielom. Jednak ta dotychczasowa ostatecznie okazała się nieefektywna, a potencjał, przede wszystkim pozostałe w firmie kadry, przez ostatnie lata mocno się uszczupliły.
Czy syndyk będzie miał plan na Rafako?
Pisząc wcześniej na naszych łamach o Rafako zestawialiśmy dla porównania losy innej dużej, polskiej firmy pracującej dla energetyki, czyli katowickiej Elektrobudowy, która upadła po problemach z Orlenem (instalacja chemiczna w Anwilu) i Tauronem (blok w EC Tychy). Tam od początku nie było żadnych sentymentów i zainteresowania ze strony polityków, choć w czasach świetności grupa zatrudniała 1,8 tys. pracowników i notowała 1 mld zł przychodów, m.in. dzięki dużemu zaangażowaniu w prace na budowie Elektrowni Jądrowej Olkiluoto 3 w Finlandii.
Syndyk szybko wkroczył tam do akcji: rozwiązał pozostałe nierentowne kontrakty, a następnie zajął się restrukturyzacją majątku i zaspokojeniem wierzycieli.
Najcenniejsze aktywa – zakłady produkcyjne rozdzielnic i szynoprzewodów oraz generalne wykonawstwo zostały wpierw wydzierżawione przemysłowej Grupie Zarmen, a następnie wykupione przez nią w przetargu – bez balastu zadłużenia, za to z całkiem dobrze zachowanym potencjałem kadrowym i produkcyjnym, referencjami oraz dotychczasową marką. Natomiast zależną od Elektrobudowy spółkę Energotest kupiło SPIE Central Europe.
Zobacz też: Zarmen bierze Elektrobudowę
Według ostatnich danych za 2023 r., „nowa” Elektrobudowa zatrudniała blisko 760 osób, czyli podobną liczbę jak upadające obecnie Rafako. Jednak w tym przypadku przychody wyniosły 436 mln zł wobec 269 mln zł rok wcześniej. Z kolei wyniki netto i operacyjny wyniosły kolejno 0,3 mln zł (0,7 mln zł w 2022 r.) oraz 7,5 mln zł (5,5 mln zł). Nie jest to oczywiście więc tak duża spółka jak w przeszłości, ale obecną skalę udało się uzyskać bez publicznych środków i politycznej otoczki.
Jeśli zatem syndyk będzie miał plan dobry plan na zagospodarowanie Rafako – inny niż prosta wyprzedaż majątku – to na spółkę lub jej zorganizowane części może znajdą się inwestorzy, którzy tym razem już nie będą musieli obawiać się ryzyka w postaci „trupów w szafie”, związanych z przeszłością raciborskiej firmy.
Być może tylko taka droga pozostała, aby po ponad 70 latach marka Rafako całkowicie nie zniknęła z polskiej energetyki.