Nowa władza dostaje najtrudniejszą od wielu lat sytuację w obu sektorach. Nie ma czasu do stracenia.
Kampania wyborcza uniemożliwiła de facto rozstrzygnięcie wielu ważnych kwestii. Po wyborach nowy rząd będzie musiał wreszcie podjąć jakieś decyzje, przede wszystkim dotyczące górnictwa.
Trudno powiedzieć, na ile program „energetyczny” partii, które wygrały wybory, będzie rzeczywiście realizowany. Niepokojące są zwłaszcza zapowiedzi jakichś jednostronnych wypowiedzeń pakietu klimatycznego. Polska nie może ot tak sobie odrzucić dyrektyw, które zostały przyjęte.
Nie wiadomo co miało by się za tym „wypowiedzeniem“ kryć, prawdopodobnie blokowanie kolejnych dyrektyw unijnych dotyczących okresu po 2020 r. bo do tej daty obowiązują obecne przepisy. Jednak jak pokazało głosowanie w sprawie reformy systemu handlu emisjami w tym roku, polski sprzeciw nie ma wielkiej siły przebicia. Nie jesteśmy w stanie zebrać poparcia krajów regionu.
Energetyce i górnictwu potrzebny jest mądry program biorący pod uwagę korzyści i straty dla gospodarki z każdego możliwego wariantu ich rozwoju, ale w równym stopniu szanujący ustalenia i uwarunkowania europejskie. Z koniem (czyli Brukselą) nie ma co się kopać, zwłaszcza że koń dysponuje sporym zapasem siana, którym chce się podzielić.
Jak wzywał niegdyś w Sejmie premier Marek Belka: Dość teatru. Do roboty.