Spis treści
Bardzo skromny pożytek ze unijnej platformy
– Opracowana przez Komisję Europejską platforma do wspólnych zakupów gazu AggregateEU, która miała zwiększyć siłę przetargową krajów Unii, doprowadziła do zakontraktowania zaledwie 2 proc. potencjalnego popytu – donosi „Financial Times”, dodając, że to stawia pod znakiem zapytania rozszerzenie mechanizmu o zakupy kolejnych surowców.
Brytyjski dziennik przypomina, że inspiracją do powstania platformy była koordynacja zakupów szczepionek w czasie pandemii COVID-19, co pozwoliło na uzyskanie niższych cen. Bezpośrednią przyczyną był natomiast kryzys energetyczny wywołany agresją Rosji na Ukrainę.
W ramach platformy KE nakazała, aby każde państwo członkowskie zapewniło, że lokalne firmy złożą zamówienia równoważne 15 proc. zobowiązań danego kraju w zakresie wypełnienia magazynów gazu.
W praktyce zakup poprzez platformę pozostał dobrowolny. Łącznie AggregateEU wygenerowała popyt na 43 mld m sześc. gazu, ale według danych, do których dotarł „Financial Times”, ostatecznie zakontraktowano i zgłoszono do KE zakup ok. 1 mld m sześc.
Andreas Guth, sekretarz generalny branżowej organizacji Eurogas, skomentował, że pierwotna koncepcja platformy wiązała się z dwoma problemami. Pierwszym była niepewność prognoz dotyczących długoterminowego popytu na gaz ze względu na wysiłki UE w ograniczaniu wykorzystania paliw kopalnych. Natomiast drugim były unijne przepisy dotyczące konkurencji, które budziły wątpliwości w kontekście tworzenia konsorcjów.
W czerwcu Europejski Trybunał Obrachunkowy stwierdził, że „nie jest w stanie określić wartości dodanej platformy w odniesieniu do obrotu gazem, ani nie zidentyfikował niedoskonałości rynku, którą AggregateEU mogłaby rozwiązać”.
KE uważa, że platforma „zwiększyła przejrzystość rynku i zagregowała popyt ze strony europejskich nabywców, aby lepiej koordynować zakupy gazu, wykorzystując jednocześnie zbiorową pozycję rynkową Europy w celu uzyskania bardziej konkurencyjnych cen”.
W lipcu Ursula von der Leyen, która kolejną kadencję będzie pełnić funkcję przewodniczącej Komisji, zapowiedziała, że platforma zakupowa zostanie rozszerzona na większą liczbę towarów. Wśród nich mają się znaleźć wodór oraz surowce krytyczne.
Zobacz także: Pierwsze starcie o gazowe Kozienice rozstrzygnięte
Europejskie dotacje dla przemysłu wymagają namysłu
– Od baterii po samochody elektryczne spełniają się przemysłowe koszmary Europy. Jeśli ogromne dotacje nie pomagają w odnoszeniu sukcesów, to może nadszedł czas, aby przemyśleć stosowaną politykę – uważa Lionel Laurent, publicysta Bloomberga.
Autor odnosi się w ten sposób do ostatnich wydarzeń, czyli m.in. problemów szwedzkiej spółki Northvolt, która była dotychczas postrzegana jako nadzieja Europy na zmniejszenie dominacji Chin w sektorze bateryjnym. Do tego firma popadła w kłopoty niedługo po tym, jak pozyskała blisko 1 mld euro na budowę kolejne w fabryki w Niemczech zamiast w USA, które szastają dotacjami uruchomionymi dzięki ustawie IRA.
Optymizmu nie budzi też sytuacja koncernów motoryzacyjnych, które próbują nawiązać konkurencję z Teslą czy chińskimi markami. Jednak nie pomaga im w tym spadająca sprzedaż pojazdów elektrycznych, która w sierpniu była o ponad 18 proc. niższa od tej w analogicznym okresie 2023 r.
Negatywne informacje z ostatnich tygodni dotyczą także sektora wysokich technologii, gdyż Intel wstrzymał plany budowy fabryki chipów w Niemczech, choć tamtejszy rząd zaoferował mu wsparcie wynoszące aż 10 mld euro. Amerykański koncern, który ogłosił cięcia kosztów, podobną decyzję podjął także ws. mniejszej inwestycji w Polsce.
Lionel Laurent podkreśla, że przytoczone inwestycje to przykłady przedsięwzięć i branż, które miały wzmocnić europejskie łańcuchy dostaw, a także pomóc w osiągnięciu celów klimatycznych.
Obecnie wyglądają jednak bardziej jak polityczne „gorące kartofle”, bo szwedzki rząd wyklucza pompowanie pieniędzy z publicznej kasy na ratowanie Northvolt. Z kolei w Niemczech trwa nawoływanie o wycofanie dotacji dla Intela i przeznaczenie tych środków na inne cele.
Publicysta Bloomberga przypomina również o tym, że w kryzysowym 2022 r. Niemcy oraz Francja wydały na pomoc publiczną łącznie ponad 500 mld euro. Mimo tego w strategicznych dla przyszłości unijnych gospodarek sektorach perspektywy nadal wyglądają ponuro. Nie oznacza to jednak, że Europa powinna rezygnować z tak kluczowych branż jak bateryjna, gdy sytuacja geopolityczna staje się coraz bardziej skomplikowana.
Potrzeba jednak bardziej przemyślanej polityki przemysłowej, która nie będzie przepalać publicznych pieniędzy. Te muszą iść bardziej za patentami i innowacjami niż być kierowane głównie do wybranych potentatów. Ponadto nie każda firma musi być ratowana za wszelką cenę, a branża odpowiednia, aby próbować w niej zaistnieć. Kluczowa jest także odpowiednia polityka handlowa.
– Jeśli Europa ma przejść z modelu zależnego od eksportu na model napędzany popytem ze strony 450 mln własnych konsumentów, będzie to wymagało bardziej zintegrowanego wspólnego rynku i luźniejszej polityki pieniężnej, a zatem i zmiany wrogiej postawy Berlina wobec wspólnego zaciągania długu – podsumowuje Lionel Laurent.
Zobacz także: Pomoc dla energochłonnych znowu opóźniona
Macron i Scholz niczym istoty z różnych gospodarczych planet
– Emmanuel Macron i Olaf Scholz przewodzą dwóm największym gospodarkom w Unii Europejskiej. Jednak w temacie ochrony Europy przed globalnymi zagrożeniami, choć są sąsiadami, przywódcy Francji oraz Niemiec mogliby zamieszkać na różnych planetach – komentuje Politico.
Portal przytacza spotkanie obu liderów z ostatnich dni, gdy prezydent Macron ostrzegał, że UE „może umrzeć” i jeśli będzie kontynuować „klasyczną” agendę wolnego handlu, to „wypadnie z rynku” za 2-3 lata. Nawoływał przy tym do bardziej protekcjonistycznej polityki, aby zapewnić Europie gospodarcze przetrwanie.
Z kolei kanclerz Scholz argumentował, że ochrona europejskiego przemysłu przed nieuczciwą konkurencją „nie może prowadzić do tego, że sami sobie zaszkodzimy”. Stąd choćby konsekwentny sprzeciw Niemiec ws. nakładania przez UE karnych ceł na samochody elektryczne wyprodukowane w Chinach.
Francuzi, którzy w przeciwności do Niemców mają mały mały eksport samochodów do Chin, są natomiast głównymi orędownikami tych ceł, gdyż nie obawiają się retorsji ze strony Pekinu.
Idąc dalej Paryż jest też przychylny to fuzji unijnych przedsiębiorstw, do czego Macron wezwał przy okazji spotkania z Scholzem, co było – jak wskazuje Politico – ukrytą krytyką niemieckiego rządu, który chce storpedować przejęcie Commerzbanku przez włoski UniCredit.
Z kolei Berlin ma całkiem odmienne podejście w temacie energetyki jądrowej, którą u siebie zlikwidował, a ponadto sprzeciwiał się wpisywaniu tej technologii do grona zaliczanych przez UE jako zielonej. Francja natomiast energetyką jądrową stoi i chce ją nadal rozwijać jako strategiczną.
W efekcie przywódcom dwóch największych gospodarek w UE coraz trudniej się dogadać i pójść na ustępstwa, które mogłyby rozgniewać wyborców w obu krajach – nawet jeśli kompromis byłby korzystny dla ogółu.
To wszystko dzieje się natomiast w napiętym momencie, gdy Amerykanie szykują się do wyborów, dzięki którym do władzy może wrócić Donald Trump. Z kolei Chiny stają się coraz bardziej bardziej asertywne – zwłaszcza pod kątem kontroli łańcucha dostaw w kluczowych branżach.
– UE musi dokonać odpowiednich wyborów, jeśli chce nadal gospodarczo konkurować. Decyzje te będą wymagały dużego stopnia konsensusu ze strony unijnych przywódców, a ci stojący na czele dwóch największych krajów najwyraźniej nie są w stanie się porozumieć – ostrzega Politico.
Zobacz również: Bruksela krytykuje tzw. umowę społeczną rządu z górniczymi związkami
Portowe miasto jak w soczewce pokazuje brytyjską transformację
– Blyth w północno-wschodniej Anglii jest lustrem brytyjskiej gospodarki. Przez większą część XX wieku było domem dla przemysłu ciężkiego, a teraz staje się miejscem rozwoju nowoczesnych technologii – opisuje „The Economist”.
Jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku z Blyth eksportowano więcej węgla niż jakiekolwiek innego miejsca w Europie, a w tamtejszej stoczni zbudowano pierwszy lotniskowiec Royal Navy. W latach 70. kwitł natomiast przemysł hutniczy. Kolejne dekady to jednak stopniowy upadek górnictwa oraz hutnictwa. Natomiast na początku XXI wieku wyburzono tamtejszą elektrownię węglową.
Na działce, która po niej pozostała, obecnie kończy się North Sea Link – linia elektroenergetyczna, łącząca Norwegię z Wielką Brytanią, a przed kilkoma laty konserwatywny rząd Borisa Johnsona postanowił przeznaczyć ten teren pod budowę gigafabryki Britishvolt.
Wspierany przez państwo startup miał produkować baterie, a także dać duży impuls dla lokalnej gospodarki dzięki zatrudnieniu 3 tys. pracowników. Projekt zakończył się jednak kompletnym fiaskiem. Mimo tego samo Blyth nadal ma się rozwijać w kierunku zielonych technologii, czemu ma sprzyjać m.in. realizowany u jego wybrzeży projekt największej na świecie morskiej farmy wiatrowej Dogger Bank.
W Blyth znajduje się już Offshore Renewable Energy (ORE) Catapult, wspierane przez rząd centrum rozwoju branży offshore. Stanowi ono też magnes dla kolejnych inwestycji, które powstają w jego pobliżu. Jednym z nich jest fabryka podmorskich kabli firmy JDR, należącej do polskiej grupy Tele-Fonika.
Z kolei w miejscu, gdzie miał powstać zakład Britishvolt, ma zostać wybudowane – według ogłoszonych niedawno planów firmy Blackstone – ogromne centrum przetwarzania danych na potrzeby sztucznej inteligencji. Wartość przedsięwzięcia jest szacowana na 10 mld funtów i ma ona pozwolić na stworzenie 400 miejsc pracy.
„The Economist” przytacza jednak opinie lokalnych społeczności, które bardziej byłyby zadowolone z otwierania tam dużych zakładów produkcyjnych, które są w stanie dać miastu więcej stałych miejsc pracy. Takie nadzieje wzbudzała właśnie niedoszła fabryka Britishvolt, dlatego Blyth liczy, że w przyszłości na dużą skalę odrodzi się tam przemysł – tym razem już ten zielony.
Zobacz też: Producenci baterii i wiatraków ustawili się w kolejce po 5 mld zł