Spis treści
Mocne schłodzenie rynku pomp ciepła
– W pierwszym półroczu 2024 r. łączna sprzedaż pomp ciepła na kilkunastu zachodnioeuropejskich rynkach była o niemal połowę niższa niż w analogicznym okresie minionego roku. Branża przyczyn upatruje w kilku głównych czynnikach, a jednocześnie obawia się rosnącej konkurencji ze strony chińskich dostawców – donosi Euractiv.
Brukselski portal przypomina, że w 2022 r., gdy Europa zmagała się kryzysem energetycznym, sprzedano rekordowe 3 mln pomp ciepła. Urządzenia te wskazywano jako klucz do ekologicznego ogrzewania w Unii Europejskiej, a także sposób na zmniejszenie importu gazu – zwłaszcza rosyjskiego.
Jednak już rok 2023 r. przyniósł delikatny spadek sprzedaży pomp ciepła, a dane za pierwsze półrocze 2024 r. pokazują mocne załamanie. Według wyliczeń branżowego stowarzyszenia EHPA nabywców znalazło 765 tys. urządzeń wobec 1,44 mln w pierwszym półroczu 2023 r., co oznacza spadek o 47 proc.
Dane te obejmują takie kraje jak: Austria, Belgia, Dania, Finlandia, Francja, Niemcy, Włochy, Holandia, Norwegia, Portugalia, Hiszpania, Szwecja, Szwajcaria. Euractiv podkreśla, że jeśli w drugim półroczu dotychczasowe trendy się utrzymają, to w 2024 r. rynek pomp ciepła wróci do poziomu nienotowanego od 2019 r.
Cytowany przez portal Paul Kenny, szef EHPA, przyczyn słabnącej sprzedaży upatruje w takich czynnikach jak zbyt wysokie ceny energii elektrycznej w porównaniu z gazem oraz brak wykwalifikowanych instalatorów. W dużej mierze to od poprawnego montażu zależy, czy pompa będzie zdawała egzamin. Istotne są także wysokie koszty początkowe, związane z zakupem urządzenia, które dopiero w dłuższej perspektywie przynosi duże oszczędności w ogrzewaniu.
Kenny wskazuje również na zaniechania lub błędne działania ze strony władz. Przykładem jest choćby brak unijnego planu działania na rzecz przyspieszenia wprowadzania pomp ciepła, zapowiadanego na koniec 2023 r. przez Komisję Europejską.
Z kolei ubiegłoroczne pomysły niemieckiego rządu, który chciał administracyjnie doprowadzić w praktyce do szybkiego zakazu stosowania kotłów gazowych i obowiązku montażu pomp ciepła, szef EHPA określił „naprawdę głupią, niebezpieczną polityką niemieckich Zielonych”. Jego zdaniem rządy zamiast podejmować takie działania powinny stosować zachęty.
Według wyliczeń Międzynarodowej Agencji Energetycznej udział Europy w mocach produkcyjnych pomp ciepła wynosi 20 proc. i do 2030 r. może osiągnąć 30 proc. Paul Kenny obawia się jednak, że te prognozy się nie spełnią, jeśli popyt na urządzenia pozostanie słaby, a europejskich producentów z rynku będzie wypierał tani import z Chin. Szef EHPA podkreśla, że Europa musi zadać sobie pytanie, czy ta konkurencja jest uczciwa.
Zobacz także: Pompy ciepła i ceny dynamiczne mogą obniżyć koszty ogrzewania
Microsoft chce wskrzesić Three Mile Island
– Plany Microsoftu, który chce ponownie uruchomić blok jądrowy w Three Mile Island by zasilać swoje centra danych, pokazuje nadzieje, jakie z energetyką jądrową wiąże sektor technologiczny. Te nadzieje mogą jednak zderzyć się z trudnościami – analizuje Reuters.
Agencja odnosi się w ten sposób do zawartej w ostatnich dniach umowy pomiędzy Microsoftem a Constellation Energy. Przewiduje ona, że do 2028 r. ponownie zostanie uruchomiony 800-megawatowy blok nr 1 elektrowni jądrowej w Three Mile Island, który wyłączono z eksploatacji pięć lat temu. Koszt inwestycji, która będzie stabilizować zapotrzebowanie na energię centrów danych Microsoftu w Pensylwanii, ma wynieść 1,6 mld dolarów.
Sama elektrownia Three Mile Island stała się słynna na całym świecie w 1979 r., gdy doszło do największej w historii awarii w amerykańskiej energetyce jądrowej. Wówczas częściowo stopił się rdzeń reaktora bloku nr 2.
Zapotrzebowanie koncernów technologicznych na energię elektryczną rośnie w ekspresowym tempie, bo budowę energochłonnych centrów danych napędza rozwój sztucznej inteligencji. Goldman Sachs szacuje, że te potrzeby do 2030 r. wzrosną trzykrotnie, a jeśli miałyby zostać zaspokojone przez fotowoltaikę, wiatraki i elektrownie gazowe, to potrzebna będzie budowa 47 GW nowych mocy.
Problem w tym, że sektor technologiczny chce redukować swoje emisje, co czyni gaz problematycznym. Jednocześnie zależne od pogody OZE nie są w stanie zagwarantować stabilnych dostaw energii. Stąd coraz większe zainteresowanie energetyką jądrową takich firm jak Microsoft.
Reuters zaznacza jednak, że pionierska inicjatywa koncernu w Three Mile Island nie będzie łatwa do zrealizowania – przede wszystkim pod względem procedur administracyjnych i środowiskowych, a także potencjalnych protestów społecznych – zwłaszcza ze strony lokalnych społeczności, pamiętających wydarzenia z 1979 r.
Eksperci podkreślają, że stan techniczny nieużywanego od pięciu lat bloku będzie musiał musiał być skrupulatnie sprawdzony, a ewentualne naprawy mogą odbić się negatywnie na planowanym harmonogramie i budżecie.
Ponadto procedury administracyjne dla projektów jądrowych – również tych nowych – są z powodów bezpieczeństwa bardzo czasochłonne, więc szybkie zaspokojenie rosnących potrzeb energetycznych koncernów zaliczanych do grona Big Tech będzie bardzo trudne.
Zobacz również: W Polsce błyskawicznie rośnie nowy przemysł energochłonny
Czy Europa jest gotowa na gazową zimę?
– Dwie ostatnie zimy, który miały być gazowym testem odporności na odcięcie większości dostaw z Rosji, były dla Europy bardzo udane. Jednak globalny rynek LNG, który stał się kluczowy dla Europy i Azji po rozpoczęciu wojny na Ukrainie, może wkrótce stanąć przed pierwszym prawdziwym testem – wskazuje „The Economist”.
Brytyjski tygodnik podkreśla, że na pierwszy rzut oka sytuacja Europy przed nadchodzącą zimą jest bardzo dobra, gdyż magazyny gazu są już wypełnione 94 proc., choć unijny cel zakłada osiągnięciu poziomu 90 proc. dopiero w listopadzie. Szybkie tempo uzupełniania zapasów to zasługa LNG, które jest importowane przede wszystkim z USA i Kataru. Ogółem skroplony gaz odpowiadał za 60 proc. ubiegłorocznego importu.
Trzeba jednak brać pod uwagę, że ostatnie dwie zimy w Europie były bardzo łagodne, co pozwoliło znacząco zmniejszyć zużycie gazu.
Jednak ta nadchodząca może być już mniej łaskawa – nie tylko na Starym Kontynencie, ale też w Azji, gdzie o pewnych obawach mogą świadczyć rosnące ceny LNG, osiągające najwyższe notowania od 2022 r. Niskie temperatury nie tylko oznaczają większe potrzeby grzewcze, ale też mniej wietrzną pogodę, co przekłada się na mniejszą generację energetyki wiatrowej, którą muszą zastępować elektrownie gazowe.
Kolejny problem może dotyczyć skutków wygaśnięcia z końcem tego roku umowy na tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę do takich krajów jak Austria, Czechy, Słowacja czy Węgry. Kijów twardo zapowiada, że nie zamierza negocjować z Moskwą przedłużenia tej umowy. Alternatywą dla tego gazu mógłby być surowiec z Azerbejdżanu, ale nie widać szczególnych postępów w rozmowach.
„The Economist” wskazuje, że kłopotliwa dla Europy byłaby sytuacja, w której ostrzejsza niż w minionych latach zima faktycznie by nadeszła, a tranzyt przez Ukrainę ustał.
Czytaj także: Rosyjski gaz wciąż płynie do UE przez Ukrainę. Czy po 2024 r. przestanie płynąć?
Krótkoterminowo nie spowodowałoby to dużych problemów, bo chociażby francuskie elektrownie jądrowe dzięki remontom zwiększyły wskaźniki dyspozycyjności. Prognozy hydrologiczne dla energetyki wodnej również są pozytywne. Niemniej tempo opróżniania magazynów by przyspieszyło, więc Europa musiałaby wcześniej zacząć uzupełniać zapasy i w tym celu konkurować cenowo z Azją o dostawy LNG.
Wtedy w najtrudniejszej pozycji znajdą się biedne kraje, takie jak choćby Pakistan, które będą musiały mocno zacisnąć pasa lub zacząć ograniczać dostawy, bo nie będzie ich stać na zakup gazu. .
Zobacz też: Jak kraj na „P” myślał, że będzie bezpieczny dzięki LNG
Zachodni sojusz mineralny przeciwko Chinom
– Międzynarodowa koalicja państw ma zwiększyć nacisk swoich agencji rozwojowych i kredytowych na współpracę z prywatnym przemysłem, aby wesprzeć projekty związane z wydobyciem kluczowych minerałów. Sojusz ma pomóc w przełamaniu dominacji Chin w tej dziedzinie – informuje „Financial Times”.
Chodzi o Minerals Security Partnership (MSP), czyli partnerstwo na rzecz bezpieczeństwa zasobów mineralnych, w którym uczestniczą Stany Zjednoczone, Australia, Kanada, Estonia, Finlandia, Francja, Niemcy, Indie, Włochy, Japonia, Korea Południowa, Norwegia, Szwecja, Wielka Brytania, a także Unia Europejska.
Chińskie przedsiębiorstwa kontrolują 90 proc. światowych mocy przerobowych metali ziem rzadkich i ponad połowę przetwórstwa kobaltu, niklu i litu, które są kluczowymi surowcami do produkcji baterii.
Państwo Środka wyprzedziło Zachód w rozwoju projektów wydobywczych dzięki łatwiejszemu dostępowi do finansowania, niższym kosztom, bardziej zaawansowanym technologiom rafinacji, a także mniej rygorystycznym przepisom środowiskowym. Jednocześnie napięcia handlowe, zwłaszcza na linii Pekin – Waszyngton, skutkują ograniczeniem eksportu niektórych minerałów przez Chiny.
Zachodnie koncerny wydobywcze liczą na to, że transformacja energetyczna będzie powodować wzrost zapotrzebowania na surowce mineralne, co stworzy dochodowy i stabilny rynek. Jednocześnie podkreślają, że potrzebne jest wsparcie ze strony państw i partnerstwo publiczno-prywatne, aby przyciągnąć kapitał, który będzie finansował kosztowne inwestycje.
MSP liczy, że sojusz zachęci do działania zarówno potentatów finansowych, jak i wydobywczych. Wśród tych pierwszych są wymieniane są choćby takie podmioty jak BlackRock, Goldman Sachs i Citigroup, a tych drugich Rio Tinto oraz Anglo American.
„Financial Times” podaje, że dotychczas państwa członkowskie MSP wsparły 10 projektów związanych z wydobyciem kluczowych minerałów, a kolejne 30 jest analizowanych. Jedno z budzących nadzieje przedsięwzięć, mogących liczyć na wsparcie USA, to projekt wydobycia niklu w Tanzanii, w którym kilkanaście procent udziałów ma koncern BHP.
Ma on stanowić konkurencję dla wspieranych przez Chiny inwestycji w Indonezji, które odmieniły globalny rynek niklu. W efekcie z Indonezji pochodzi obecnie ok. 55 proc. dostaw tego metalu. Dla porównania jeszcze w 2017 r. było to zaledwie 16 proc.
Zobacz także: Jak wygląda przeszłość i przyszłość energetyki widziana oczami prezesów PSE