Spis treści
W Europie przybywa godzin z cenami ujemnymi
– W pierwszych ośmiu miesiącach 2024 r. odnotowano w Europie rekordową liczbę godzin, w których ceny energii elektrycznej spadały poniżej zera. Ich liczba rośnie jednak o wiele szybciej niż możliwości wykorzystania nadwyżek energii ze źródeł odnawialnych – podkreśla „Financial Times”.
Brytyjski dziennik powołuje się przy tym na wyliczenia firmy konsultingowej ICIS, według której od stycznia do sierpnia tego roku godzin z ujemnymi cenami energii było dokładnie 7841 (we wszystkich krajach Starego Kontynentu). W niektórych przypadkach ceny spadały poniżej minus 20 euro za MWh.
Dla porównania w analogicznym okresie 2023 r. godzin na minusie było 3027. Natomiast w 2022 r., gdy większość Europy była dotknięta kryzysem energetycznym, ceny spadały pod kreskę zaledwie przez 261 godzin.
Jak dotąd najdłużej poniżej zera byli w tym roku Finowie – ponad 500 godzin, aczkolwiek wyniki grubo po ponad 400 godzin odnotowano w każdej z czterech stref cenowych w Szwecji. Natomiast w przedziale pomiędzy 300 a 400 godzin znalazły się Holandia, Niemcy, Belgia, Francja oraz jedna z dwóch duńskich stref cenowych.
Według danych think-tanku Ember w ciągu ostatnich pięciu lat łączna moc europejskich farm słonecznych wzrosła ze 127 do 301 GW. W przypadku farm wiatrowych moc zwiększyła się ze 188 do 279 GW. W pierwszej połowie tego roku po raz pierwszy w Europie ze słońca i wiatru wyprodukowano więcej energii niż z paliw kopalnych.
„Financial Times” zwraca uwagę, że ceny ujemne to dobra wiadomość dla tych, którzy mają możliwość wykorzystania darmowej energii, np. do naładowania samochodu elektrycznego lub zasilania energochłonnych urządzeń gospodarstwa domowego.
Jednak rozwój magazynów energii oraz mechanizmów elastyczności jest zbyt wolny, aby rynek był wstanie wchłonąć nadwyżki generowane przez OZE. Zwłaszcza, że kryzys, a następnie słaba koniunktura w przemyśle, nie pozwoliły odbudować wciąż zapotrzebowania na energię sprzed pandemii.
To z kolei oznacza, że godzin z ujemnymi cenami najpewniej nadal będzie szybko przybywać, co z kolei uderza w opłacalność projektów OZE – zarówno tych już oddanych do użytku, jak i planowanych przez inwestorów. W efekcie dotychczasowe plany rozwoju energetyki odnawialnej w Europie mogą okazać się zbyt ambitne. To samo zresztą dotyczy projektów energetyki konwencjonalnej.
ICIS prognozuje, że do 2030 r. systemowy problem ujemnych cen może w dużej mierze zostać rozwiązany, jeśli zostanie uruchomionych więcej bateryjnych magazynów, a także energochłonnych elektrolizerów, pozwalających magazynować nadwyżki OZE w postaci zielonego wodoru.
Zobacz również: Ceny dynamiczne energii: Jak na nich zyskać, jak stracić?
Koncerny naftowe szukają kasy dla akcjonariuszy
– Wysokie ceny ropy oraz duże marże rafineryjne pozwalały koncernom naftowym przez ostatnie dwa i pół roku rozpieszczać inwestorów poprzez prowadzenie skupów akcji. Jednak utrzymanie tej praktyki jest coraz bardziej niepewne – ocenia Javier Blas, publicysta Bloomberga.
Tylko w bieżącym kwartale naftowi potentaci planują dokonać wykupu akcji na łączną kwotę 16,5 mld dolarów, z czego na ExxonMobil przypada 5 mld, Chevron – 4,4 mld, Shell – 3,5 mld, Total – 2 mld, a na BP – 1,7 mld. Łącznie w skali roku ma to być ok. 66 mld dolarów, co stanowi ok. 5,5 proc. kapitalizacji koncernów zaliczanych do tzw. Big Oil.
Blas tłumaczy, że po agresji Rosji na Ukrainę nafciarze czerpali zyski z drogiej ropy. Sytuacja rynkowa pozwalała generować duże ilości gotówki, która następnie trafiała do akcjonariuszy – nie tylko w postaci dywidend, ale przede wszystkim za pomocą skupu akcji. Dzięki temu branża – dotychczas uważana za nieco ryzykowną z powodu transformacji energetycznej i polityki klimatycznej – zaczęła ponownie zyskiwać w oczach inwestorów.
Jednak w ostatnich miesiącach ceny surowca znalazły się w spadkowym trendzie. Notowania ropy Brent, które w latach 2022-2023 średnio wynosiły 90 dolarów za baryłkę, obecnie spadły poniżej 75 dolarów. Niższe są też marże rafineryjne, które w latach 2022-2023 wynosiły średnio 35 dolarów za baryłkę. Aktualnie spadły poniżej 15 dolarów.
Perspektywy w dłuższym terminie raczej nie dają widoków na dużą poprawę. Bank inwestycyjny Jefferies Financial Group już ostrzegł, że nie wszystkim koncernom naftowym w 2025 r. wystarczy środków no to, aby móc utrzymać na dotychczasowym poziomie strumień gotówki płynący do akcjonariuszy. W tym celu musiałyby zwiększyć zadłużenie, licząc na poprawę koniunktury na rynku paliwowym.
Jednak grono Big Oil nie jest jednolite pod kątem zadłużenia. Publicysta Bloomberga wskazuje, że w najlepszej kondycji są Chevron i Exxon, których dług jest niski, a ratingi kredytowe na tyle dobre, że mogłyby się zapożyczać, aby nadal rozpieszczać akcjonariuszy.
Te koncerny prognozują też dobre wyniki produkcyjne na 2025 r., co może pozwolić im zyskać u inwestorów kosztem europejskich konkurentów. Wśród nich najsłabszy bilans ma BP, a Shell i Total mogą przetrzymać jeszcze parę słabszych kwartałów.
Zobacz również: Jak Orlen w Wenezueli ropę kupował
Politycy głowią się, jak uchronić europejskie fabryki samochodów
– Spadki sprzedaży samochodów elektrycznych i konkurencja ze strony Chin dają się we znaki europejskim koncernom motoryzacyjnym. W Brukseli nie ma jednak spójnej wizji, jak zatrzymać zamykanie fabryk w UE – analizuje Euractiv.
Na początku września Volkswagen wywołał poruszenie ogłaszając, że rozważa potencjalne zamknięcie niektórych zakładów w Niemczech. Zagrożona jest także należąca do tego koncernu fabryka marki Audi w Belgii, gdyż w nadchodzących latach nie planuje się tam produkcji nowych modeli.
Łącznie, według danych Komisji Europejskiej, w krajach członkowskich przemysł motoryzacyjny odpowiada bezpośrednio i pośrednio za blisko 14 mln pracy. Branża ta wypracowuje też ponad 7 proc. unijnego PKB. Euractiv przepytał przedstawiciel największych frakcji w Parlamencie Europejskim o to, jakie działania powinny zostać podjęte, aby zatrzymać regres tego kluczowego dla gospodarki sektora.
Niemiecka centroprawicowa europosłanka Hildegard Bentele (EPP), wskazując na głosy płynące z tamtejszego przemysłu, opowiedziała się za większą elastycznością w redukcji emisji CO2.
Chodzi przede wszystkim o poluzowanie planów związanych z zakazem rejestracji nowych pojazdów z silnikami na paliwa kopalne od 2035 r. Z kolei jej partyjny kolega Oliver Schenk postuluje zwiększenie wsparcia do zakupu pojazdów elektrycznych, a także do budowy sieci ładowarek i rozwoju łańcucha dostaw dla elektromobilności.
Inny niemiecki eurodeputowany, Andreas Glück z liberalnej grupy Renew, podkreślił, że UE nie powinna dyktować, jakie technologie powinny być stosowane do dekarbonizacji transportu drogowego. To natomiast oznacza dopuszczenie do rozwoju silników spalinowych, napędzanych tzw. e-paliwami, neutralnymi dla klimatu.
Jednocześnie Glück dostrzega błędy biznesowe takich producentów jak Volkswagen, którzy zaniedbali rozwój tanich samochodów elektrycznych, przez co chińska konkurencja zostawiła ich w tyle. Również belgijska przedstawicielka Partii Zielonych, Sara Matthieu, krytycznie oceniła dotychczasowy opór europejskich firm wobec elektromobilności, co – jej zdaniem – było „krótkowzroczną strategią mającą na celu zadowolenie akcjonariuszy, kosztem innowacji i inwestycji”.
Większość europarlamentarzystów jest zgodnych co do jednej kwestii, czyli ochrony europejskich producentów przed dotowanym importem pojazdów z Chin. Ten punkt KE już w dużej mierze spełniła, nakładając w ostatnim czasie karne cła na elektryki produkowane za Wielkim Murem.
Zobacz też: Francuski cios w polskie baterie. Co robią polscy lobbyści?
Chiny pionierem reaktorów jądrowych nowej generacji
– Chińczycy wyprzedzają Amerykanów w rozwoju reaktorów tzw. czwartej generacji, które mają pozwolić na bezpieczniejszą i bardziej wydajną eksploatację elektrowni jądrowych – donosi „The Economist”.
Chodzi o pierwszy tego typu reaktor, który działa w elektrowni Shidaowan, oddanej do użytku w grudniu 2023 r. Brytyjski tygodnik informuje, że przeprowadzono tam z powodzeniem test bezpieczeństwa, w ramach którego wyłączono pompy zasilające chłodzenie rdzenia reaktora.
W typowej elektrowni groziłoby to stopieniem prętów paliwowych i uszkodzeniem reaktora, do czego doszło chociażby w Fukushimie. Natomiast w Shidaowan paliwo ma postać maleńkich cząsteczek uranu pokrytych węglem i innymi chemikaliami, osadzonych w kulkach wielkości piłki tenisowej. Mogą one wytrzymać ekstremalnie wysokie temperatury bez topienia się.
Chińscy inżynierowie mają realizują jeszcze kilka innych projektów związanych z reaktorami czwartej generacji, choć nie są pomysłodawcą żadnego z nich. Dla przykładu ten w Shidaowan opiera się na eksperymentalnym modelu niemieckim, ale to Chiny mają determinację, żeby go urzeczywistnić, w czym pomaga hojne finansowanie ze strony państwa, a także dobre łańcuchy dostaw.
Nowe reaktory mogą pomóc zmniejszyć zależność Państwa Środka od eksportu ropy i gazu, a poza dekarbonizacją energetyki – opartej w dużej mierze na elektrowniach węglowych – mogą też znaleźć zastosowanie w zasilaniu procesów produkcyjnych w emisyjnych branżach przemysłu. Udział energii jądrowej w miksie energetycznym kraju ma zwiększyć się z obecnych 5 proc. do 18 proc. w 2060 r.
Chiny pierwszy cywilny reaktor jądrowy oddały do użytku w 1991 r., trzy dekady po USA. Obecnie to Chińczycy szybciej od Amerykanów budują nowe elektrownie, a spośród ok. 60 jądrówek powstających obecnie na świecie blisko połowa znajduje się na terenie Chin.
Według Information Technology & Innovation Foundation, waszyngtońskiego think-tanku, Chiny wyprzedzają USA w dziedzinie reaktorów czwartej generacji o 10-15 lat. Ponadto Pekin przeznacza dwukrotnie więcej funduszy na badania nad fuzją jądrową, czyli procesem, który ma napędzać Słońce i inne gwiazdy. Chińscy naukowcy składają tej najwięcej patentów związanych z fuzją.
Zobacz także: SMR czyli stare problemy nowych reaktorów