Spis treści
Jan Popczyk ukończył Wydział Elektryczny Politechniki Śląskiej w 1970 roku. W 1987 roku został profesorem tytularnym. W trakcie reformy gospodarczej 1990 roku współtworzył kształt polskiej energetyki, jaką znamy dziś. Był człowiekiem o wielkiej wiedzy, autorytecie i poczuciu odpowiedzialności.
Twórca reformy polskiej energetyki
W 1990 roku stanął na czele sejmowego zespołu ds. reformy polskiego systemu elektroenergetycznego, łączącego ekspertów i polityków. Wydany przez niego w kwietniu 1990 roku tzw. czwarty komunikat nakreślił kształt tej branży, decydując m.in. o utworzeniu Polskich Sieci Elektroenergetycznych.
Pierwszy prezes PSE
Po przyjęciu tej koncepcji przez rząd, Profesor Popczyk otrzymał ofertę objęcia kierownictwa PSE. – Zgodziłem się na podjęcie funkcji prezesa PSE po nieprzespaniu paru nocy. Nie miałem wątpliwości co do decentralizacji i prywatyzacji. W tym czasie pojawiła się reforma brytyjska. W PSE uznaliśmy ją za wzorcową. To wszystko decydowało o moim podejściu do reformy energetyki lat 1990–1995 – wspominał Profesor w książce „Wiek energetyków”, wydanej przez WysokieNapiecie.pl w 2018 roku.
Pieniądze na inwestycje w latach 90.
Dzięki jego koncepcji, w latach 90. mocno niedoinwestowana energetyka, zyskała pieniądze na niezbędną modernizację. − W koncepcji, którą ja tworzyłem, a dużą rolę odgrywał Stanisław Poręba, założeniem było pokrycie rynku wytwarzania przez KDT–y nie większe niż 20 proc. To była pewna architektura rynku, która gwarantowała realizację najbardziej potrzebnych inwestycji modernizacyjnych. Jednocześnie nie groziła utrąceniem konkurencji w całym sektorze wytwarzania – wspominał w „Wieku energetyków”. – Wytwórcy polubili KDT–y, ale zapomnieli o jednym. Reforma to trudne przedsięwzięcie. To nie jest spotkanie na imieninach u cioci Ani. Podczas każdej reformy są zadowoleni i niezadowoleni. Jak wszyscy będą zadowoleni, to znaczy, że nie ma pomysłu na reformę – ocenił późniejsze upowszechnienie KDT-ów na ogromną część wytwarzania prof. Popczyk.
Odłączenie od radzieckiego systemu energetycznego
Gdy prof. Popczyk obejmował kierownictwo PSE, Polska, razem z resztą krajów Bloku Wschodniego przyłączona była do radzieckiego systemu energetycznego „Mir”, z siedzibą w Pradze. – Już w 1990 r. byliśmy zdecydowani na przełączenie się do systemu zachodnioeuropejskiego [UCTPE] – wspominał prof. Jan Popczyk. – Na początku zabraliśmy się do tego jak słonie w składzie porcelany. Wykombinowaliśmy, że Polska, będzie odłączać się od „Miru” swoją ścieżką. Podobnie myśleli Czechosłowacy i Węgrzy. Nie mieliśmy świadomości, że w tamtym czasie pozwolić sobie na to mogło tylko byłe NRD, za które pełną odpowiedzialność wzięli Niemcy zachodni. Władze UCPTE szybko nam wszystkim wybiły z głowy indywidualną ścieżkę. Powiedziano nam krótko: albo wszyscy razem odłączacie się od systemu „Mir” i przyłączacie do UCPTE, albo nie rozmawiamy z wami. Miejcie też świadomość, że my niczego nie zrobimy bez porozumienia ze Związkiem Radzieckim – wspominał prof. Popczyk.
Specjaliści z UCTPE wymagali od krajów Europy Środkowej, aby wykazały swoją zdolność do samodzielnego działania jako „wyspa energetyczna”, odcięta od Wschodu i Zachodu. Stąd w 1993 r. wyłączono linię Rzeszów–Chmielnicki. Pierwszy test pracy systemu trwał 48 godzin. – Mieliśmy obserwatorów z UCPTE. Nasz system poddawaliśmy dużym zaburzeniom. Musieliśmy być pewni, że jesteśmy w stanie utrzymać częstotliwość w systemie, czyli że umiemy bilansować system w każdej sekundzie – tłumaczył prof. Popczyk.
Pomimo pozytywnych testów, przełączanie miało zająć jeszcze kilka lat, ale bieg rzeczy przyśpieszył przypadek. – Dyspozytorzy w Berlinie błędnie załączyli jedną linię pomiędzy NRD a RFN. Według wszelkich analiz system powinien się rozpaść. A on wytrzymał. To zdarzenie uprzytomniło wszystkim, że ryzyko związane z utratą stabilności jest mniejsze niż wynikało to z modelowania sytuacji. W rezultacie w 1995 roku nastąpiło przyłączenie naszego system CENTREL do systemu UCPTE i do dzisiaj tak jest. I wszystko działa – wspominał w rozmowie z nami prof. Popczyk.
Za wkład w „odłączenie Polski od Wschodu, podłączenie do Zachodu” prezydent Aleksander Kwaśniewski odznaczył prof. Popczyka Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Najtrudniejsza decyzja w życiu zawodowym
Wkrótce po powstaniu PSE, zimą 1990-1991 załogi dwóch elektrowni na węgiel brunatny, PAK i Turów ogłosiły strajk i zaczęły odstawiać bloki kondensacyjne, domagając się wyższych płac. Była groźba, że system się rozpadnie, jeśli PSE nie zaczęłoby wyłączać odbiorców. Wówczas, jak zwierzył nam się kilka miesięcy temu Profesor, przyszło mu podjąć najtrudniejszą decyzję w życiu zawodowym, o której po raz pierwszy opowiedział dopiero 34 lata później, podczas prac nad albumem z okazji 20-lecie powstania PSE (Operator). Oto fragment tego albumu:
„Znałem „z zewnątrz”, od strony sieciowej, elektrownie w Pątnowie, Koninie i Adamowie, i przede wszystkim miasto Konin z wyjazdów na obozy nart wodnych i windsurfingu na Jeziorach Mikorzyńskim oraz Ślesińskim (stanowiących ważną część środowiska socjalnego regionu). Na tej podstawie postanowiłem rozwiązywać problem [zagrożenia niezbilansowania systemu w wyniku strajków w elektrowniach – red.] niekonwencjonalnie.
Po nieprzespanej nocy i przyjeździe na Mysią zabrałem dyr. Lipko i poszliśmy do Państwowej Dyspozycji Mocy. Po drodze zawarłem z dyrektorem umowę: plan, który za chwilę zaproponuję jest objęty tajemnicą dyspozytorską, a jest to plan rotacyjnego wyłączania dostaw ciepła z bloków kogeneracyjnych elektrowni Konin i dostaw prądu z KSE, w tym z Zespołu PAK.
Sprawa była dla mnie gardłowa, gdyby została ujawniona, to natychmiast z hukiem bym wyleciał. Dyspozytorom powiedziałem: zrobimy to nie po to by dokuczyć ludziom, ale po to żeby uratować KSE, żeby Polska nie dowiedziała się co to jest naprawdę blackout. I powiedziałem: jest zima, nie wolno nam dopuścić do utraty kontroli zarówno nad dostawami prądu jak i ciepła. Musimy nad mieszkańcami i załogami PAK-u czuwać jak niewidoczny Anioł Stróż. Tak, żeby ci co zawinili (strajkujący) mogli się poprawić, a mieszkańcy nie zostali narażeni na wielkie szkody. Ale jedni i drudzy muszą być poddani silnej presji obniżki dobrostanu: komfort muszą utracić, niedogodności muszą poczuć. Dyżurnym i dyrektorowi Lipko powiedziałem, że odpowiedzialność biorę na siebie. Chodziło mi o to, żeby było widoczne: dla was są to trudne działania, ale mój kłopot jest niemały.
Liczyłem oczywiście na to, że żony pracowników PAK szybko wygonią mężów do pracy. Tak też się stało. Już po pierwszym dniu dobrze zaplanowanych wyłączeń – uciążliwych, ale bez nieodwracalnych szkód – pracownicy PAK wrócili tam, gdzie było ich miejsce, na stanowiska pracy. Nie po to, aby je okupować, ale po to aby realizować dyspozycje napływające z PDM.
Uważałem, że miałem prawo wywrzeć presję na PAK, bo do tej trudnej sytuacji w systemie Elektrownia Pątnów przyczynili się już wcześniej. Mianowicie: w Pątnowie były dwa bloki olejowe, 200 MW każdy. Kiedy w systemie zaczęły narastać kłopoty, PDM zażądał włączenia tych bloków, zbudowanych przecież specjalnie na taką sytuację. I operatorzy w Pątnowa włączyli je, ale okazało się, że bloki nie nadają się do pracy: już po dojściu obciążenia do 100 MW bloki jeden i drugi weszły w strefę zagrożenia wybuchowego, i trzeba było je natychmiast odstawić. A przecież PAK wcześniej miał zapewnione finasowanie tych bloków. W systemie podobnym do obecnej formuły rynku mocy. Nie dość więc, że bloki były niezdatne do użytku, to jeszcze ten strajk.
Zakończenie strajku w PAK-u było dla mnie ogromną ulgą, i nauczką. Mianowicie, była to historia, która dała mi do myślenia, na całe pięć lat reformy za którą odpowiadałem. W czasie strajku doszedłem w ekspresowym tempie do wniosku, że trzeba być ostrożnym, ale twardym, bez tego żadna trudna reforma nie może się udać.
O wydarzeniu nigdy dotychczas publicznie nie mówiłem. Nigdy nie powiedziałem jak doprowadziliśmy do zakończenia pierwszego strajku w trochę już rynkowej elektroenergetyce. I w bardzo już wolnej ale ciągle trochę tylko demokratycznej Polsce. Chociaż o wydarzeniu nie mówiłem, to myślenie o nim ugniata mnie prawie 35 lat. Jest to myślenie o tym, że energetyka (w całości) jest niestety silną przyczyną tego, że w Polsce mamy ciągle więcej wolności niż demokracji (odpowiedzialności)” – opowiadał.
Polska energetyka w 2050 roku
We wspomnianym albumie rocznicowym, zapytaliśmy byłych prezesów PSE o ich wizję polskiej energetyki do 2050 roku. Ponieważ Profesor nigdy nie przestał kreślić strategii transformacji tej branży, poniżej publikujemy jego wizję przyszłości, o jakiej opowiedział nam w kwietniu 2024 roku.
Profesor sformułował hipotezę, że potrzebna, konieczna i możliwa do 2050 roku dekarbonizacja nie tylko samej elektroenergetyki, ale także pozostałych sektorów gospodarki. − W 2050 roku będziemy potrzebować ok. 200 TWh energii użytecznej, aby pokryć potrzeby energetyczne naszego kraju. Wiemy co trzeba zrobić. Teraz pozostaje tylko podejmowanie odważnych decyzji. Ważne jednak, aby przy okazji tej transformacji nie dopuścić do oligarchizacji i autorytaryzacji polskiej energetyki – tłumaczył.
Jak przekonywał, główną osią zmian powinien być „monizm energetyczny”, czyli zastąpienie dzisiejszych osobnych łańcuchów dostaw różnych typów benzyn, olei opałowych, gazów sprężonych, skroplonych, różnych typów węgli, par o różnej temperaturze i ciśnieniu czy gorącej wody sieciowej, jednym uniwersalnym nośnikiem energii – elektrycznością. − Energia elektryczna ma najwyższą egzergię, czyli najwyższą zdolność zaspokajania pracy użytecznej – wyjaśnia profesor. − Transformacja energetyczna do elektroprosumeryzmu przekroczyła punkt nieodwracalności – podkreślał.
Profesor Popczyk jednocześnie przestrzegał przed zbyt pochopnym zamykaniem elektrowni węglowych. − Do 2050 roku energetyka węglowa na pewno przestanie w Polsce istnieć, ale absolutnie nie powinniśmy pozbywać się istniejących bloków węglowych za szybko, i bez namysłu jak proponują niektórzy. Te bloki powinny być dostosowane do nowego rynku technicznego. Muszą przy tym działać, a nie funkcjonować jedynie na papierze, jak bloki olejowe w czasie socjalizmu: były przeznaczone do rezerwy, były opłacane za gotowość do pracy, ale gdy trzeba je było uruchomić, a trzeba było, krótko po utworzeniu PSE, to okazało się to niemożliwe. Na to trzeba zwrócić szczególną uwagę – podpowiadał.
Profesor Popczyk o elektrowni atomowej
Nestor polskiej energetyki sceptycznie patrzył na kolejne plany budowy dużej elektrowni atomowej za pieniądze podatników. − Nie widzę szans na powstanie jakiejkolwiek dużej elektrowni atomowej w Polsce. To zbyt droga technologia. Jeżeli prywatny biznes chce wykładać swoje pieniądze na małe reaktory, proszę bardzo, niech buduje, tylko nie za pieniądze podatników i odbiorców energii elektrycznej skazanych na państwowe taryfy przenoszące koszty rynku mocy i wielu innych sprytnych regulacyjnych „innowacji” – mówił.
Jak zbilansujemy system energetyczny pełen wiatraków i fotowoltaiki?
Nasz rozmówca nakreślił alternatywny scenariusz, w którym dominującymi technologiami będą energetyka wiatrowa i słoneczna. Odpowiedział przy tym na pytanie o największe wyzwanie tych technologii. − Jak będziemy radzić sobie z dunkelflaute [czyli jednoczesnym niedostatkiem produkcji energii elektrycznej z elektrowni słonecznych i wiatrowych, który może utrzymywać się w naszym klimacie przez wiele dni – red.]? Mamy szereg możliwości: magazyny energii elektrycznej, ciepła, wodoru, czy wyprodukowanych już towarów w fabrykach. Przemysł 4.0 w znacznej mierze pracować będzie wtedy, gdy mamy pod dostatkiem taniej energii. W takim przemyśle przerywanie pracy, ze względu na bardzo niewielki udział kosztów pracy ludzkiej, nie będzie problemem. Oczywiście nie dotyczy to tych branż, gdzie procesy są najważniejsze, jak huty, cementownie czy zakłady chemiczne – tłumaczył Profesor.
− Postępować będzie automatyzacja i autonomizacja generacji i bilansowania energii elektrycznej aż do poziomu odbiorców. Już teraz w 6 mln domów jednorodzinnych w Polsce od kwietnia do października stosunkowo łatwo można uzyskać autonomizację zaspokajania ich potrzeb energetycznych praktycznie w modelu off grid. Ta autonomizacja będzie postępować na takiej zasadzie, że skoro potrafię już uzyskać autonomię przez jeden dzień, to spróbuję przez tydzień, następnie miesiąc, sezon, aż w końcu ilość energii oddawanej do systemu i pobieranej spadnie do zera i będziemy mogli zacząć funkcjonować całkowicie off grid – przewidywał Jan Popczyk.
Profesor był jednym z pierwszych, którzy przewidzieli zmniejszenie roli wielkich elektrowni systemowych i rosnącą rolę energetyki rozproszonej. Na początku XXI w. jego pognozy przyjmowano z niedowierzaniem, ale dziś dowodów na ich prawdziwość jest aż nadto.
Chyba wszyscy, którzy mieli okazję z nim rozmawiać, przyznawali, że Profesor Popczyk był wspaniałym rozmówcą, używającym pięknej, klarownej polszczyzny. Jego styl pisania miał pewnie mniej zwolenników, Profesor był przywiązany do hermetycznych określeń swego autorstwa, z których najbardziej znane były chyba „monizm energetyczny” i „elektroprosumeryzm”.
W opublikowanej wiosną 2024 r. we współpracy z Senatem RP „Białej Księdze Transformacji” nie ukrywał swego rozczarowania poziomem debaty nad energetyką. „Sądzę, że próba dotarcia do elit politycznych, które na pewno istnieją (jeśli nawet mało je obecnie widać), i do niewtajemniczonej opinii publicznej (tej która wyczuwa, na jakim zakręcie znalazł się świat, i niepokoi się) jest mniejszym przewinieniem niż milczenie. Jest zrozumiałe, że liczę na wszystkich, którzy nie zniechęcą się moimi uchybieniami, i włączą się w poszukiwanie drogi wyjścia z pułapki, której zasięg nikogo nie pozostawia już na zewnątrz”.
Zaś kilka lat temu, kiedy korespondowaliśmy prywatnie o polskiej transformacji, pisał: Problemem nie jest brak mocy węglowych, jądrowych. Problemem jest restrukturyzacja energetyki WEK (wielkoskalowej- RZ), ale to nie nasz ból głowy, chociaż skutki nas też dosięgną. Pamiętajmy, bajzel rzadko sprzątają ci, co go zrobili.
Rodzinie i przyjaciołom Profesora Jana Popczyka składamy najszczersze kondolencje i łączymy się w bólu po tej stracie.