Spis treści
Elon Musk chce pojechać z Trumpem w autonomiczną podróż
– Zielone technologie to dla Donald Trumpa „zielone oszustwo”, a mimo tego produkujący samochody elektryczne Elon Musk deklaruje dla niego pełne poparcie. Racjonalnym wytłuczeniem tej postawy może być to, że bardziej przychylny deregulacji Trump będzie korzystniejszy dla planów Tesli związanych z pojazdami autonomicznymi – ocenia Liam Denning, publicysta Bloomberga.
Denning wskazuje, że z punktu widzenia właściciela firmy, która zamierza mocniej skupić się na autonomicznej jeździe, bardziej sensowne wydaje się być poparcie kandydata na prezydenta, który jest podejrzliwy wobec wprowadzania kolejnych regulacji rynkowych niż takiego, który choć jest entuzjastą zielonych technologii, to jednocześnie przykłada dużą uwagę do regulowania nowych obszarów rynku – zwłaszcza w dziedzinach tak zależnych od bezpieczeństwa i akceptacji społecznej.
Relacje pomiędzy Muskiem a Trumpem wydają się być dosyć skomplikowane. Przed dwoma laty Musk komentował, że Trump będzie za stary, aby ponownie ubiegać się prezydenturę i wspierał jego rywala w prawyborach Rona DeSantisa, gubernatora Florydy. Po niedawnym zamachu jeszcze bardziej leciwy Trump zyskał pełne poparcie ze strony Muska, który zapowiedział także wsparcie finansowe dla jego kampanii wyborczej.
Liam Denning zaznacza, że trudno oceniać, czy poglądy polityczne Muska są zbieżne z tymi głoszonymi przez Trumpa, bo obaj w dużej mierze podążają tropem emocji społecznych. Kluczowe jest jednak pytanie dlaczego Musk, który snuje plany globalnej dekarbonizacji miałby popierać Trumpa, który uważa, że „elektrownie wiatrowe powodują raka”?
Sam Musk stwierdził, że nie obawia się zapowiadanego przez Trumpa wycofania wprowadzonej przez Joe Bidena ustawy Inflation Reduction Act, która wspiera inwestycje w zielone technologie, w tym dopłaty do samochodów elektrycznych, bo wartością Tesli jest aktualnie przede wszystkim rozwój technologii autonomicznej jazdy. Na ten segment jako przyszłościowy wskazują też analitycy, który wyceniają akcje motoryzacyjnej spółki.
Aby przyspieszyć rozwój tego biznesu Tesla potrzebuje większej przychylności regulatorów, a z tymi spółka miała dotychczas często pod górkę. Stwierdzali oni m.in., że autopilot Tesli zachęcał kierowców do nadmiernej pewności siebie, a sama spółka w reklamach przeceniała możliwości swojej technologii autonomicznej jazdy.
Teraz Musk podkreśla, że regulatorzy będą „moralnie zobowiązani do zatwierdzenia” technologii Tesli, gdy tylko uzyskają dane pokazujące, że jest ona „wystarczająco bezpieczna lub znacznie bezpieczniejsza niż ludzie”. Publicysta Bloomberga przypomina, że Trump, pytany ostatnio o Muska stwierdził, że ten był w stanie wprowadzać innowacje znacznie szybciej niż amerykański rząd, więc „musimy sprawić, by życie naszych inteligentnych ludzi było dobre”. I na to właśnie może liczyć Musk deklarując poparcie dla Donalda Trumpa.
Zobacz także: Czy wybory w USA zmienią oblicze transformacji energetycznej w tym kraju
Brytyjczycy obawiają się o budowę morskich wiatraków
– Trudności związane z łańcuchami dostaw oraz inwestycjami sieciowymi mogą zagrozić planom rozwoju morskiej energetyki wiatrowej w Wielkiej Brytanii, które są kluczowym elementem dekarbonizacji tamtejszej elektroenergetyki – analizuje „Financial Times”.
Globalne zawirowania polityczne i gospodarcze ostatnich lat już wpłynęły na tempo budowy morskich farm. Jednocześnie inwestorzy zmagają się z dostępnością specjalistycznych urządzeń, czy chociażby statków instalacyjnych, o które muszą konkurować z rozwijającymi się rynkami – USA i Azją. Ponadto morskie wiatraki są coraz większe, zwłaszcza łopaty, co dodatkowo ogranicza dostęp do najnowszej floty.
Jednocześnie wydłuża się czas oczekiwania na podłączenie planowanych farm do sieci. Większość nowych projektów jest rozwijana na wodach u wybrzeży Szkocji, a rozbudowa sieci w tamtej części Zjednoczonego Królestwa napotyka na duży opór społeczny.
Chodzi przede wszystkim budowę napowietrznych linii przesyłowych, którymi energia będzie dostarczana na bardziej zaludnione i uprzemysłowione południe. Aktywiści protestują przeciwko budowie ogromnych słupów, które ich zdaniem mogą mieć negatywny wpływ na tamtejszą turystykę czy rolnictwo. Odwołania i przewlekle procedury planistyczne powodują, że cele związane inwestycjami sieciowymi mogą nie zostać osiągnięte.
Partia Pracy, która na początku lipca wygrała wybory, stawia morską energetykę wiatrową w kluczowym miejscu planu dekarbonizacji elektroenergetyki do 2030 r. Ponadto ma ona też wesprzeć transformację szkockiego rynku pracy, który w dużej mierze jest związany z wydobyciem ropy i gazu. Dlatego na opór napotykają tam również plany Labourzystów dotyczące wstrzymania nowych koncesji na poszukiwanie węglowodorów.
Partia Pracy zapowiada, że utworzy nowy podmiot inwestycyjny GB Energy, którego siedziba będzie znajdowała się na terenie Szkocji. Jego celem ma być rozwój 8 GW w OZE do 2030 r. Podmiot ma dysponować budżetem ponad 8 mld funtów i wspierać finansowanie projektów i łańcuchów dostaw. Sektor wiatrowy ma nadzieje, że GB Energy pomoże w rozwiązaniu bolączek, z którymi aktualnie mierzą się deweloperzy morskich wiatraków
Zobacz również: Gigawaty wiatraków wypłyną ze Świnoujścia, ale nie ten pierwszy
Koreańskie LG liczy, że Chińczycy pomogą im w Europie
– LG Energy Solution prowadzi rozmowy z trzema chińskimi dostawcami, którzy mogą pomóc południowokoreańskiemu koncernowi w produkcji tanich baterii do pojazdów elektrycznych na rynek europejski – donosi Reuters.
Agencja podkreśla, że LGES podejmuje te działania w obliczu ostatnich wydarzeń, czyli nałożenia przez Komisję Europejską dodatkowych ceł – do maksymalnie 38 proc. – na samochody elektryczne produkowane w Chinach, co zaostrzy konkurencję o klienta na elektryki.
Popyt w tym segmencie rynku osłabł w ostatnich kwartałach, a jednocześnie rośnie presja na dostawców baterii spoza Chin, aby obniżyli koszty – tak, aby zachodnim producentom samochodów łatwiej było rywalizować z chińskimi producentami elektryków. Auta z Państwa Środka – mimo nałożonych karnych ceł – wciąż pozostają konkurencyjne w stosunku do pojazdów produkowanych w Europie.
Według firmy badawczej SNE Research południowokoreańscy producenci baterii, czyli poza LGES jeszcze Samsung SDI i SK On, po pięciu miesiącach 2024 r. mieli łącznie 50,5 proc. udziałów w europejskim rynku baterii do pojazdów elektrycznych, z czego 31,2 proc. przypadło na LGES. Chińscy konkurenci mieli 47,1 proc. rynku, a największym z nich był CATL (34,5 proc.).
SNE Research wskazuje, że większość z produkowanych obecnie baterii jest niklowych lub litowo-żelazowo-fosforanowych (LFP). Te pierwsze, stosowane m.in. przez Teslę, pozwalają zmagazynować więcej energii, co pozwala zwiększyć zasięg samochodu.
Jednocześnie z uwagi na stosowane materiały są one bardziej kosztowne od mniej pojemnych baterii LFP, które choć mają mniejszą pojemność, to są istotnie tańsze. Z nich głównie korzystają chińscy producenci samochodów, m.in. BYD, czyli największy rywali Tesli. Firmy z Korei Południowej dotychczas specjalizowały się w bateriach niklowych i teraz chcą rozszerzyć portfolio o baterie LFP, w których dominują Chińczycy.
Reuters podaje, że według prognoz popyt na pojazdy elektryczne ma się odrodzić w Europie za około półtora roku, a dłużej potrwa to w USA – od 2 do 3 lat. LGES liczy, że grupie uda się obniżyć koszty produkcji baterii LFP do poziomów porównywalnych z chińską konkurencją w ciągu trzech lat. Natomiast Maroko, Indonezja i Finlandia to trzy potencjalne lokalizację, w których LGES rozważa ich produkcję na rynek europejski. Obecnie koncern ma w Europie fabrykę baterii litowo-jonowych koło Wrocławia.
Zobacz też: Recykling baterii litowo-jonowych: Polska liderem UE
Pekin szykuje się na surowcowe problemy?
– Pomimo trwającego spowolnienia gospodarczego Chiny zwiększają import zbóż i surowców energetycznych – ropy i gazu. Rosnące zapasy strategiczne przy jednoczesnym rozwoju potencjału militarnego Państwa Środka może budzić niepokój o przyczyny działań Pekinu – pisze „The Economist”.
Brytyjski tygodnik podkreśla, że w ciągu ostatnich dwóch dekad szybkiego rozwoju Chiny pochłonęły ogromne ilości surowców. Populacja kraju stała się większa i bogatsza, co zwiększyło zapotrzebowanie na żywność. Pędząca gospodarka potrzebowała też coraz więcej energii.
Jednak kryzys na rynku nieruchomości oraz słabsze od oczekiwanego odbudowanie koniunktury po pandemii COVID-19 sprawia, że Chiny notują słabszy wzrost niż w minionych latach. Władze zwiększają też nacisk, aby zmniejszać zależność wzrostu gospodarczego od energochłonnych i emisyjnych branż przemysłu ciężkiego.
To wszystko powinno sprawiać, że chiński popyt na surowce powinien wyraźnie spadać. Jest jednak odwrotnie, bo w 2023 r. Chiny zwiększyły ogólny import o 16 proc., a po pierwszych pięciu miesiącach tego roku wzrost wynosił 6 proc. Rosnący import nie znajduje odzwierciedlenia w rosnącej konsumpcji. Zamiast tego Chiny gromadzą zapasy w szybkim tempie mimo, że ceny towarów na globalnym rynku pozostają dosyć wysokie.
Decydenci w Pekinie mogą zatem być zaniepokojeni nowymi zagrożeniami geopolitycznymi, m.in. ponownym dojściem Donalda Trumpa do władzy w USA, który mógłby spróbować blokować kluczowe szlaki dostaw lub wpływać na kraje sprzedające surowce Chinom, m.in. na Australię, Chile czy Brazylię. W przeszłości Trump prowadził „jastrzębią” politykę handlową wobec Chin i zapowiada, że przyjmie ostry kurs wobec Pekinu, jeśli wróci do Białego Domu.
Choć Chiny są „fabryką świata”, to ich przetwórstwo przemysłowe jest mocno uzależnione od importu – w przypadku wykorzystywanych metali jest to chociażby 70 proc. boksytów, czy 97 proc. kobaltu. Podobnie jest z gazem ziemnym i ropą naftową, których import pokrywa kolejno 40 oraz 70 proc. zapotrzebowania. Chińskie zdolności magazynowe ropy i gazu szybko rosną w ostatnich latach i analitycy spodziewają się dalszego wzrostu. Budowane są też kolejne terminale do importu LNG.
Gromadzenie zapasów przez Pekin może niepokoić, gdyż globalnie ma wpływ na inflację, a jednocześnie – zwłaszcza dla USA – może budzić domysły, że nie jest działanie obronne wobec potencjalnych restrykcji handlowych, tylko zabezpieczenie zasobów na wypadek konfliktu, chociażby próby inwazji na Tajwan. Na razie jednak skala zapasów bardziej sugeruje tę pierwszą opcję, ale dalsze poczynania Chin wymagają dużej uwagi.
Zobacz też: Polska dogoniła Chiny w energetyce