Spis treści
Donald Tusk, jako wytrawny w końcu polityk, chciał mieć pozytywny „przekaz dnia”podczas wizyty w Warszawie prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełeńskiego. Polska, przynajmniej w sferze deklaracji utrzymałaby w ten sposób miejsce w czołówce pomagających Ukrainie.
Do tego dochodzi pokazanie górnikom, że rząd myśli o spaleniu rosnących zwałów węgla. Produkcja energii elektrycznej z węgla spada, w przypadku kamiennego w ostatnich miesiącach udział tego paliwa oscyluje w okolicach 40%. I nic nie wskazuje, aby ten trend miał się zmienić. W maju przy elektrowniach leżało ponad 7 mln ton węgla. A kolejne ponad 5 mln ton zalega przy kopalniach.
Wyłączenie eksportu prądu spod ETS jest propozycją zupełnie nierealistyczną, bo wymagałoby zmiany unijnych rozporządzeń i dyrektyw, w dodatku jest to „łapanie się lewą ręką za prawe ucho”. Przecież za prąd wyeksportowany na Ukrainę można by po prostu zapłacić z unijnej kasy. Ale tak naprawdę nikt z takim pomysłem nie wystąpi, bo… tego prądu nie da się przesłać.
Prąd to nie czołgi
Po ataku Rosji na Ukrainę państwo to wraz z Mołdawią dokonało skoku w przód, synchronizując swoje sieci z obszarem Europy kontynentalnej (CEN) sporo przed planowanym terminem. Nic złego się nie stało, wszystko działa jak powinno. Polski operator PSE wraz z Ukraińcami w rekordowym czasie ożywili starą i nieużywaną linię Rzeszów – Chmielnicka Elektrownia Jądrowa, przerabiając ją z 750 kV na 400 kV, umożliwiając w ten sposób przesył między obydwoma krajami.
Tyle, że europejscy operatorzy skupieni w ENTSO-E wprowadzili ograniczenia w przepływach energii na profilach Ukraina – jej sąsiedzi. Obecnie limit w eksporcie na Ukrainę i do Mołdawii wynosi 550 MW, a w imporcie 1700 MW.
Polska nie ma też najkorzystniejszej sytuacji, jeśli chodzi o dostęp do ukraińskiej sieci. Linia Rzeszów – Chmielnicka w założeniu miała służyć do importu prądu z ukraińskiej elektrowni jądrowej. Dlatego kończy się (albo zaczyna – zależy od punktu widzenia) przy tej siłowni. W praktyce, jeśli elektrownia działa pełną parą, to miejsca na prąd z Polski w sieci nie ma.
Kto „wrobił” premiera w nieprzygotowany kompletnie pomysł, który miał od początku szanse zaistnienia wyłącznie w mediach, to pytanie, które szuka odpowiedzi. I wcale nie musi jej znaleźć, bo może od początku chodziło o efekt medialny?
Węgry robią interesy ze wszystkimi. Do czasu?
Znacznie lepsze warunki dla eksportu mają Węgry i Rumunia. Oba te państwa mają bezpośredni dostęp do ukraińskiej sieci 750 kV. A Węgrzy mają linię, która biegnie do jednego z węzłów ukraińskiej sieci 750 kV, a nie do elektrowni. Dodatkowo Węgry, Rumunia i Słowacja mają dostęp do innego węzła sieci za pomocą kilku linii 400 kV. W teorii mogą więc zaopatrywać dużą część Zachodniej Ukrainy.
O ile z Polski na wschód płynie 300 MW, może chwilami 600 MW, to Węgrzy w ostatnich miesiącach słali i 1000 MW. A dla Słowacji między 500 a 700 MW to w zasadzie norma.
Sama Ukraina nieźle sobie radzi z eksportem prądu do Rumunii linią 750 kV z elektrowni Południowoukraińskiej Elektrowni Atomowej. Energia praktycznie płynie nią na południe cały czas.
Natomiast w kierunku innych państw eksport spadł znacząco po serii rosyjskich ataków na sieci i elektrownie z kwietnia i maja. Na koniec maja Ukraina dysponowała zaledwie 10 GW działających mocy z 40 GW przed wojną. Dodatkowo 7 GW pochodzi z trzech elektrowni jądrowych, a 2 GW z OZE. Poważny problem jest ze źródłami dyspozycyjnymi, do bilansowania, czyli z jednostkami konwencjonalnymi i hydroenergetyką. Te ostatnie stały się bowiem głównymi celami rosyjskich ataków. Zniszczeniu uległo też sporo punktów sieci, a bez nich energia z Zachodu nie dotrze tam gdzie trzeba.
Z przyczyn sieciowych możemy więc wysyłać na Ukrainę wielokrotnie mniej niż Słowacja, Rumunia, czy przede wszystkim Węgry. Bez przebudowy sieci po stronie ukraińskiej sytuacja ta nie zmieni się.
Paradoksem jest tu, że największym dostarczycielem prądu na Ukrainę jest kraj niemal otwarcie jej wrogi i utrzymujący doskonałe stosunki z Rosją, czyli Węgry Viktora Orbana. Rządzona przez Roberta Fico Słowacja także do najzagorzalszych wrogów Kremla nie należy. A też eksportuje niemało.
Ale wkrótce mogą pojawić się problemy. Ukraina obłożyła sankcjami Łukoil i przerwała tranzyt ropy tego koncernu do jego odbiorców na Węgrzech i na Słowacji – przede wszystkim do rafinerii koncernu MOL. Rządy obu krajów zareagowały gniewnie i domagają się interwencji Komisji Europejskiej. Węgierskie MSZ już napomknęło, że w przypadku utrzymującej się blokady tranzytu ropy, eksport energii z Węgier może ustać.