Czy oferta RWE dla Warszawy oznacza, że coś się dzieje na rynku prądu dla gospodarstw domowych? Niestety, na prawdziwą walkę o klienta poczekamy.
Warszawskie RWE było jedyną firmą, które o 2 proc. podniosło ceny na początku 2013 roku. Reszta dostawców energii – państwowe Polska Grupa Energetyczna, Tauron, Enea i Energa podporządkowały się decyzji Urzędu Regulacji Energetyki i zamroziło ceny dla gospodarstw domowych. Kilka dni temu RWE zdecydowało się obniżyć ceny o 4 proc. i rozpoczęło wielką kampanię reklamową. Na wzór „darmowych minut” oferowanych przez telekomy daje klientom darmowe kilowatogodziny – nawet do 800 kWh, jeśli zwiążemy się umową do 2016 r. Biorąc pod uwagę, że przeciętne gospodarstwo domowe zużywa 2 tys. kWh rocznie, to można do 2016 r. zaoszczędzić powyżej 200 zł. Ale jest też haczyk – za wypowiedzenie umowy przed terminem trzeba zapłacić karę 25 zł miesięcznie. Na razie RWE jest zadowolone. – Mamy bardzo pozytywny odbiór, już po kilku dniach nowe umowy podpisało 10 tys. klientów – mówi nam Janusz Moroz, wiceprezes RWE.
Moroz, podobnie jak kilku innych kluczowych menedżerów energetyki m.in. szef PGE Krzysztof Kilian i prezes Energi Mirosław Biliński, pracował wcześniej z telekomunikacji. Widać, że standardy z tamtego sektora, m.in. twardą walkę o klienta i promocje próbują oni zastosować w nowej „działce”. Stąd wzięły się podpisywane obecnie sojusze firm energetycznych i telekomunikacyjnych. PGE zawarło alians z Orange, Tauron z T- Mobile, a RWE z Netią (więcej można o tym przeczytać na na wysokienapiecie.pl i wyborcza.biz.
Oczywiście wpływ na obniżkę cen ma to co dzieje się na rynku hurtowym. A tam ceny prądu spadły z 200 zł za MWh do 150. Nic dziwnego, że Urząd Regulacji Energetyki oczekuje od firm, które wciąż przedstawiają swoje cenniki do zatwierdzenia, aby od lipca obniżyły ceny. Firmy niespecjalnie mają na to ochotę, choć sprzedaż prądu dla gospodarstw domowych nie jest już – jak jeszcze kilka lat temu – deficytowa.
Czy zagrywka RWE oznacza, że naprawdę zaczęła się walka dostawców prądu o gospodarstwa domowe? Niestety, za wcześnie na taką diagnozę. Oferta RWE jest skierowana wyłącznie do dotychczasowych klientów – warszawiaków, a kampania prowadzona tylko w stolicy. To nie znaczy, że mieszkańcy Gdańska czy Poznania są skazani na swych dotychczasowych dostawców. Mogą ich zmienić – pytanie jednak czy to się opłaca.
Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jakie będą ceny prądu w hurcie za rok czy dwa, a od tego zależą nasze rachunki. Jeżeli zwiążemy się z jakąś firmą do 2016 r. to ryzykujemy, gdy w międzyczasie ceny spadną i pojawią się lepsze, konkurencyjne oferty. A jeśli nie podpiszemy długoterminowej umowy z rabatem, to ryzykujemy, gdy ceny wzrosną. Na szczęście w grę nie wchodzą duże sumy.
Od liberalizacji rynku w 2007 r. dostawcę prądu zmieniło 94 tys. gospodarstw domowych. To ułamek spośród 13,5 mln, w dodatku duża część z nich to pracownicy samych firm energetycznych, którzy dostawali rabaty. W tym samym czasie zrobiło to 74 tys. przedsiębiorstw. Walka o rynek wielkich firm i instytucji (gmin, urzędów) jest wyjątkowo zażarta, potentaci jak Arcelor, Mittal czy Orlen zmieniają dostawcę nawet kilka razy w roku.
Na rynek gospodarstw domowych wchodzą nowi niezależni gracze – np. firma Duon czy Energetyczne Centrum. Co ostatni nie grali niestety fair – oferowali niższe ceny energii, ale wysokie „opłaty dodatkowe”, które sprawiały, że zmiana sprzedawcy była nieopłacalna. Firma została ukarana przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Czy zatem warto zmienić dostawcę prądu? Rzut oka na kalkulator cen energii przygotowany przez Urząd Regulacji Energetyki nie jest zachęcający – niemal przy każdej ofercie, która teoretycznie daje oszczędności jest ostrzegawcza żaróweczka z napisem „Uwaga, dodatkowe opłaty”. Trzeba bardzo uważnie czytać umowy, aby nie dać się złapać w pułapkę.
Choć sama zmiana sprzedawcy jest bardzo prosta ( nowy dostawca załatwi wszystko za nas) to sumy, które możemy zaoszczędzić nie są zbyt zachęcające. Dla przeciętnego gospodarstwa domowego są to oszczędności rzędu kilku zł miesięcznie ( zależy to od regionu kraju). To nie znaczy, że nie warto próbować. Przede wszystkim powinni wziąć to pod uwagę ci, którzy zużywają bardzo dużo prądu, np. ogrzewając nim mieszkanie.
Zniechęcać może też fakt, że w przypadku zmiany dostawcy będziemy musieli płacić dwie faktury – jedną za sprzedaż prądu, drugą za jego dystrybucję czyli dostarczenie do klienta. Dystrybutora nie można zmienić, to naturalny monopolista, dlatego jego cena zawsze będzie zatwierdzana przez URE. Firmy energetyczne pracują nad standardem tzw. umowy kompleksowej, która umożliwi wystawienie jednej faktury dla klienta. Być może pojawi się od 2014 r.
Wreszcie warto pamiętać o jednym. Kiedy już klienci przekonają się, jak łatwo zmienić dostawcę prądu, to liczba tych, którzy to robią, stale rośnie. Niemcy zaczynały w 2006 r. od 690 tys. gospodarstw domowych, dziś liczba tych, którzy przynajmniej raz zmienili dostawcę sięga 4 mln.