Spis treści
Podwyżka cen energii najwyższa od 30 lat
Większość przekazów medialnych dotyczących cen prądu straszy nas podwyżkami. Powód jest prosty: to się lepiej klika, ogląda i słucha. Im większe negatywne emocje wzbudzi w nas materiał, tym dłużej się na nim skupimy i tym większe przychody z reklam osiągnie wydawca lub nadawca. Oczywiście, nie każdy materiał jest na to obliczony.
Obiektywnie rzecz biorąc od lipca czekają nas najwyższe podwyżki cen prądu dla przeciętnego gospodarstwa domowego (o ok. 27%) od 30 lat, a więc momentu w którym dusiliśmy galopującą inflację. Od 1 lipca rodzina Kowalskich, zamiast obecnych 150 zł, wyda na prąd 190 zł miesięcznie. Stanie się tak jednak tylko dlatego, że pozostałe 60 zł do rachunku za prąd, Kowalscy dopłacą z podatków, jakie uiszczają oni sami czy należące do nich firmy. Podstawowe prawa ekonomii ciężko bowiem oszukać.
Zobacz więcej: Ceny energii wzrosną mniej. Senat przyjął poprawkę
Rachunki za prąd mają coraz mniejsze znaczenie w naszych portfelach
Chociaż 40 zł miesięcznego wzrostu kosztów nie wydaje się spektakularną wartością, to niemal każda podwyżka cen prądu urasta do rangi problemu narodowego. Tymczasem, gdyby spojrzeć na liczby, to wysokość cen prądu pewnie nie znalazłaby się nawet wśród 10 najistotniejszych dla budżetów gospodarstw domowych. Pisaliśmy o tym wielokrotnie, choćby tutaj: Rekompensaty za wzrost cen prądu będą łączone z dodatkiem maślanym. Znacznie istotniejszymi zagadnieniami dla naszych portfeli są choćby koszty ogrzewania, paliw płynnych, produktów spożywczych, usług zdrowotnych czy wysokość opodatkowania dochodów.
O podwyżkach cen prądu słyszymy jednak tyle, że możemy nabrać przeświadczenia, że to może i nie był specjalnie istotny element naszych domowych budżetów, ale właśnie się nim staje, bo prąd jest coraz droższy, a my zużywamy go coraz więcej. Nic bardziej mylnego.
Zobacz także: Wszystkie problemy zostaną rozwiązane w następnym kwartale
Od 1990 roku średnie zużycie energii w gospodarstwie domowym niemal się nie zmieniło (poprawa efektywności energetycznej urządzeń RTV i AGD rekompensuje wzrost liczby tych urządzeń). Od 30 lat wynosi ono nieco poniżej 2000 kWh energii elektrycznej rocznie.
Prąd od 1990 podrożał 50-krotnie, ale…
Podobnie jest z ceną prądu. Owszem, w wartościach nominalnych rośnie ona wręcz spektakularnie – w sumie prąd podrożał 50-krotnie od 1990 roku. Jednak w wymiarze realnym, prąd jest dla Polaków coraz tańszy, bowiem nasze pensje wzrosły w tym okresie zarówno nominalnie, jak i realnie.
Zebraliśmy dla Was dane o cenach prądu i płacach z ostatnich 125 lat, aby pokazać to w naprawdę długim horyzoncie czasowym.
Ile prądu można było kupić za pensję w ciągu ostatnich 125 lat?
Przed I wojną światową słabo opłacany robotnik w Królestwie Polskim za miesięczną pensję mógł sobie pozwolić na zakup ok. 80 kWh energii elektrycznej (gdyby tylko jego mieszkanie, jakimś cudem, zostało podłączone do jednej z pierwszych miejskich sieci). Przed II wojną światową było to już niemal 200 kWh. W 1949 roku jego siła nabywcza wzrosła do 500 kWh i dzięki utrzymywaniu „zamrożonej” ceny prądu (30 gr/kWh) aż do 1963 roku, siła nabywcza najniższej pensji wzrosła w tym czasie aż do 1700 kWh. Za sprawą tego mrożenia energetyka i górnictwo węglowe generowały już jednak tak ogromne straty, że w 1963 roku cenę trzeba było „urealnić”, podnosząc niemal z dnia na dzień o… 130%. Siła nabywcza robotniczej pensji spadła wówczas o 1000 kWh i ponownie zaczęła się wspinać dzięki kolejnemu „mrożeniu” cen na tym samym poziomie (90 gr/kWh) przez kolejne… 20 lat.
W stanie wojennym cena prądu znowu co prawda wzrosła o 100%, ale wzrosty płac były nie mniejsze, wobec czego w latach 1983-1984 za minimalną krajową można było kupić najwięcej prądu w dotychczasowej historii – aż 3000 kWh. Jedną przeszkodą w rozkoszowaniu się tanim prądem był jego chroniczny brak. Równoczesny wzrost cen i płac, ku zdziwieniu towarzyszy z PZPR, nie doprowadził do osiągnięcia upragnionej równowagi rynkowej, w którym to stanie popyt odbiorców spotyka się z podażą wytwórców.
Po ponownym „urealnieniu” cen na początku lat 90., siła nabywcza minimalnej pensji spadła z 3000 do niewiele ponad 1100 kWh. Zaraz po tym ponownie zaczęła się jednak wspinać, bo przez ostatnie 34 lata wzrost płac był szybszy od wzrostu cen prądu. Trendu tego nie zmieniły ani gigantyczne nakłady na ograniczenie emisji zanieczyszczeń z elektrowni, ani rozwój odnawialnych źródeł energii, ani koszty uprawnień do emisji CO2, ani unijny „Zielony Ład”. W tej chwili za minimalną pensję krajową kupimy najwięcej energii elektrycznej w historii – blisko 3600 kWh.
Dla najsłabiej zarabiających, prąd jest dziś najtańszy w historii
Od 1 lipca, jeżeli uwzględniamy bon energetyczny dla najbiedniejszych 3,5 mln rodzin, wskaźnik dostępności energii za minimalną pensję krajową de facto się jeszcze poprawi. Teoretycznie, po uwzględnieniu podwyżek cen prądu z 90 gr do 1,15 zł/kWh, za minimalną pensję kupimy mniej (tylko 2800 kWh), ale przy przeciętnym zużyciu 2000 kWh rocznie i po otrzymaniu bonu energetycznego w wysokości 300 zł, rodzina Kowalskich o niskich dochodach realnie wyda na prąd w drugiej połowie 2024 roku średnio po 85 gr/kWh. Rzeczywista dostępność cenowa dla najbiedniejszych rodzin, które otrzymają bon, w drugiej połowie 2024 roku będzie więc jeszcze wyższa niż obecnie.
Ze średnią pensję kupimy mniej prądu niż za Gierka i Jaruzelskiego
Podobnie sytuacja wygląda w przypadku średniej pensji krajowej. Chociaż, w stanie wojennym, za średnią pensję moglibyśmy kupić jeszcze więcej prądu, sprzedawanego po zaniżonych cenach, niż obecnie. Według statystyk GUS, średnie redukcje poboru mocy w grudniowych szczytach poboru (czyt. odłączanie odbiorców od sieci), na przełomie lat 70. i 80. przekraczały 1 GW, a więc ok. 5% ówczesnego zapotrzebowania. Ceny prądu były po prostu oderwane od realiów gospodarczych.
A jak z dostępnością prądu na tle innych towarów?
Pocieszającym jest fakt, że się bogacimy. Wydatki na prąd, wodę czy żywność stanowią coraz mniejszy odsetek naszych wydatków. Jednak być może prąd, po 35 latach od transformacji, powinien być realnie jeszcze tańszy? Sprawdziliśmy to na przykładzie tylko jednego towaru – samochodów osobowych. Dzięki GUS znamy dokładną cenę Poloneza z lat 90. I porównaliśmy go do Skody Scali. Dostępność cenowa takiego auta w przeliczeniu na minimalną pensję krajową wzrosła przez ostatnich 30 lat dwukrotnie. Dostępność cenowa energii elektrycznej wzrosła w tym czasie trzykrotnie.