Spis treści
COP21, konferencja klimatyczna ONZ w Paryżu – Le Bourget, kończy się zawarciem globalnego porozumienia. Z tarczą wracają zwolennicy rezygnacji z paliw kopalnych i transformacji energetyki.
Tekst porozumienia miał być gotowy w sobotę rano. Kiedy okazało się, że nie udało się go wynegocjować i konferencji grozi fiasko, francuscy delegaci ściągnęli prezydenta Francois Hollande’a. Ten wygłosił dramatyczne przemówienie, ostrzegając przed zerwaniem konferencji i powtórką z Kopenhagi w 2008 r. – Kopenhaga to była obsesja Francuzów, za wszelką cenę nie chcieli dopuścić do fiaska – opowiada nam uczestnik negocjacji.
Według naszych informacji szczególnie nerwowo zrobiło się na kilka godzin przed ostatecznymi rozstrzygnięciami. Dało się to odczuć szczególnie w czasie konferencji, która odbyła się w sobotę 12 grudnia przed południem.
– Jesteśmy dziś bliscy ostatecznego rozstrzygnięcia. Porozumienie jest ambitne, ale zrównoważone – obiecywał wtedy prezydent COP21 Roland Fabius. Zapewniał, że udało się osiągnąć wszystkie cele, które od początku przyświecały negocjacjom.
– Redukcja emisji staje się interesem każdego. Celem nie jest przeforsowanie naszych indywidualnych stanowisk, ale znalezienie wspólnego balansu – apelował Fabius. I podobnie jak Hollande podkreślał, że nikt nie chce powtórzenia sytuacji ze szczytu w Kopenhadze. W podobnie patetycznym tonie wypowiadał się sekretarz generalny ONZ Ban Ki-moon. Ale tekstu porozumienia wciąż nie było.
Na 17.30 wyznaczono kolejna tzw. plenarkę, czyli posiedzenie wszystkich delegatów. W międzyczasie Francuzi przystąpili do „rozmiękczania” opornych krajów. O swoje postulaty walczyli jeszcze Turcy – chcieli być zaliczeni do krajów, którym należy się pomoc. Państwa afrykańskie zabiegały o utworzenie z nich osobnej grupy, do której pomoc miała trafiać w pierwszej kolejności. Co dokładnie obiecał im Fabius, to już pozostanie na razie tajemnicą, ale poskutkowało. Przed godz. 19 ogłoszono, że jest porozumienie. Wśród delegatów zapanował niebywały entuzjazm, Fabius wyglądał na wzruszonego.
Co właściwie wynegocjowano
Porozumienie zakłada, że każdy kraj dobrowolnie wyznaczy sobie cel redukcji emisji i będzie się go trzymał. To powinno doprowadzić do ograniczenia wzrostu temperatury do „znacznie poniżej dwóch stopni Celsjusza”. Jednocześnie uczestnicy porozumienia „podejmą wysiłki” w celu ograniczenia wzrostu temperatury do 1,5°C. Francuzom udało się więc trochę podkręcić tekst, bo wersja porozumienia z piątku mówiła tylko o dwóch stopniach.
Wychodząc naprzeciw postulatom krajów rozwijających się Francuzi już dzień wcześniej wykreślili z tekstu wszystkie odniesienia do sektora transportu. Zniknęły też zapisy dotyczące długoterminowego celu redukcji emisji CO2 – 40-70 proc. lub 70-95 proc. do 2050 r. w porównaniu z 2010 r. o czym pisaliśmy tutaj: Trwa rozmiękczanie porozumienia COP21.
– UE osiągnęła wszystkie swoje cele – opowiada nam uczestnik negocjacji. – Udało się przystopować postulaty zwiększenia inwestycji państw rozwiniętych w krajach rozwijających się dzięki wpisaniu ich do innego dokumentu.
Kraje rozwijające się dostaną do 2020 r. 100 mld dol. inwestycji na cele związane z klimatem. Pieniądze te będą rozliczane w ramach Green Climate Fund (GCF). Konstrukcja jest taka, że do tej puli liczą się wszystkie inwestycje z krajów rozwiniętych, zarówno prywatne jak i pomoc rozwojowa państw. Z tego 60 mld dol. już zostało „zaliczone” więc do zrobienia zostało tylko 40. Polska ustami premier Beaty Szydło zadeklarowała 8 mln dol.
– Bardzo się cieszę, że porozumienie zostało zawarte. To naprawdę doskonała wiadomość – mówi nam Marcin Korolec, były minister środowiska i pełnomocnik ds. polityki klimatycznej w rządzie PO.
COP21 a sprawa polska
Nasza delegacja zabiegała o wprowadzenie do tekstu porozumienia fragmentu o „neutralności emisji”. Mogłoby to oznaczać bilansowanie przez każdy kraj wydzielanego i pochłanianego CO2. Ostatecznie sformułowanie to wypadło z tekstu, zostały za to ważne zapisy o roli lasów i ich ochronie.
Co jeszcze porozumienie oznacza dla naszego kraju? Przede wszystkim można już porzucić myśli o tym, że UE zrewiduje swoją politykę klimatyczną. Zapis o możliwej rewizji po COP 21 znalazł się na żądanie strony polskiej w konkluzjach szczytu klimatycznego w październiku 2014 r. Sukces konferencji paryskiej oznacza, że nie tylko żadnej rewizji nie będzie, ale nie wiadomo nawet czy będzie jakakolwiek dyskusja. – Trzeba będzie spróbować przeżyć z 40 proc. celem redukcji CO2 do 2030 r. W naszej wewnętrznej dyskusji musimy sobie odpowiedzieć na pytanie czy chcemy umiemy zrealizować zobowiązania wynikające z członkostwa w UE. Zaś mówienie o tym, że to polityka klimatyczna zabija nasz węgiel, to zabobon i przerzucanie odpowiedzialności na kogoś innego – zżyma się były minister.
Czy dzisiejsze porozumienie okaże się „historyczne” jak przekonywali zadowoleni z siebie delegaci? To dopiero początek procesu. Wiele zależy od wyniku wyborów w USA. Porozumienie w przeciwieństwie do Protokołu z Kioto nie ma charakteru wiążącego traktatu międzynarodowego. Barack Obama nie byłby w stanie uzyskać, zgodnie z konstytucją USA, jego ratyfikacji w Senacie. Jeśli wybory wygrają Republikanie, wśród których wielu w ogóle kwestionuje zmiany klimatyczne, to niewykluczone, że ogłoszą iż nie zamierzają przestrzegać porozumienia. Z drugiej jednak strony USA redukują emisje bardzo szybko dzięki zastępowaniu węgla gazem łupkowym.
Niewątpliwie porozumienie w Paryżu oznacza, że siła argumentów zwolenników polityki klimatycznej i radykalnej transformacji energetyki będzie coraz większa. Pytanie czy polski rząd zamierza pozostać w węglowych Okopach Św. Trójcy czy też przekona się, że od transformacji energetyki nie ma odwrotu a zadaniem rządu powinno być znalezienie optymalnej dla polskiej gospodarki ścieżki zmian?