Menu
Patronat honorowy Patronage
  1. Główna
  2. >
  3. Technologia
  4. >
  5. Atom
  6. >
  7. Trzy atomowe karty leżą na stole. Rząd wybierze ofertę z….

Trzy atomowe karty leżą na stole. Rząd wybierze ofertę z….

Koreańska, francuska a może amerykańska? Oceniamy leżące na stole oferty budowy pierwszej polskiej budowy elektrowni atomowej.
Atomowa
Atomowa

Decyzja jest polityczna, co zresztą wszyscy chętni mniej lub bardziej otwarcie przyznają. Chociażby dlatego, że oznacza związek na 100 lat. Co prawda, gdy 10 lat temu japońskie Hitachi podpisywało z rządem Wielkiej Brytanii deklarację o budowie elektrowni jądrowych i kupowało za 700 milionów funtów projekt Horizon, to też była mowa o 100 latach partnerstwa, a przetrwało tylko 8 lat, zanim projekt został zarzucony. Ale tak czy inaczej decyzja jest polityczna i będzie musiał ją podjąć rząd. Wypadało by więc, żeby dla każdego przypadku zważył potencjalne korzyści polityczne oraz stronę ekonomiczną każdej z ofert. 

O oferowanych technologiach napisano już bardzo wiele, więc ograniczymy się do szybkiego przypomnienia, z czym możemy mieć do czynienia. Nie mamy oczywiście tej wiedzy, którą ma rząd, dawkujący ją zresztą bardzo oszczędnie. Brakuje rządowej informacji czym różnią się poszczególne oferty, jakie są warunki finansowania itd. Nie słychać też aby o większą jawność procesu wyboru dostawcy upominała się opozycja. W końcu pierwsza elektrownia atomowa to program tylko za 60 mld zł, politycy- jak w starej żydowskiej anegdocie- modlą się o znacznie większe sumy.

Coś niecoś jednak wiadomo.

Wszystkie proponowane Polsce reaktory z grubsza spełniają wymagania Programu Polskiej Energetyki Jądrowej. Są odpowiednio bezpieczne, duże – powyżej 1 GW mocy z jednego bloku, są wodno-ciśnieniowe (PWR) i są sprawdzone. To znaczy już gdzieś zostały zbudowane i działają. PPEJ mówi o reaktorach generacji III/III+, no i to co leży na stole jest co najmniej generacją III. Na dokładkę, ale to raczej naturalne, każdy producent twierdzi, że akurat jego produkt jest generacją III+, a reszta to co najwyżej III. Przy czym każdy ma swoje własne kryteria, które mają powodować, że można dopisać ten „+”.

Aby nie być posądzonymi o stronniczość, kolejność omawiania propozycji będzie alfabetyczna: Francja, Korea Płd. i Stany Zjednoczone (pisane jako „USA” też by były ostatnie). Spróbujemy wskazać silne i słabe strony każdej propozycji, przynajmniej w takim zakresie, o którym wiemy. Trzeba jednak pamiętać, że jeżeli uznamy, a jest to uprawnione, iż każda z technologii przedstawia mniej więcej ten sam, bardzo, ale to bardzo wysoki, poziom bezpieczeństwa, to o korzyściach danej oferty przesądzać będzie jej strona finansowa. Na przykład oprocentowanie spłaty długu zaciągniętego na budowę ma kapitalne znaczenie. W czasach niskiej informacji i stóp procentowych branża szacowała, że gdyby finansować się komercyjnie, na 7%, to koszty uśrednionej, przykładowej budowy będą dwa razy wyższe niż przy długu na 2% z państwowymi gwarancjami. Dzisiaj oczywiście takie procenty raczej już są nierealne, ale przykład ten daje pojęcie, jakie znaczenie mają warunki finansowania. Dla przypomnienia, polski rząd nie podał dotychczas jaki będzie model finansowych elektrowni atomowych, czyli w jaki sposób zaciągnięty dług zostanie spłacony ze sprzedaży energii elektrycznej. 

Francja – kiepska historia, ale kuchnia jest kompletna

Francuzi zaproponowali budowę 4 lub 6 reaktorów EPR o mocy 1650 MW każdy. Dla 4 sztuk ofertowy koszt overnight – bez kosztów finansowania – to 33 mld euro, dla 6 – 48,5 mld euro. Model finansowy – do wyboru polskiego rządu, EDF twierdzi, że używał różnych i może się dostosować do wyboru. I rzeczywiście, Francuzi u siebie zastosowali model Exeltium, czyli zrzutkę wielkich odbiorców prądu na budowę w zamian za tanią energię przez 25 lat. W Wielkiej Brytanii elektrownia Hinkley Point C powstaje na bazie kontraktu różnicowego, Sizewell C ma być oparte na modelu RAB (Regulated Asset Base), gdzie regulator kontroluje koszty, i ich przełożenie na końcową cenę dla konsumentów. Obiecywane budowy nowych EPR we Francji, z tego co wiadomo, mają mieć model składający się z elementów tych wymienionych wyżej. 

EDF deklaruje, że bez problemu spełni oczekiwanie objęcia 49% udziałów w spółce, która będzie inwestorem i operatorem, a francuski rząd – że ma szereg narzędzi żeby dostarczyć zarówno kapitał, jak i finansowanie dłużne. To ostatnie może zapewnić bank rozwojowy SFIL, w grę wchodzą też ubezpieczenia kredytów eksportowych.

atom polska zajaczek

Za EDF stoi cały kompleks przemysłowy, od kopalń uranu, fabryki najcięższych elementów wyspy jądrowej, produkcji turbin Arabelle dla EPR-ów, produkcji i przetwarzania wypalonego paliwa jądrowego. A ponieważ wszystko to jest państwowe (sam EDF wkrótce zostanie znacjonalizowany) polski rząd miałby za partnera państwo.

Francuzi zapewniają, że osiągną bez problemu oczekiwany przez stronę polską local content. Oceniają, że na początku byłby na poziomie 50% wartości, na końcu serii – 65-70%. Faktem jest, że wiele polskich firm dostarczało i dostarcza wiele elementów na budowy EPR.

Dodatkową korzyścią jest to, że Polska pozyskałaby mocnego sojusznika w Unii, na którego poparcie rząd mógłby liczyć w potencjalnych konfliktach z Komisją Europejską. Na pewno pozycja Polski w UE uległaby wzmocnieniu, gdyby wcześniej zręcznie sprawę rozegrać. Zatem politycznie wybór francuskiej oferty byłby bezwzględnie korzystny.

Za Francuzami wlecze się jednak fatalna historia budów EPR. Nie biorąc pod uwagę tych z Chin, to dwie pierwsze europejskie to prawdziwe katastrofy. Olkiluoto 3 z 15-letnim poślizgiem ruszał, ruszał, i w końcu chyba ruszył na dobre, osiągając w ostatnich dniach pełną moc. W grudniu ma się zacząć komercyjna eksploatacja. 

Natomiast ile cała ta impreza kosztowała, chyba nikt już nie wie. Na pewno kilka razy więcej niż zakładano. Także Flamanville 3 to kompletna klapa. Projekt na dziś ma 10 lat opóźnienia, a koszty pojedynczego reaktora sięgają już 13 mld euro. Szacunki opóźnienia i kosztów co jakiś czas są podnoszone, więc może to jeszcze nie koniec.

W Hinkley Point C, według informacji z maja tego roku pierwszy blok ma teraz ruszyć dopiero w czerwcu 2027, rok później nie planowano. A dodatkowe koszty to 3 mld funtów, czyli cała impreza ma kosztować 25-26 mld funtów. Dla przypomnienia, kiedy HP C dostało w 2016 r. zielone światło, koszty szacowano na 18 mld funtów. 

EDF i chińscy udziałowcy z CGN twierdzą, że wezmą te koszty na siebie i nie przerzucą ich na brytyjskich odbiorców energii. Głównym powodem miał być spadek tempa prac podczas pandemii. Koszt Sizewell B dziś szacuje się na 20 md funtów, nieco mniej niż w przypadku HP C. Według francuskich planów pierwszy polski EPR miałby być 9. w serii, przez co najważniejsze przyczyny opóźnień byłyby już wyeliminowane.

Oferta dla Polski jest zintegrowana, obejmuje całą inżynierię, budowę, eksploatację, personel, to pozwala uniknąć ryzyk związanych z obecnością kilku wykonawców i relacjami między nimi – zachwala szef warszawskiego oddziału EDF Thierry Deschaux.

Podsumowując, politycznie i finansowo francuska oferta na pewno jest korzystna, ale od strony technicznej mamy spory znak zapytania. Polski rząd musiałby brać obietnice w ciemno. 

Korea – wiemy jak to się robi, ale ta polityka…

Południowokoreański państwowy koncern KHNP zaproponował budowę 6 reaktorów APR1400 i współpracę w wielu dziedzinach. Koreańczycy deklarują np. transfer technologii budowy paliwa. Od strony finansowej koreańska oferta z pewnością jest mocna. KHNP gotowe jest objąć 49% udziałów w spółce celowej. Koncern sprecyzował nawet, że jest gotowy wnieść bezpośredni wkład finansowy, obejmując 20-30% z 49% udziałów w spółce, które przypadłyby partnerowi koreańskiemu. I byłby to bezpośredni zastrzyk gotówki – equity. Dług zapewniłyby K-EXIM i K-Sure – potężne rządowe instytucje wspierające eksport – najważniejszy z motorów koreańskiej gospodarki. Większość finansowania dłużnego pochodziła by od nich. Koreańczycy oceniają, że gwarancje finansowe polskiego rządu przy projekcie są niezbędne, im więcej, tym lepiej, bo to poprawia jego bankowalność. Możemy tu przypomnieć, że o takich gwarancjach polski rząd nawet się dotąd nie zająknął.

Za Koreańczykami stoi potężny przemysł. Paliwo produkuje Kepco NF, część czebola KEPCO, do którego należy też KHNP. Należąca do Doosan Enerbility olbrzymia fabryka w Changwon może wypuszczać rocznie 5 zestawów komponentów NSSS (Nuclear Steam Supply System), każdy składający się ze zbiornika reaktora, 2 generatorów pary, stabilizatora ciśnienia i 4 pomp cyrkulacyjnych. Doosan produkuje też turbiny i masę innego sprzętu dla energetyki, nie tylko w Korei, ale na całym świecie, w Europie też. Local content KHNP szacuje na poniżej 50% na początku, ale – w miarę przekazywania kompetencji do Polski – rósłby do 70%. Koreańczycy obiecują np. transfer technologii budowy paliwa. 

Politycznie wygląda to jednak ambiwalentnie. Z jednej strony Korea Płd. jest daleko, nie jest to strategicznych partner rangi Unii, czy USA, choć sporo inwestuje w Polsce. Kupiliśmy też tam ostatnio masę broni. Wybór KHNP pewnie zbliżyłby Polskę z Republiką Korei, ale politycznie nie miałoby to takiej rangi, jak wybór któregoś z dwóch pozostałych potencjalnych partnerów. 

Jedynym potencjalnie słabym punktem Koreańczyków jest możliwy spór z Westinghouse o eksport technologii. APR1400 to coś w rodzaju wnuka swojego amerykańskiego przodka, konstrukcji właśnie Westinghouse. Westinghouse twierdzi, że Koreańczycy muszą mieć zgodę i firmy, i amerykańskiego rządu na eksport technologii, i taką zgodę dostali w przypadku budowy elektrowni Barakah z Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Firma sugeruje więc, że w i przypadku Polski musiałaby się zgodzić. Koreańczycy twierdzą z kolei, że o nic nikogo nie muszą pytać, bo to co oferują ma już niewiele wspólnego z amerykańskim przodkiem. Potencjalny spór prawny wisi w powietrzu. 

Pewne wątpliwości może budzić, to, że reaktory APR1400 proponowane w Europie muszą się nieco różnić od tych w Emiratach i w Korei, ze względu na pewne wymagania regulacyjne. Menedżerowie koreańskiego koncernu oceniają jednak, że nie jest to wielki problem i da się go w miarę szybko załatwić.

Koreańczycy deklarują też najbardziej elastyczne podejście do umowy. – Korea jest krajem żyjącym z eksportu, zależy nam na tym, żeby elektrownia została zbudowana. Nie kłócimy się o to, co znaczą zapisy w umowie, tylko staramy się rozwiązać sam problem. Takie mamy podejście – tłumaczył nam jeden z koreańskich ekspertów od energetyki atomowej tomu, prof. Dong Wook Jeong.

Koreańczycy traktują kontrakt dla Polski bardzo prestiżowo – to pierwsza atomowa budowa w Europie. – Jeśli ryzyko finansowe wzrośnie, koreański rząd pożyczy więcej pieniędzy żeby KHNP przetrwało. Zdaniem profesora Koreańczycy są też w stanie zaakceptować mniejszy zysk, podczas gdy Francuzi i Amerykanie będą się starali „odkuć” w Polsce za straty na wcześniejszych budowach.

Prof. Dong zachęca też polski rząd aby nie wkładał wszystkich jaj do jednego koszyka czyli nie powierzał całego programu budowy 6 GW elektrowni atomowych jednej firmie. – Twórzcie konkurencję między projektami, zawsze konkurencja jest lepsza – przekonuje. W takiej konfiguracji Koreańczycy mieliby szansę dostać choć jedną budowę, bo – jak przyznaje prof. Dong – zdają sobie sprawę, że USA i Francja więcej znaczą w świecie niż Korea, więc polski rząd może podjąć decyzję sugerując się również argumentami politycznymi.

Bezwzględnie na korzyść KHNP, w zasadzie jako jedynego z chętnych, przemawia historia budów. Koreańczycy nigdy nie przestali budować nowych elektrowni, nie mają więc około 20-letniej przerwy, jak u Amerykanów czy Francuzów. U siebie mają trzy bloki w różnych fazach budowy, we wspomnianym projekcie Barakah uruchamiają właśnie blok numer 3 z czterech. I to bez większego – czytaj wieloletniego – opóźnienia, typowego dla projektów jądrowych. APR1400 działa już 5, za chwilę będzie ich 7, a w połowie dekady – 12.

Nowe władze Korei również przychylnie patrzą na atom, w odróżnieniu od poprzednich. 

Podsumowując, o ile polityczny efekt wyboru Koreańczyków nie będzie wielkim wydarzeniem, to od strony technicznej, no i finansowej Korea ma bardzo silne argumenty. Najsilniejsze ze wszystkich.

USA – jest „local content”, ale gdzie są pieniądze?

Westinghouse (Westinghouse) zaproponowało Polsce budowę 6 reaktorów AP1000. Technologicznie to pewnie najbardziej zaawansowana konstrukcja z proponowanych, głównie ze względu na zastosowane pasywne systemy bezpieczeństwa. Oznacza to, że jest stosunkowo prostsza od pozostałych. Ale dalej sprawy się komplikują. Procedurę składania amerykańskiej oferty opisuje międzyrządowe porozumienie. Zgodnie z nim, za amerykański grant w wysokości 10 mln $, wyłożonych przez USTDA firmy Westinghouse i Bechtel opracowały tzw. FEED – część techniczną. Podobno to kilka tysięcy stron z analizami i szacunkami kosztów overnight. Druga część to finansowa oferta ze strony rządu USA, i razem te dwie części składają się na CER (Concept Execution Report), który 12 września ambasador USA w Warszawie przekazał polskiemu rządowi. Zgodnie z porozumieniem międzyrządowym, polski rząd ma 30 dni na decyzję, czy bierze to co dostał do dalszych rozważań, czy nie. Ale kompletnej oferty finansowej w CER nie ma, ponieważ amerykański EXIM Bank jeszcze ją przygotowuje, co zresztą zdradził sam ambasador. To co jest? Z naszych informacji od amerykańskich rozmówców wynika, że coś w rodzaju zarysu, ogólnej idei finansowania.

Musimy się jednak jeszcze przyznać, że nie znamy przypadku w którym EXIM obejmowałby udziały w zagranicznych spółkach. Teoretycznie mógłby to zrobić DFC (US International Development Finance Corporation) czyli bank rozwojowy USA, który w 2020 zniósł w wewnętrznych regulacjach zakaz angażowania się w produkcję lub handel materiałami radioaktywnymi w tym reaktorami i ich elementami

Według samego DFC, w praktyce oznacza to, że amerykański rząd może za pośrednictwem banku rozwojowego angażować się finansowo w budowę za granicą elektrowni jądrowych o ile spełniają standardy bezpieczeństwa oraz z politycznego punktu wodzenia są korzystne dla USA, bezpieczeństwa, przemysłu i podatnika. Tyle, że o udziale DFC w polskiej ofercie na razie nic nie wiemy. Mamy wrażenie, że jeśli chodzi o finansowanie imprezy, to polski rząd dostał kota w worku.

Za Westinghouse nie stoi ani amerykański, ani w ogóle żaden przemysł, firma ma jedynie fabryki paliwa jądrowego. Gdyby jej oferta zostałą wybrana, to zamówienia na najważniejsze części trafiłyby do Korei, do …. Doosan Enerbility. Ale Westinghouse obiecuje, że przy pierwszych trzech blokach local content wyniesie 50%, a w całym programie zlecenia dla polskich firm mają sięgnąć 100 mld zł.

W odróżnieniu od konkurentów Westinghouse firma prywatna, co nie zmienia to pozytywnej oceny samej technologii, ale stawia pod znakiem zapytania kwestię, kogo polski rząd miałby po drugiej stronie i kto za co byłby odpowiedzialny. Wiadomo, że zarządzaniem poszczególnymi wykonawcami zajął by się Bechtel. 

Ta amerykańska firma to jeden z największych potentatów budowlanych na świecie i jeden z największych atutów amerykańskiej oferty.

Spędziliśmy z Bechtelem rok i wydaliśmy 10 mln $ na zrobienie szczegółowego, wiarygodnego szacunku kosztów i harmonogramu – mówi David Durham z Westinghouse, dodając, że oferty konkurencji na pewno nie są tak precyzyjne. 

Ahmet Topkinar, dyrektor odpowiedzialny za nuklearne operacje Bechtela twierdzi, że duże znaczenie ma fakt, że amerykańska oferta pochodzi od prywatnych firm. – W naszym przypadku local content czyli wkład krajowy może sięgnąć nawet powyżej 50 proc. wartości zamówienia – wyjaśnia amerykański menedżer w rozmowie z portalem WysokieNapiecie.pl. Jego zdaniem Koreańczycy i Francuzi nigdy tego nie osiągną, bo to państwowe firmy finansowane przez państwowe instytucje więc celem będzie maksymalizacja eksportu maszyn produkowanych w obu krajach. – Na budowie z Zjednoczonych Emiratach Arabskich KHNP  sprowadziła niemal wszystko z Korei. Tak samo byłoby w Polsce, tysiące Koreńczyków przyjechałoby na budowę – przewiduje Topkinar.

Bechtel zdążył tu już podpisać listy intencyjne z grupą polskich firm, m.in. z rozdającą ostatnio karty na energetycznych budowach grupą Polimex-Mostostal, Budimeksem, Zarmenem i Energoprojektem Katowice. – Stal, cement, duża część maszyn – wszystko to będzie produkowane w Polsce. Nie zamierzamy przywozić tutaj tysięcy ludzi z USA, bo dostępni są dobrze wykształceni pracownicy w Polsce.

Atom ranking 001
Skala od 1 do 5. Oczywiście ranking może ulec zmianie w przypadku ujawnienia przez rząd kolejnych szczegółów, ale szczerze mówiąc, jakoś na to nie liczymy

Podobnie jak w przypadku Francuzów, na Westinghouse cieniem się kładzie historia budów AP1000 w USA. Owszem, w Chinach te reaktory zbudowano i działają, tak jak francuskie EPR, ale projekty Vogtle i VC Summer trudno nazwać inaczej niż klapą. Przy budowie VC Summer w Karolinie Południowej klient stracił cierpliwość i projekt zawieszono. Vogtle dobiega końca z kilkuletnim opóźnieniem, w czasie którego Westinghouse zbankrutował i zostało kupione przez Kanadyjczyków. Budżet imprezy zostanie przekroczony dwukrotnie – zamiast 14 mld $ będzie to prawie 30 mld $. Dopiero gdy na plac budowy wszedł w 2017 r.  Bechtel, budowa elektrowni Vogtle ruszyła z martwego punktu.

Ale politycznie wybór wybór oferty amerykańskiej ma dla polskiego rządu liczne zalety. To utwardzenie strategicznego sojuszu, cementowanego wcześniej wielkimi zakupami uzbrojenia. Rzecz o tyle ważna, że w czasie wojny na Ukrainie to Amerykanie reagują najszybciej i najbardziej zdecydowanie. Sytuacja za wschodnią granicą jest mocno niepokojąca, dlatego zdecydowanie w interesie kraju jest trzymać z najmocniejszym. Amerykanów faworyzował były już pełnomocnik ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski. AP1000 trafił też do sporządzonego przez inwestora raporcie środowiskowym dla pierwszej elektrowni. Spółka Polskie Elektrownie Jądrowe tłumaczyła się dość mętnie, że coś tam musiała przyjąć w raporcie i tak wyszło, że przyjęła reaktor Westinghouse. I mimo zaprzeczeń, jakoby wyboru już dokonano, to zmiana złożonego już do GDOŚ raportu będzie wymagała wielu miesięcy. A Westinghouse sygnalizuje, że decyzja powinna zostać podjęta jak najszybciej, aby harmonogram z PPEJ był wykonalny.

Czarna przegrywa, czerwona wygrywa. Lub odwrotnie

Trzy karty przetargowe leżą więc na rządowym stoliku. Analogie do klasycznego benkla z bazaru Różyckiego nie są jednak uprawnione. Wiadomo, która karta jest która, nie ma benklarza, a grający wie, a przynajmniej powinien wiedzieć, co jest pod spodem. Nie powinien więc dać się orżnąć.

Technologie wspiera:
Nie powinniśmy ślepo kopiować rozwiązań z unijnej debaty - polski rynek energii nie jest ewenementem wśród europejskich modeli, ale mamy odmienną strukturę wytwarzania. Rozwiązaniem naraz bardziej efektywnym i sprawiedliwym jest stworzenie prawdziwego rynku węgla, który wpłynie na rynek energii.
wegiel ceny koszt
Rynek energii rozwija:
Projekty ustawy i rozporządzenia przygotowane przez rząd oznaczają, że wracamy do cen regulowanych, zarówno w hurcie, jak i w detalu, choć nie dla wszystkich. Ale wciąż bardzo dużo jest zagadek, przede wszystkim nie wiemy na jakie ceny hurtowe dla poszczególnych rodzajów elektrowni pozwoli Rada Ministrów w rozporządzeniu
Rząd kończy z rynkiem energii
Rynek energii rozwija:
Po 2025 r. kilkadziesiąt aktualnie działających bloków węglowych powinno zostać dostosowane do nowych warunków działania. Inaczej będą nierentowne, częściej będą się psuć, a system energetyczny będzie miał coraz więcej problemów. Dlaczego zatem nic się nie dzieje?
Oddzial Jaworzno III 04
Elektrownia Jaworzno III. Fot. Tauron
Materiał Partnera
Polskie przedsiębiorstwa mają już doświadczenie zdobyte na atomowych budowach, przede wszystkim w Finlandii. Ale skala zaangażowania polskich firm w powstanie pierwszej elektrowni atomowej w naszym kraju będzie zupełnie inna. To jedna z największych inwestycji w najnowszej historii Polski. Wielu rzeczy polskie firmy będą musiały się nauczyć.
Atom
Atom
Technologie wspiera:
Rynek energii rozwija: