Menu
Patronat honorowy Patronage
  1. Główna
  2. >
  3. Odnawialne źródła energii
  4. >
  5. Co dalej z zielonymi certyfikatami?

Co dalej z zielonymi certyfikatami?

System wsparcia energetyki odnawialnej w Polsce niemal zupełnie się załamał. Rząd nie zamierza go jednak naprawiać. Przekonuje, że tak będzie lepiej dla odbiorców energii. Czy rzeczywiście? WysokieNapiecie.pl analizuje przyczyny i skutki nadpodaży tzw. zielonych certyfikatów oraz perspektywy dla tego „rynku” do 2020 roku.

oze zc popyt podaz

System wsparcia energetyki odnawialnej w Polsce niemal zupełnie się załamał. Rząd nie zamierza go jednak naprawiać. Przekonuje, że tak będzie lepiej dla odbiorców energii. Czy rzeczywiście? WysokieNapiecie.pl analizuje przyczyny i skutki nadpodaży tzw. zielonych certyfikatów oraz perspektywy dla tego „rynku” do 2020 roku.

oze aukcjePodstawowy problem polskich producentów „zielonej” energii elektrycznej jest bardzo niska cena zielonych certyfikatów. Obok sprzedaży samego prądu, to drugie podstawowe źródło ich przychodów, dzięki któremu w ogóle opłacało się inwestować w biogazownie, spalanie biomasy i jej współspalanie z węglem, wiatraki czy nowe hydroelektrownie.

Jak działają zielone certyfikaty?

Producenci eko-energii otrzymują świadectwa pochodzenia energii źródeł odnawialnych (tzw. zielone certyfikaty) za każdą kilowatogodzinę wyprodukowaną z biomasy, wody, wiatru, czy słońca. Następnie sprzedają je (podobnie jak sam prąd) w transakcjach dwustronnych lub na giełdzie i za zarobione w ten sposób pieniądze pokrywają m.in. zakupy biomasy, utrzymanie elektrowni i spłatę kredytów inwestycyjnych.

Certyfikaty kupują przede wszystkim dostawcy energii elektrycznej (to gł. cztery największe państwowe koncerny: PGE, Enea, Tauron i Energa). Dzięki nim wypełniają obowiązek udziału „zielonej” energii w dostawach do klientów. Minimalny obowiązek udziału regulują przepisy – wyznaczając przy okazji popyt na certyfikaty. W ubiegłym roku sprzedawcy prądu musieli przedstawić Prezesowi Urzędu Regulacji Energetyki do umorzenia świadectwa pochodzenia energii z OZE pokrywające 14% wolumenu sprzedaży energii swoim klientom. To oznacza, że popyt na zielone certyfikaty wyniósł ok. 16,8 TWh.

Nadprodukcja „zielonego” prądu

Problem w tym, że w 2015 roku produkcja „zielonej” energii elektrycznej wyniosła 19% (22,5 TWh w stosunku do zużycia odbiorców w wysokości ok. 118 TWh, wliczając to częściowe zwolnienie z obowiązku zakupu certyfikatów przez przemysł energochłonny). W rezultacie co trzecia wyprodukowana kilowatogodzina była zbędna dla nabywców zielonych certyfikatów. Nadprodukcja utrzymuje się z resztą już od pięciu lat. Wystąpi także w tym roku. To podstawowy powód spadku cen certyfikatów.

oze moce 2016Skąd ta nadpodaż? W ocenie Ministerstwa Energii „technologią, która w największym stopniu przyczyniła się do wystąpienia nadpodaży zielonych certyfikatów w latach ubiegłych była technologia spalania wielopaliwowego [współspalania biomasy z węglem ─ red.], która do 2012 r. zanotowała najwyższy wzrost (co związane było z niskimi nakładami niezbędnymi do uruchomienia tego typu produkcji oraz z wysokimi przychodami uzyskiwanymi z tego tytułu).”

Resort samokrytycznie zwrócił uwagę, że w systemie zielonych certyfikatów na samym początku, już w 2005 roku, zaszyto błąd. Od razu przewidziano wysokie wsparcie, które umożliwiało rozwój wszystkim technologiom OZE, zamiast sukcesywnie je podnosić tak, aby na początku nasycać rynek najtańszymi technologiami lub zróżnicować pomoc dla różnych źródeł. W efekcie niemal równolegle rozwijało się współspalanie biomasy z węglem (najtańsze), energetyka wiatrowa (druga najtańsza technologia) oraz spalanie samej biomasy (m.in. w największym na świecie takim bloku o mocy 205 MW w Elektrowni Połaniec).

Częściowym rozwiązaniem tego problemu, na który trzeba było czekać aż dziesięć lat, było ograniczenie wsparcia dla tzw. zwykłego współspalania (od 2016 roku za jedną kilowatogodzinę „zielonej” energii z tej technologii przysługuje jedynie pół certyfikatu, co przy ich aktualnych cenach zupełnie wyeliminowało je z rynku).

Kumulacja certyfikatów

Sama nadprodukcja nie byłaby jeszcze tak dużym problemem, gdyby nie możliwość kumulacji certyfikatów na kolejne lata. W efekcie nawet niewielka nierównowaga na rynku w ciągu kilku lat prowadzi do uzbierania się potężnej górki. Z symulacji przeprowadzonych przez portal WysokieNapiecie.pl wynika, że na koniec 2016 roku nadmiar certyfikatów wyniesie już 21 TWh, co pozwoliłoby na zaspokojenie całego zapotrzebowania na nie aż do lutego 2018 roku.

Opłaty zastępcze

oze nadwyzka zielonych certyfikatow 2016Historia certyfikatowej „górki” nie sięga bynajmniej okresu ostatnich pięciu lat z nadprodukcją energii z OZE. Powstaje od początku funkcjonowania systemu, a więc od 2005 roku. Chociaż w latach 2006-2010 łączny niedobór certyfikatów wyniósł 6 TWh, to na koniec 2010 roku suma nieumorzonych świadectw pochodzenia przekraczała już 1,3 TWh. To efekt kolejnych dwóch błędów w funkcjonowaniu systemu.

Po pierwsze skoro certyfikaty można przechowywać na kolejne lata, to powinna istnieć lustrzana możliwość „zadłużania się” w certyfikatach. Gdy w danym roku produkcja energii z OZE jest zbyt mała, sprzedawca energii powinien mieć możliwość realizacji swojego obowiązku z certyfikatów zakontraktowanych i dostarczanych mu w następnych latach. To stymulowałoby rozwój rynku dostosowany do potrzeb. Takiej możliwości niestety nadal nie ma. W sytuacji niedoboru sprzedawcy po prostu uiszczali opłaty zastępcze. W dodatku część certyfikatów nie była umarzana nawet, gdy produkcja była mniejsza od potrzeb.

Po drugie sprzedawcy energii przez lata mogli wnosić opłaty zastępcze bez względu na sytuację na rynku zielonych certyfikatów. W przypadku drobnych sprzedawców i niewielkich wolumenów łatwiej było wpłacić odpowiednią kwotę na konto Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (nawet dość wysoką), niż kupować certyfikaty na giełdzie i umarzać za pośrednictwem Prezesa Urzędu Regulacji Energetyki. Teoretycznie dzisiaj, gdy certyfikaty można kupić po ok. 40 zł/MWh wpłacanie ponad 300 zł/MWh opłaty zastępczej jest szaleństwem, jednak tylko w pierwszej połowie roku na konto NFOŚiGW trafiło z tego tytułu 3,6 mln zł, co ponownie powiększyło „górkę” certyfikatów o kolejne 12 GWh.

Dołek na giełdzie

oze cena zc 13 10 2016W efekcie ogromnej „górki” i utrzymującej się bieżącej nadprodukcji ceny zielonych certyfikatów spadły do nienotowanych nigdy poziomów. We wrześniu w transakcjach dwustronnych sprzedawano je nawet po 20 zł/MWh, choć średnia na tym rynku utrzymała się w okolicach 100 zł/MWh.

W znacznie gorszej sytuacji jest większość inwestorów, w tym zwłaszcza drobnych, która nie ma umów długoterminowych na zakup certyfikatów lub, jak w przypadku umów ze spółkami kontrolowanymi przez Taurona i Eneę, zostały im one wypowiedziane. W transakcjach giełdowych indeks w połowie października spadł do 32 zł i chociaż od tego momentu utrzymuje się trend wzrostowy, to na ostatniej sesji certyfikaty nadal sprzedawane były zaledwie po 44 zł/MWh, a więc niespełna 18% tego, co jeszcze w 2014 roku.

Siła inercji

Zdaniem Ministra Energii problem sam się rozwiąże za sprawą działania mechanizmów rynkowych. Dlatego resort nie przewiduje żadnych interwencji na nim. Problem w tym, że gdy to urzędnicy administracyjnie ustalają cenę maksymalną, wysokość popytu i kary za brak realizacji obowiązku, trudno mówić o rynku. Tak naprawdę to od nich zależy jak kształtować się będzie zapotrzebowanie na certyfikaty.

Sytuację utrudnia dodatkowo wolno spadająca nadprodukcja. Instalacje o dużych kosztach kapitałowych w ogóle nie są w stanie ograniczyć produkcji, ze sprzedaży energii minimalizują bowiem straty. Tak funkcjonują farmy wiatrowe, hydroelektrownie, biogazownie i instalacje na biomasę. Ze względów czysto ekonomicznych będą produkować energię aż do bankructwa, a w zasadzie także i po nim, tyle że już na konto wierzycieli.  Według analiz portalu WysokieNapiecie.pl oznacza to, że z tegorocznej podaży zielnych certyfikatów na poziomie niemal 21 TWh, aż 18,5 TWh wytwarzane jest w instalacjach , które nie ograniczą produkcji w przyszłym roku, a do 2020 roku nie zmniejszą jej poniżej 16,5 TWh nawet przy bardzo niskiej cenie certyfikatów.

Podaż „zielonej” energii ograniczyć mogłyby przede wszystkim duże elektrownie węglowe. Jednak i w tym wypadku sytuacja nie jest prosta. Chociaż tzw. zwykłe współspalanie spadło w tym roku do zera, to utrzymuje się dedykowane współspalanie biomasy. Większość z nich jest już spłacona i mogłaby ograniczyć współspalanie. Tym bardziej, że obecna cena certyfikatów nie pokrywa im już nawet kosztów zmiennych. Jednak część przedsiębiorców otrzymała wsparcie na uruchomienie współspalania i przez pięć lat musi wykazać się tzw. okresem trwałości inwestycji. Innymi słowy muszą produkować aby nie musieć zwracać dotacji. To wydłuży okres zejścia ich produkcji (łącznie to ok. 1,5 TWh rocznie) z rynku jeszcze o kilka-kilkanaście miesięcy.

Co dalej z systemem zielonych certyfikatów?

oze zc popyt podazZgodnie z założeniami rządu rynek zielonych certyfikatów ma wygasać, a zastępować będzie go system aukcji OZE (przedsiębiorcy wygrywający aukcje z góry będą znać łączne przychody za produkowaną „zieloną” energię). Dlatego od połowy roku nowe instalacje nie nabywają już prawa do otrzymywania świadectw pochodzenia. Jednocześnie Ministerstwo Energii nie planuje jednak w najbliższych latach aukcji dla istniejących instalacji. To oznacza, że rynek zielonych certyfikatów powinien jeszcze przez kolejne lata pozwolić przynajmniej na utrzymanie się na powierzchni większości inwestorów.

Dotychczasowe posunięcia Ministerstwa Energii nie dają im jednak zbyt wielu złudzeń. W przyszłym roku obowiązek zakupu certyfikatów wyniesie 15,4%. To oznacza popyt na poziomie niespełna 18 TWh, podczas gdy prognozowana przez WysokieNapiecie.pl podaż certyfikatów będzie o ok. 0,7 TWh wyższa. Jeżeli rząd będzie podwyższał obowiązek o 1 punkt procentowy w kolejnych latach, wówczas do końca 2020 roku „górka” certyfikatów zmniejszy się do ok. 10 TWh, chociaż część analityków szacuje, że może być dwukrotnie wyższa, znaczenie mają bowiem nawet niewielkie różnice np. w popycie na energię.  

Oddalamy się od celu

oze udzial w polscce 2014 2016
Polska może nie zrealizować swoich celów zarówno w sektorze energii elektrycznej, jak i ciepła i transportu
Spadek produkcji „zielonej” energii posłuży inwestorom, którzy muszą pozostać na tym rynku. Zaszkodzi jednak rządowi. Polska jeszcze bardziej oddala się bowiem od realizacji celu udziału energii ze źródeł odnawialnych w 2020 roku. Zgodnie z rządowymi planami powinniśmy wówczas produkować ponad 32 TWh ekoprądu, a według analiz portalu WysokieNapiecie.pl produkcja spadnie do niespełna 17 TWh. Brakujący udział rząd teoretycznie powinien zastąpić energią oferowaną na aukcjach OZE. Już wiadomo, że zakłada istotny wzrost mocy zainstalowanej w panelach słonecznych. Do 2020 roku będziemy jednak pozyskiwać najwyżej 1-2 TWh prądu ze słońca.

Politycy koalicji PO-PSL planowali, że brakującą produkcję będą w stanie załatać dodatkową ilością biomasy współspalanej z węglem. Nowe przepisy, zarówno polskie jak i unijne, ten manewr bardzo jednak utrudniły, o ile zupełnie nie stał się już niemożliwy do wykonania.

Kluczowy problem to brak jakiejkolwiek wizji rozwoju polskiej energetyki i długofalowej strategii. Na razie Ministerstwo Energii posługuje się prognozami z projektu Polityki energetycznej Polski do 2050 roku pozostawionego jeszcze przez poprzedników. Zakłada on utrzymanie dotychczasowej produkcji energii z węgla i zaspokajanie rosnącego popytu już wyłącznie energią z OZE, gazu i atomu. To oznaczałoby, że moce nowych „zielonych” elektrowni powinny nadal szybko rosnąć. Tymczasem nie widać ani tego, ani realnego pomysłu co w zamian.

Zielone technologie rozwijają:

Skarga funduszu Arca Capital do Komisji Europejskiej na pomoc publiczną dla śląskiego górnictwa może poważnie wpłynąć na losy postępowania w Brukseli i bardzo skomplikować pozycję polskiego rządu.

wegielczechyimport

W najbliższych miesiącach Komisja Europejska powinna zaprezentować wyniki badań nad modelami synchronizacji systemów energetycznych krajów bałtyckich z resztą UE. Połączenia ze Szwecją, Finlandią i Polską oraz wolny rynek energii sprawiły, że uzależnienie od dostaw z Rosji i Białorusi w dużej mierze nie jest już dzisiaj największym problemem. Sytuacja jest bardziej skomplikowana jeśli chodzi o wzajemne zależności infrastrukturalne. 

sieci synchronizacja lt lv et
Rynek energii rozwija:

Ministerstwo Energii przekazało do konsultacji projekt rozporządzenia ws. obliczania udziału energii ze źródeł odnawialnych. W porównaniu z obowiązującymi przepisami zniknęły zastrzeżenia dotyczące niekopalnych źródeł energii i zrównoważonego rozwoju w przypadku biopaliw. Pojawiły się też nowe zapisy dotyczące współspalania, instalacji hybrydowych i energii z odpadów.

Dotyczy: obliczanie udziału energii ze źródeł odnawialnych w poszczególnych sektorach i końcowym zużyciu energii brutto
Tytuł: Rozporządzenie Ministra Energii ws. sposobu obliczania udziału energii ze źródeł odnawialnych
Etap: ministerstwo – konsultacje publicznej
Następny etap: przyjęcie rozporządzenia

{loadmodule mod_email}

gus oze
Rynek energii rozwija:

Rozwój energetyki odnawialnej to nie fanaberia bogatych krajów, a konieczność i oczywisty kierunek transformacji sektora energetycznego. W pięciu punktach tłumaczymy dlaczego polscy odbiorcy energii zyskają na budowie „zielonych” elektrowni więcej, niż wydadzą na ich wsparcie.

rynek import energii
Zielone technologie rozwijają: